Strona 6 z 7 PierwszyPierwszy 1 2 3 4 5 6 7 OstatniOstatni
Pokaż wyniki od 51 do 60 z 63

Wątek: Ambicja poskromiona

  1. #51
    Bieszczadnik Awatar deszcz1
    Na forum od
    08.2006
    Rodem z
    Łódź
    Postów
    86

    Domyślnie Odp: Ambicja poskromiona

    CD
    Przepraszam, zupełnie nie wiem jak i gdzie zapodziała sie końcówka tego dnia. Oto ona. Postaram sie wkrótce kontynuować, ale wciąż korzystam z gościnności siostruni.

    ...najokazalej prezentował się Łopiennik ( tak mniemam ale jak wynika z powyższego, mógłbym się srodze zawieść, dając za to głowę ). Póki jednak; nikt mnie z ewentualnego błędu nie wyprowadził, w tej rozłożystej górze, wabiącej zakamarkami, widzę Łopiennik właśnie. Jakoś nie wabiły mnie połoniny, czytelne i rozpoznane, owszem piękne ( widział kto brzydka Caryńską?), nie wzywały Rawki, ani niewyraźna Tarnica, kusił ten cholerny Łopiennik, dlaczego?
    Tuż za Jasłem miała, wedle mapy, odchodzić leśna droga do Roztok, ja jednak tak pochłonięty byłem swoją wędrówką śladami Londona, a może Curwooda, że mi pośród drzew umknęła, brudną pierzyna pokryta. I w ten sposób, niepostrzeżenie, przede wszystkim dla siebie, dotarłem na Okrąglik, bez wahania skręciłem w prawo. Zejście do Roztok, pomijając oczywiście asfaltowy odcinek, od przejścia granicznego, okazało się nader karkołomne. Te spiętrzone szańce, którymi biegnie ścieżka, jakkolwiek bardzo malownicze, wydawały się zupełnie bez sensu, po kiego licha one tutaj; żeby dostarczyć mi niewesołych refleksji na temat naszego gatunku, czy po to bym złamał nogę. Słowacja prezentowała się malowniczo, aczkolwiek , chyba ze względu na porę, trochę niewyraźnie.
    Zaszedłem do „ Cichej Doliny” i nikogo nie zastałem. Snułem się jakiś czas dookoła nim zdecydowałem się na radykalne kroki; w poczuciu świętokradztwa zapukałem do drzwi od zaplecza. I o dziwo otworzono mi. Gospodarz przyjął mnie gościnnie; zjadłem, wypiłem, a potem, już późnym wieczorem wyszedłem zerknąć na niebo. Jest gdzie takie piękne?
    Pozdrawiam
    Слава Польщi та Українi!

  2. #52
    Bieszczadnik Awatar joorg
    Na forum od
    01.2005
    Rodem z
    Krosno
    Postów
    2,335

    Domyślnie Odp: Ambicja poskromiona

    Cytat Zamieszczone przez deszcz1 Zobacz posta
    ...najokazalej prezentował się Łopiennik .... w tej rozłożystej górze, wabiącej zakamarkami, widzę Łopiennik właśnie........
    Bardzo "obrazowo" piszesz i z zainteresowaniem czytam Twoją relację.Przepraszam ,że wchodzę w temat, ale pozwól że dla potwierdzenia Twych słów załączę kilka zdjęć Łopinnika z tej samej "trasy" którą opisujesz.
    Łopiennik - Łopieninka --widok ze szlaku przed Małym Jasłem , z Jasła i ze szlaku z Okrąglika na Foreczat i Łopiennik z innego ujęcia - gdzieś ze szlaku Kremenaros - Riaba Skała .
    Ostatnio edytowane przez joorg ; 22-05-2007 o 21:06
    "dosyć często rozważam co jest warte me życie?...tam na dole zostało wszystko to co cię męczy ,patrząc z góry w około - świat wydaje się lepszy.."
    Pozdrawiam Janusz

  3. #53
    Bieszczadnik Awatar deszcz1
    Na forum od
    08.2006
    Rodem z
    Łódź
    Postów
    86

    Domyślnie Odp: Ambicja poskromiona

    Nim skończyłem tę relację znów pojawiłem się w Biesach, co skutecznie uniemożliwiło mi kontynuację. Niniejszym – powracam.


