Witam.
O tym, że jestem idiotą przekonałem się już szukając żubra w...Lesku.
Między 6, a 9 rano 11 pażdziernika wędrowałem po mieście, to w dół, to w górę poszukując pewnego(wiadomego) banku. Jakim cudem na moich plecach wędrowało 25 do 30 kg "niezbędnego" ekwipunku, nie potrafiłem sobie wyjaśnić. Potem, chyba dla osłody, dane mi było przemiłe spotkanie z panem Naterem(" jak sądzę") u którego zgrywałem zdjęcia z ... Kanarów( nie moje, uchowaj Boże).Kompletna paranoja. Ale jako sie rzekło, spotkanie było bardzo miłe; dane mi było zerknąć do wnetrza kartonowych pudełek pełnych;mgieł, drzew, strumieni,gór, wilków i innych żyjątek, jednym słowem Biesy w pudełkach.
Na pytanie dokąd zmierzam odparłem, że min. do Sianek, a w łepetynie roiło mi się jeszcze: Tarnica, Rawki, Krywe,Tworylne, Łopienka, Dwernik, Duszatyn.
Wracać miałem mniej wiecej za tydzień-jeszcze jeden dowód, że jestem niespełna rozumu. Czas pokazał co było tylko rojeniami,a co miało sie spełnić, niekiedy z naddatkiem.Pan Nater życzył mi "pięknych mgieł", a ja ruszyłem.
I dolazłem pod Kamień Leski.Tam zacząłem pstrykać i nagle odkryłem,że na 128 MB karcie "weszło" mi 10 zdjęć.Na Biesy ciut mało choc miałem jeszcze 512.Dość samobiczowania, aż takim kretynem nie mogę przecież być, ewolucja chyba by mnie juz wyeliminowała.Jakkolwiek aparat cyfrowy skrywa dla mnie wciąż wiele tajemnic udało mi sie przywrócić właściwe proporcje.O d Kamienia ruszyłem na Uherce ze szczerym zamiarem obejżenia dworu Balów.
Skorzyzstałem z autostopu, jadąc na błotniku ciągnika i słuchając dość standardowego zestawu utyskiwań na terażniejszość i chwalby PRLu.Ale generalnie miło było, zwłaszcza,że nie polemizowałem.W Uhercach utknąłem z powodu żubra... pod sklepem.Panowie w których towarzystwie raczyłem się szlachetnym trunkiem(wiadomym) uświadomili mi, że ów dwór to kupa bali i generalnie nic ciekawego (czy tak jest w istocie?),łatwo przyszło mi sie z nimi zgodzić zwłaszcza,że pora była juz późna-15, a jeden z nich, miły skadinąd jegomość coraz usilniej namawiał mnie do noclegu u siebie.Widząc żem turysta, co się zowie(patrz - plecak)i nie kojarząc tego wyrażnie z umysłowym niedowładem,darował sobie zbędną reklamę i bez ceregieli przyznał,że warunki skromne ale gość w dom....
Całkiem serio - za dobrą wolę i miłą całkiem pogwarkę, w tym miejscu obu panom dziękuję.Dalejże więc w bardziej znajome strony.PKsem do Polańczyka ( po drodze zgubiłem laminowaną mapę Biesów, czego aż do Wetliny darować sobie nie mogłem- tam nabyłem taka samą), astamtąd do bukowca juz ostatnim autobusem.No tutaj to przynajmniej juz byłem-pomyslałem stojąc smotnie na pgrążającym sie w ciemnościach przystanku i słusznie - przynajmniej wiedziałem gdzie uderzać.Smiało wkroczyłem do pustego ośrodka...
Zakładki