Aleksander Sołżenicyn – Okruchy.
„Kloc wiązowy”
Piłowaliśmy drzewo, wzięliśmy kloc wiązowy – i aż krzyknęliśmy: od czasu kiedy w zeszłym roku zrąbano pień i wleczono traktorem, i rozpiłowano na części, i wrzucono na barki i samochody, i układano w sągi, i zwalono na ziemię – kloc wiązowy nie poddał się! Wypuścił z siebie świeży zielony pęd – cały przyszły wiąz albo gałąź gęsto szumiącą.
Złożyliśmy już kloc na kozłach jak na szafocie, ale nie decydowaliśmy się na werżnięcie się piłą w szyję: jakże go piłować? Przecież on też chce żyć! Widać, jak bardzo chce żyć – bardziej niż my!
„Ognisko i mrówki”
Wrzuciłem do ogniska zgniłą gałąź, nie zauważyłem, że we wnętrzu jej mieszka mnóstwo mrówek. Gałąź zatrzeszczała, mrówki wysypały się i zaczęły miotać się w desperacji, biegały i skręcały się ginąc w ogniu. Zaczepiłem gałąź i odciągnąłem ją na skraj ogniska. Teraz wiele mrówek się ratowało – zsuwały się na piasek, w igły sosnowe. Ale dziwne: nie uciekały od ogniska. Ledwie pokonały przerażenie, zawracały, kręciły się i – jakaś siła przyciągała je z powrotem, ku porzuconej ojczyźnie! – i było wiele takich, które znowu wbiegały na płonącą gałąź, miotały się po niej i tam ginęły…
Zakładki