    Wtorek 17 kwietnia

    „ Cicha Dolina była „jak makiem zasiał”, przyjęła mnie gościnnie i wygodnie. Jak teraz ku niej spoglądam, znów, jak wielokroć, żałuje, że tam nie spędziłem więcej czasu.
    Cóż, przeznaczenie nomady.
    Nawet nie wiem o której wstałem, było jednak na tyle wcześnie bym po drodze mijał „ leśnych ludzi” śpieszących do pracy. Wędrowałem szosą, co i rusz schodząc ku Roztoczce, to znów tęsknie spoglądając w stronę Rosochy. Naprawdę żałowałem swojej decyzji, by ją i Hyrlatą ominąć; jawiły mi się tajemnicze i niedostępne ( przewodnik mówi o orientacyjnych kłopotach i mateczniku niedźwiedzi ), czyli cos w sam raz dla poszukiwacza kłopotów. Póki co; postanowiłem szukać ich gdzie indziej.
    Gdy zbliżałem się do Lisznej, po drodze zawierając niezobowiązująca znajomość z dzikiem zamieszkującym zagrodę przy leśniczówce, słońce wspięło się już na tyle wysoko by mój łepek prażyć niemiłosiernie. Wspominałem już o tum; moja głowa, niczym prócz rachitycznej szczeciny, nie chroniona – najzwyczajniej w świecie bolała; w przeddzień odkryłem naniej, z niejaka konsternacją, pęcherze. Żarty się skończyły. Teraz próbowałem zasłaniać czaszkę dłonią – musiałem się prezentować niczym salutujący NRD-owski pionier.
    Dotarłem do Majdanu. Przez chwilę rozważałem ewentualność sfotografowania się z wiklinowymi postaciami przy miejscowym barze; uznając jednak, że to turyście nie przystoi zapakowałem się do PKSu , do Komańczy
    Jako się rzekło; okazałem się specem od robienia kółek: wyszedłem z Cisnej a wsiadałem do autobusu, któremu dojazd a w.w. zajął 5 min..
    Miała ta moja nowa specjalność znaleźć jeszcze jedno potwierdzenie.
    Smutno mi się zdążało do Komańczy; droga wiodła wśród rozległych pagórkowatych i owszem ale nagich widoków; gdzież te leśne serpentyny. Serio, bardzo mi ten brak leśnej ściany przeszkadzał.
    Podróż umilało mi jeno dwóch wesołków z przodu; popijając piwko uroczo droczyli się o jego resztki i nikomu z wsiadających nie przepuszczali, a już wprost nie mogli się powstrzymać by nie pogwarzyć z młodą, atrakcyjną; jak zrozumiałem, pracownica pobliskiego sklepu; na ile owa atrakcyjność, a na ile miejsce pracy, miały tu znaczenie – waham się wyrokować.
    Dość „prowincjonalnie” objawiła mi się Komańcza. Odnoszę wrażenie, jakby była nieco zaniedbana i chaotyczna; brak wyraźnego centrum jak w Cisnej, powodował, że się „rozłaziła”
    Macie pojęcie jakie ploty krążą po mieście, w związku z pożarem cerkwi. Na pewno tak.
    Jako, że to ploty – zmilczę. Ale nie dam sobie zamknąć ust w kwestii zagrożeń dla bieszczadzkiej przyrody – nie zdzierżę – otóż; komuś zwiały świnie i to nie byle jakie ale wietnamskie. Wg relacji zmierzały w stronę Wysokiego Działu. Czy to coś krzyżuje się z dzikami? Będzie „dziki Vietkong” na stokach Chryszczatej?
