A ja nawet wole isc w krzaki, wygrzebac sobie dolek i kucnąc nad nim wśród spiewu ptakow i zapachu igliwia, niż w śmierdzącej latrynie lansować postawę że "moje musi być na wierzchu". ;p

Zawsze przypomina mi sie wtedy taki wierszyk:
"Nie ma to jak w letniej porze
Mozna wysrać sie na dworze
Cieply wietrzyk w dupę dmucha
A nad gównem krąży mucha".

I wtedy wiem że mam wakacje. :D No co poradze, że mam khem, khem fekaliczne poczucie humoru...

A najbardziej wstrzasający kibelek widzialam na stacji kolejowej w Wołosiance: obsrana dziura w betonie, obok przypięta druten do ściany wiklinowa miotełka do zmiatania w dziure niecelnych strzałow, a kucając mialo sie przez wybite okno szeroki prospet na podwórko - i vice versa.

pzdr,
Szaszka