Strona 15 z 54 PierwszyPierwszy ... 5 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 25 ... OstatniOstatni
Pokaż wyniki od 141 do 150 z 533

Wątek: Czy "zakapior" Bieszczadzki to idol?

  1. #141
    Bieszczadnik
    Na forum od
    12.2006
    Postów
    301

    Domyślnie Odp: Czy "zakapior" Bieszczadzki to idol?

    Oj,bedzie to spieprzanie,
    poranne chlanie,
    i kaczek obdzieranie,
    a kaczki wilkom rzucimy,
    by przeżyły do zimy(wilki),

    hej,jedzie gazda nocą,
    wilkom ocy się złocą.
    psed gazdom stojom i prawią,
    a ślipki im się łzawią:
    nie chcem juz zodnej owiecki.
    ani podobnej siecki,
    kaczki bedziemy zarly,
    oby wsyćkie pomarly

    i tak wilki w Bieszczadzie ostały
    i wsyćkie dobrze sie mialy.
    przy watrach dziady nocami
    bawily sie flaseckami,a kacek nie było ani
    miedzy nami!
    Hej,bendom to casy pikne,
    ostatnia kacka zniknie,
    a idze ty,dziadówo -
    nasz Bieszczad sobie spluwo.
    Zadnych kacek na swiecie.
    ani w innym powiecie!

  2. #142
    Bieszczadnik Awatar chris
    Na forum od
    11.2004
    Rodem z
    Kristiansand i ... ;)
    Postów
    870

    Domyślnie Odp: Czy "zakapior" Bieszczadzki to idol?

    Juraj, forum jest apolytycne o arelygyjne, łem skąd ta goralsyzna abo mazuzenie??? Pozdro.

  3. #143
    Bieszczadnik
    Na forum od
    12.2006
    Postów
    301

    Domyślnie Odp: Czy "zakapior" Bieszczadzki to idol?

    dziad wysłany na spieprzanie tez sobie kombinuje,stąd wariacyje (czytaj: wariacje)na tematy.Sorry gigantyczne.Szpiegi latają,tsssss.Lepiej juz o tych wilkach co zżarły wszystkie stada,nie tylko baranie.Słyszałem nawet,ze grozi niedobór mięs dla ludnosci. Wilki zżarły nawet mohery jako przykrycia głów.Co bedzie dalej,gdy dobiora sie do nosicielek. strach pomyśleć wśrod samych sukcesów.Jeszcze pomiesza mi sie w glowie,bom jest w Babel. Apage polityko,fuj,precz!

    Niesmialo pozdrawiam,chris.

  4. #144
    prowydnyk chaszczowy Awatar Browar
    Na forum od
    01.2006
    Rodem z
    Kraków
    Postów
    2,834

    Domyślnie Odp: Czy "zakapior" Bieszczadzki to idol?

    W odpowiedzi na apel Sir Bazyla z wątku o Wojtku Dziubasie (http://forum.bieszczady.info.pl/show...8697#post48697) zapodaję: http://miasta.gazeta.pl/rzeszow/1,34961,415565.html
    Ballada o Jędrku Połoninie
    redPor
    2001-09-02, ostatnia aktualizacja 2001-09-02 12:40
    Za kilka dni minie kolejna rocznica śmierci Jędrka. Kiedy będziecie przejeżdżać przez Kulaszne, możecie spotkać się z nim na cmentarzu. Pod krzyżem z końskich podków, przywalony kamieniem, spoczywa po ziemskiej tułaczce, czekając na zmartwychwstanie. Zmówcie za Jędrka: Zdrowaś Mario i Wieczne Odpoczywanie. Możecie też, jak czynią to niektórzy, zostawić na grobie flaszkę piwa dla skacowanych życiem wędrowców...
    "Kiedyś był tylko Andrzejem Wasielewskim spod Torunia, teraz jest Jędrkiem Połoniną, królem bieszczadzkiej cyganerii, największym z największych wagabundów i artystą. W tym jego popapranym żywocie ani cerkiewni święci, ani sam diabeł nie mogą doszukać się sensu, a przecież to takie proste - on naszemu życiu przydaje radości, obdarowując nas rzeźbami, rysunkami, akwarelami, madonnami, dusiołkami, kapelami, aniołami, za które płacimy mu grosz marny, stawiamy piwo albo zapraszamy na domowy obiad. To nieprawda, że Jędrek nie ma nic, bo on ma całe Bieszczady. To nieprawda, że Jędrek nie ma nikogo, bo on ma nas wszystkich i w zagrodzie naszych serc zawsze będzie dla niego ciepły kąt, szklanka mocnej herbaty i kromka chleba, bodaj ze smalcem, kiedy spóźni się na pierogi..." Taką inwokację napisałem do folderu jego pierwszej wystawy indywidualnej.

    Jędrek Wasielewski zjawił się w Bieszczadach pod koniec lat sześćdziesiątych. Miały być jego wakacyjną przygodą, a stały się niemal ziemią obiecaną. To prawda, że już wtedy jako siedemnastolatek strugał świątki, ale dopiero tu w Bieszczadzie stał się prawdziwym artystą. Początkowo zwali go Jędrusiem Świątkarzem. Najczęściej gościł w Wetlinie, często u Lutka Pińczuka na połoninie. Stąd właśnie wzięło się jego artystyczno-kowbojskie przezwanie - Połonina. Ale także tam w Wetlinie stała się rzecz niedobra. Jędrek wszedł w środowisko zakapiorów bieszczadzkich. Rozsmakował się w balangach, a te, jak wiemy, były huczne i upojne. Młodzieńcowi z nizin imponowali ci prawdziwi górale, co potrafili pracować do utraty tchu, a potem pić do utraty przytomności, dopóki nie przepuścili wszystkiej forsy. Taki właśnie był ówczesny bieszczadzki romantyzm z początku epoki gierkowskiej, kiedy "Polska rosła w siłę, a ludziom miało żyć się dostatniej".