    Powędrowałem oczywiście do klasztoru; tym bardziej zrozumiałe, że po drodze miałem schronisko. Przyznaję, nie odpowiada mi estetyka „ stacji” ale OK. Chciałem tam zwyczajnie być. Pooddychałem przez chwilę tym smym tchnieniem co ksiądz Prymas, telefonicznie poinformowałem o tym Babcię i zwiałem.
    Przez jakiś czas błądziłem po okolicy w poszukiwaniu czapki; kto narzeka na oznaczenia szlaków ( czyli min. ja ) , w pełni zasługuje na nauczkę korzystania z informacji reklamowych umieszczonych przy głównej drodze. Kawał „ Francji” zlazłem w poszukiwaniu nieistniejącego „ ciucholandu”. Trza było od razu uciec się do starożytnej metody: koniec języka za przewodnika. Gdy tylko to uczyniłem, komańczańskie tekstylne mroki rozświetlił blask; nie wiem: nadziei czy pstrokacizny i cekinów. Nic to. Łepetyna zyskała wreszcie ochronę w postaci eleganckiej czapki „ made in China”. Powędrowałem od stacji, bo tam mieścił się mody przybytek, ku cerkwiom.
    Bardzo mnie ubawił widok „ fundamentów” tej greckokatolickiej. Iście PRLowska farsa. Ważne, że obchodząc administracyjne i polityczne absurdy, miejscowi zyskali świątynię. Ileż było (jest?) w kraju takich manipulacji, by tylko coś dobrego zrobić.
    Wesołość nie mogła trwać długo; nigdy wcześniej w Komańczy nie byłem; gdy obiegała media wiadomość o pożarze odczułem to jako osobistą stratę; ubyło czegoś ważnego, pięknego, czegoś do odkrycia, poznania, zrozumienia, czegoś starego co mogło trwać.
    Powiedziano: „ śpieszmy się kochać ludzi…”
    Tu w Biesach ludzkie dzieła doświadczyły niewiarygodnego barbarzyństwa; nie tak, znów dawno oburzaliśmy się na Talików, którzy z czołgów ostrzeliwali posągi Buddy, a tu ; w nie tak przecież zamierzchłej przeszłości nasi ojcowie i dziadkowie postąpili tak samo. Szkoda. Tym bardziej cieszą miejsca jak Łopienka; to nie kwestia pokuty.
    Raczej szacunku i estetyki. Taka „ Herbertowska” – „kwestia smaku”. Było smutno. Podszedłem do osmolonych fundamentów; zawsze zwracam uwagę na to co jest przed wejściem do świątyni; zawsze wpatruję się w choćby najgładsze kamienie próbując odczytać kto po nich stąpał. Stałem tak i w kamień patrzyłem, a gdy wzrok podniosłem, spoczął na stercie spalonych belek za ogrodzeniem. Długo to trwać nie mogło bo bym się rozbeczał. Czas mi było wracać.
    W schronisku przez chwilę pobuszowałem po necie; potem zaś, bose stopy bezwstydnie eksponując zasiadłem na werandzie. Na swoje usprawiedliwienie zaznaczam – nie miałem kogo się wstydzić- znów byłem sam. Nocowało mi się arcyprzyjemnie i z trudem zwlokłem się z łóżka. Pożegnawszy się, nie bez żalu opuściłem pielesze schroniska. Ruszyłem ku Prełukom.
    Załączone obrazki Załączone obrazki
    Ostatnio edytowane przez deszcz1 ; 01-07-2007 o 16:34
    Pozdrawiam
    Слава Польщi та Українi!

  4. #54
    Bieszczadnik Awatar deszcz1
    Na forum od
    08.2006
    Rodem z
    Łódź
    Postów
    86

    Domyślnie Odp: Ambicja poskromiona

    Ciężko mi się do tego zabrać ale skończyć trzeba. Mam tu wszystko na „ brudno” więc mnie pamięć nie zawiedzie. Byłem potem w górach jeszcze cztery razy; nie wszystkie te wyprawy zasługują na opis, niektóre choć zasługują nie dostąpią tego, bo nie wszystkim chcę się dzielić.
    Tymczasem, jako się rzekło; czas kończyć…


    18 kwietnia 2007

    Przystanek na pierwszej polanie; pień drzewa, później – zdaje się w czerwcu widziałem na pobliskim drzewie wycięty grecki krzyż, z kwietnia jakoś go nie pamiętam. Parę łyków wody i w drogę, dalej błotnistą ścieżką.
    Nie najtragiczniejsze, przecież, podejście trochę mnie wkurzyło ( zmęczyło ), z radością więc przywitałem ten płaski odcinek.
    Stromiznę miałem dopiero zobaczyć; na szczęście przy zejściu.
    Było wcześnie, no nie świt wprawdzie ale zawszeć to poranek lecz jakoś mi się „ na uszy nie rzucał” żaden szczególny dźwięk, w rodzaju intensywnego ptasiego świergotu. Dopadł mnie za to, na wspomnianym zejściu, jakiś wrzask. Nie bardzo wiem jak ów dźwięk określić, nie używając powyższego słowa; był wysoki ale nie na tyle by pochodzić z ptasiej gardzieli ( tak sądzę ) i taki chropowaty; bez melodii i tempa. Rozlegało się to coś kilkakrotnie i trochę nieswojo poczułem się w „ głuszy”. Prełuki były nieopodal. No, ale czy mogą one uchodzić za ostoję cywilizacji – może forpocztę. Minąłem stacyjkę o architekturze… Jezu, jakiej architekturze. Minąłem po prostu budę, która niegdyś była stacją wąskotorówki; nawet troszkę nęciło mnie torowisko ale jako nowicjusz uznałem za stosowne trzymać się szlaku. Dziś, chętnie i bez obaw, pochaszczowałbym po okolicy. Wystarczyło skręcić w prawo by po chwili odnaleźć cerkwisko, sterczące kikuty krzyży, zwykłą bieszczadzką nostalgię, jakże rozdzierającą ale i kojącą ciszę. Wlokłem się prze te Prełuki i dalej, aż do mostu. Tu popełniłem straszliwy błąd ( dwukrotnie już naprawiony ); nie wlazłem nań – bo tablica przy drodze informowała, że to rezerwat przyrody. Legalizm zwyciężył, a ja zrekompensowałem sobie wyrzeczenie podziwiając okolicę z przeciwległego „urwiska”. Betonowa, śmiała klamra wśród drzew.
    Raźno ruszyłem dalej, ku Duszatynowi. Inaczej wyobrażałem sobie to miejsce; cóż mapy zawsze „kłamią”- sklep jest ale sezonowy, zabudowania są ale tak rozproszone, że trudno mówić o jakiejś integralności. Przysiadłem pod krzyżem; coś tam przegryzłem, sztachąłem lepkim od mgły powietrzem i cały czas niechętnie zerkałem na lepką błotnistą drogę…Nie znajdując alternatywy ciężko się podniosłem, ktoś z nas dwóch na pewno stęknął ( wiecie kogo mam na myśli ).Minąłem, grzecznie się witając, pracowników leśnych ( jest jakiś elegantszy eufemizm? ) w jakimś kołowym monstrum, a ich psiak, co nijak za potwora uchodzić nie mógł, choć się starał, obsobaczył mnie głośno i obelżywie, w niejaką konsternacje wprawiając. Do diaska, autentycznie przeraziła mnie wizja zdobywania Chryszczatej z kundelkiem u nogawki. Niechęć do obcych, bo ufam, że nie miał do mnie nic osobistego, przegrała w psim umyśle z miłością do swoich, a ja błogosławiąc kundelkową wierność i przeklinając rozmemłaną drogę, ruszyłem przed siebie. Postanowiłem porzucić trakt i iść oznaczonym szlakiem. Miewa się kretyńskie pomysły. Ścieżka nijak nie chciała pozbawić mnie uroków podziwiania księżycowych kolein, cały czas biegła niemal ich skrajem. Szlak przegrał z koleinami, które jakkolwiek upstrzone burymi kałużami, miewały i względnie wygodne, stabilne i suche odcinki, na tyle liczne, by gwarantowały większe tempo i wygodę. Potem znów, w nieco karkołomny sposób, wędrowałem wąskim brzegiem głęboko werżniętej zrywkowej drogi. Wydawało mi się, że czas goni niemiłosiernie. Było ponuro; po lesie snuły się strzępy mgły, a coś co waham się nazwać deszczem siąpiło z nieba, a właściwie zewsząd. Tak sobie szedłem i w żaden konflikt z którymkolwiek z elementów wyposażenia nie wchodząc; pośród brudnej , zgniłej, przeuroczej wiosennej zieleni dotarłem do bajorka, które w moim przekonaniu było pozostałością najmniejszego z jeziorek, pozostawiłem je za sobą, okazując, symboliczne jeno zainteresowanie.

    CDN
    Pozdrawiam
    Слава Польщi та Українi!

  5. #55
    Forumowicz Roku 2018
    Kronikarz Roku 2018
    Forumowicz Roku 2017
    Kronikarz Roku 2014
    Ekspert Roku 2013
    Korespondent Roku 2008
    Awatar sir Bazyl
    Na forum od
    09.2005
    Rodem z
    Resmiasto
    Postów
    3,102

    Domyślnie Odp: Ambicja poskromiona

    Wykorzystując stałe fragmenty wypowiedzi znanego Wetlińskiego Niedźwiedzia powiem krótko: "psia krew" Deszczu, cieszę się, że wróciłeś "w mordę jeża" na forum.
    Ostatnio edytowane przez sir Bazyl ; 16-03-2008 o 19:07
    "Rozum mówi nie raz: nie idź, a coś ciągnie nieprzeparcie i tylko słaby nie ulega; każdy z nas ma chwile lekkomyślności, którym zawdzięcza najpiękniejsze przeżycia." W. Krygowski

  6. #56
    Bieszczadnik Awatar deszcz1
    Na forum od
    08.2006
    Rodem z
    Łódź
    Postów
    86

    Domyślnie Odp: Ambicja poskromiona

    18 kwietnia Cd

    Ścieżka biegła ( sami wiecie jak – szlakiem ); Olchowego miałem po prawej, po lewej dość stromy stok…, przed sobą dwa, albo i trzy potężne buczyska, które zwaliły się centralnie w poprzek mojej drogi. Byłem oburzony. Spróbowałem się przedrzeć przez gałęzie korony ( koron) i jakoś mi nie poszło – wszystko śliskie od wilgoci, zresztą nijak się między konarami przecisnąć nie mogłem. Stałem przed tą przeszkodą bezsilny i zły. Wydawałoby się nic prostszego jak pokonać ją choćby i górą; wyznaję nawet nie próbowałem. Nie jestem ani ułomkiem, ani niedojdą ale na nic były moje przymioty ( tu wymienione w formie zaprzeczeń negatywu – dodam, że w liczbie dalekiej od wyczerpania ) – oceniałem sytuację jako beznadziejną; byłem zmęczony, nieco już przemoknięty i objuczony. Nie mogłem tak wiecznie kontemplować swego położenia, trzeba było podjąć decyzję; tak więc, klnąc pod nosem, na czworaka ( no, podpierając się od czasu do czasu rękoma ) począłem wspinać się po stoku grzęznąc w mokrym listowiu. Gdy dotarłem do korzeni pierwszego drzewa, ze wściekłością odkryłem, że … następny rósł powyżej. Znów drapałem ściółkę w poszukiwaniu oparcia, znów pociłem się próbując zachować równowagę gdy nogi się rozjeżdżały, a plecak próbował sprytnie pociągnąć to jedną, to w drugą stronę. Do tyłu nie dałem się pociągnąć – łażąc na czterech kończynach to byłaby nawet dla mnie sztuka nie lada ale podłoże, raz po raz, znajdowało się na tyle blisko mojego nosa bym poczuł woń mokrych liści i ujrzał widmo klęski.
    Dałem radę. W poczuciu tryumfu nawet udokumentowałem zdradzieckie buki ale wyszły tak jakoś niepozornie. Wkrótce otrzymałem nagrodę.
    Nie żebym szczególnie uważnie obserwował podłoże ( z wyjątkiem powyższej sytuacji ); ot zwyczajnie cos plamistego przyciągnęło moja uwagę. Na skraju ścieżki wylegiwała się salamandra. Nie spotkałem wilka, rysia czy żubra, misie przezornie schodzą mi z drogi, czasem jeno pozostawiając odcisk łap; ale ta śliczność wynagradzała mi ten ostentacyjny ostracyzm fauny bieszczadzkiej. Czarno – pomarańczowa mordka wdzięcznie mi pozowała i tylko mej fotograficznej nieudolności i podnieceniu, zawdzięczam taka, a nie inna jakość zdjęć
    Usatysfakcjonowany jako łowca czule pożegnałem „ogniotrwałego” zwierzaka i ruszyłem.
    Wypatrywałem wśród drzew tafli wody; uprzedziła mnie tablica: „Rezerwat…”. Istotnie krajobraz już od dawna mówił co tu się wydarzyło ale jak wiadomo – podróże kształcą ale jeno wykształconych. Próbowałem odnaleźć ślady katastrofy sprzed 100 lat i nawet niby je widziałem ale, że się tak wyrażę; nie stało czasu i chęci na dogłębną analizę.
    Za to, gdy mi się już objawiło dolne jeziorko, byłem autentycznie Zachwycony…, zziajany, zmoczony, zziębnięty i Zachwycony. Oczarowany tonią o, której marzyłem, wpatrywałem się w kikuty sterczące pośród deszczowych kręgów. Wiem, że spotkania to ważny element, nie tylko moich, również naszych peregrynacji po Biesach; spotykałem tam i wcześniej, i wtedy, i potem wspaniałych ludzi ale dobrze jest się spotkać ze sobą, przejrzeć w tafli górskiego jeziorka. Nie żeby można było dojrzeć coś szczególnego, zresztą - może ale w takich chwilach: w lesie, na dnie cienistej doliny, na jasnej polanie, w strugach deszczu, oparach mgły, czy na nagrzanej słońcem skale, pachnącej łące przez chwilę czuje się jak „syn marnotrawny” – przyjęty choć odszedł. Takie tam dyrdymały.
    Byłem w mocno refleksyjnym nastroju. Strawa duchowa, nieco zresztą jałowa, na razie wystarczył; parę łyków wody, bynajmniej nie z jeziorka i kilka dymków nieinwazyjnie wtapiających się w mgłę pokrzepiło mnie na tyle bym mógł brnąć dalej.
    Załączone obrazki Załączone obrazki
    Pozdrawiam
    Слава Польщi та Українi!

  7. #57
    Bieszczadnik Awatar deszcz1
    Na forum od
    08.2006
    Rodem z
    Łódź
    Postów
    86

    Domyślnie Odp: Ambicja poskromiona

    18 kwietnia Cd
    Drugie jeziorko też mnie zauroczyło. Jak można, dać się tak wkręcać przyrodzie? Próbując patrzeć na to obiektywnie ( by nie rzec – cynicznie ) miałem do czynienia z „ malowniczą glinianką” ;trochę trzcin, jakieś inne rodzaje zielska, obumarłe kikuty, rozmazany obraz żab w toni, cichy las wokół. Ja k byłem mały, byle bajoro dostarczało mi takich wrażeń.
    Nie zrozumcie mnie źle, ja tylko próbuje zrozumieć jakaż to magiczna siła czyni takie miejsca cudownymi. Myślę, że część odpowiedzi tkwi w każdym z nas. Nie żebym był nosicielem cudowności, już raczej jestem jej złakniony.
    Zresztą uroda tego miejsca nie tkwi w spektakularności, a raczej w czymś co można by określić jako sentymentalny czar. Znów bajdurzę ale wrócę tam z pewnością ( już to zrobiłem ) i to nie raz jeden, znów dam się uwieść, znów będę szczę…
    Szedłem cały czas szlakiem. Z prawej, widoczność ograniczał wyraźny wał; nie bardzo chciało ale przemogłem się by zrobić te kilkanaście kroków i zerknąć na druga stronę. I znowu nic powalającego, żaden tam „Wielki Kanion” – przede mną była niecka osuwiska, chciałoby się powiedzieć; las jak las tylko w dołku. Czytałem, że drzewa tam są młodsze niż wokół, to nawet dość oczywiste ale ta informacja wówczas, jakoś nie zrobiła furory w mojej mózgownicy: „las jak las” – tak, jakoś niezbyt subtelnie to postrzegałem, jak zresztą mogłem inaczej skoro o wieku drzew wiem tylko tyle, że oszacować można go po słojach ( miałem ciąć? ) albo, co już chyba jest ewidentną ignorancją, po wzroście. Gdzieś już napisałem: podróże kształcą… Po prostu nie myślałem o tym wszystkim( o ile, o czymkolwiek ), trudno nawet powiedzieć, że patrzyłem, raczej chłonąłem.
    Zaczęło się robić nieswojo; cos nadal siąpiło, a mgła gęstniała. Właściwie to podniecała mnie perspektywa zagubienia się. Co to takiego ta Chryszczata? „ Brewiarz” mówił coś o „wycinkowych widokach na wschodnim stoku”. A gdzie jest wschodni stok, gdzie jest Chryszczata? Znalazłem. Guzik dało. Mgła. Wszędzie mgła. Jakaś kupka śniegu w dole: ot i wszystko. A ja szczęśliwy jak diabli: ten kawał betonu na szczycie był jak znak wtajemniczenia, kolejny stopień.
    Tymczasem, pora zadecydować co dalej; kusiło mnie Rabe ale chciałem też wracać do wąsko ( możliwie najwęziej ) pojętej cywilizacji. Dziś na niebiesko – uznałem. Mgła gęstniała i o dziwo sprawiała tym większą radość. Jakoś dziwnie dobrze się w niej czułem, w ty nieustannym siąpieniu. Doświadczyłem później czegoś podobnego – na Obnodze tam było to zwielokrotnione, wokół nie było żadnych konturów niczego, tylko ścieżka która po paru metrach rozpływała się. Nadspodziewanie szybko mi ta droga dół minęła; Ktoś ze świata wyrwał mnie i pogrążył z i w tym zachwycie. Na Suliłę patrzyłem jak noworodek, mgliło mi się iść w prawo ale skręciłem do Turzańska.

    I oczywiście wszystkim forumowiczom życzę Wesołych Świąt
    Załączone obrazki Załączone obrazki
    Ostatnio edytowane przez deszcz1 ; 21-03-2008 o 19:10 Powód: Życzenia
    Pozdrawiam
    Слава Польщi та Українi!

  8. #58
    Poeta Roku 2010
    Poeta Roku 2009
    Poeta Roku 2008

    Awatar WUKA
    Na forum od
    07.2006
    Rodem z
    Toruń
    Postów
    3,907

    Domyślnie Odp: Ambicja poskromiona

    To była świetna OPOWIEŚĆ ! Może znów coś przeczytamy?

  9. #59
    Bieszczadnik Awatar deszcz1
    Na forum od
    08.2006
    Rodem z
    Łódź
    Postów
    86

    Domyślnie Odp: Ambicja poskromiona

    To może, troszkę potrwać. Nie byłem, w Biesach, już prawie rok. Najbliżej znalazłem się będąc w Nowej Wsi, w B.Niskim.
    Tam też, gdym zszedł od pustelni św. Jana, po raz ostatni, widziałem drogowskaz na Cisną. A było to w czerwcu ubiegłego roku.
    Dlaczego tak? Ano dlatego, że na stare lata, zachciało mi się nauki i od kwietnia (rok już prawie ) jestem na kursie przewodników beskidzkich SKPB Łódź.
    Ot, taka okrężna ( czyli w moim stylu ) droga, by wrócić w Biesy bardziej świadomym.

    Może uda mi się coś popełnić w wolnej chwili: jak to nocowałem na ambonie na Hyrlatej, albo jak mnie na Bukowym powaliło.

    PS Właśnie mam egzamin połówkowy; jak się uda, to dla uczczenia może się wybiorę w Bieszczady, a jak nie, to żeby przemyśleć to i owo, też nadadzą się jak mało które miejsce.
    Pozdrawiam
    Слава Польщi та Українi!

  10. #60
    Poeta Roku 2010
    Poeta Roku 2009
    Poeta Roku 2008

    Awatar WUKA
    Na forum od
    07.2006
    Rodem z
    Toruń
    Postów
    3,907

    Domyślnie Odp: Ambicja poskromiona

    No to powodzenia i CZEKAMY!

Informacje o wątku

Użytkownicy przeglądający ten wątek

Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)

Podobne wątki

  1. Ambicja
    Przez Piskal w dziale Poezja i proza Bieszczadu...
    Odpowiedzi: 1
    Ostatni post / autor: 21-05-2010, 20:53

Zakładki

Zakładki

Uprawnienia umieszczania postów

  • Nie możesz zakładać nowych tematów
  • Nie możesz pisać wiadomości
  • Nie możesz dodawać załączników
  • Nie możesz edytować swoich postów
  •