    Z połonin zszedł w doliny

    Próbował żyć normalnie i gazdować. Miał nawet swój dom, owce, konie i psy. Chciał się ustatkować, ale cygańska natura gnała go ciągle z miejsca na miejsce. Mieszkał kolejno w Glinnem, Orelcu, Solinie, Terce, Wetlinie, Lesku, Zagórzu i Kulasznem. Tam w Glinnem właśnie go poznałem. Wynajął starą drewnianą chatę z dużą izbą kuchenną, komorą i sienią. Wtedy też kupiłem od niego pierwsze rzeźby. O sprzedaż "Madonny w drewnianej koronie" molestowałem go kilka miesięcy. Madonna miała twarz Grażyny, jego żony.

    Wówczas pracował jako palacz w kotłowni Technikum Leśnego w Lesku. Między kolejnymi szuflowaniami koksu do pieców - rzeźbił. Zaproponowałem mu pracę w galerii "Synagoga" na etacie "galernika". Wprost z kotłowni przeszedł na salony. Ale po trzech miesiącach porzucił pracę. Zwyczajnie, któregoś dnia po prostu nie przyszedł do roboty. Podobno spotkał znajomych i pojechał z nimi do Lublina. Wrócił po dwóch tygodniach. Grażyna czekała na niego. Praca nie. I chociaż nasze służbowe drogi rozeszły się, nadal pozostaliśmy przyjaciółmi.

    W Orelcu zaczął realizować swoje marzenie o kowbojowaniu. Jednego konia kupił, drugiego, źrebaka ktoś mu podarował. Nazwał je "Gwiazdką" i "Północką". Bywało, siadał na konia i jechał w daleką dal, od wsi do wsi, bo w każdej miał przyjaciół i znajomych, u których popasał. Wtedy właśnie jego malownicza postać utrwaliła się w krajobrazie Bieszczadów. Na koniu, w kowbojskim przebraniu budził powszechne zainteresowanie. I nic to, że taki kowboj był tu tylko jeden. Opowieść o nim szła w Polskę i obrastała legendą, kowbojską legendą.

    Bywało, że w jukach woził rzeźby, bo przecież musiał z czegoś żyć. Zsiadał z konia i proponował turystom kupno swoich Cyrylów - takich świętych rzeźbionych na wąskich deseczkach. Cyryla wystrugiwał w godzinę, góra w dwie. Ludzie chętnie kupowali ruskich świętych od bieszczadzkiego kowboja. Kiedyś w jednym z felietonów o nim pisałem: Bo ty, prawdę powiedziawszy, za dziwo w Bieszczadach robisz, a nie za artystę. Ostatni kowboj, ostatnie country i ostatni wychodzisz z karczmy. Komu Cyryla, komu, bo idę do domu... A przecież ty nie swój, ale nasz - bieszczadzki. Wiosna się zieleni, lato krasi, jesień złoci, zima bieli, a ty ciągle taki sam: świątkowo-kowbojski i małotrzeźwy. Odmień się, Jędruś, odmień, co ci szkodzi. Sam przyznał, że oni jednym słowem nie skłamałem. Ale się nie odmienił.

    Może dlatego właśnie

    rzeźbił coraz bardziej piękne madonny, anioły, kapele, malował jesienną paletą barw bieszczadzkie strachy i cerkiewnych świętych. Rozchodziły się te cudeńka po szerokim świecie i budziły zachwyt. Kupiłem od niego tę pierwszą kapelę jaka wyszła spod jego dłuta. Potem wiele razy sięgał po ten motyw, bo życie w nieustannym pośpiechu zmuszało go do powielania samego siebie. Ale żadna z kolejnych kapel nie miała już tej dynamiki, tej poezji, co pierwsza.

    Któregoś dnia jego chałupa w Orelcu spłonęła. Wtedy przeniósł się do Soliny, do bloku. Grażyna, jego żona, tam właśnie dostała mieszkanie. Ale Jędruś źle znosił ten przedsionek siermiężnej cywilizacji. Przede wszystkim nie mógł tam rzeźbić. Zaczął malować na szkle. Madonny i różnych świętych. Jednak jego powołaniem była przede wszystkim rzeźba. Coś zaczynało pękać między nim i Grażyną. Coraz częściej przebywał poza domem, coraz częściej wracał nieludzko sponiewierany i pijany do nieprzytomności. Wreszcie ich drogi się rozeszły.

    Wtedy poznał Basię, nauczycielkę z Lublina. Był nią zauroczony, snuli wspólne plany na przyszłość. Ona, pełna niepokoju, pytała jego znajomych, czy można mu zaufać. Odradzali, ale ostatecznie mówili - spróbuj. Załatwiła sobie pracę w szkole w Krempnej. Zamienił Jędruś Bieszczady na Beskid Niski. Było dobrze może miesiąc, może dwa. Kiedy minęło zauroczenie Basią, poczuł się tam jakoś obco, jak nie na swoim miejscu, bo ani z kim wypić, ani pogadać. Wracał tu na kilka dni, potem coraz na dłużej, aż wreszcie został. On tu, ona tam. I tak skończył się jego sen o wielkiej miłości i losu odmianie.
    cdn
    Pozdrav

  5. #145
    prowydnyk chaszczowy Awatar Browar
    Na forum od
    01.2006
    Rodem z
    Kraków
    Postów
    2,834

    Domyślnie Odp: Czy "zakapior" Bieszczadzki to idol?

    Ciąg dalszy:
    A kiedy wrócił do Bieszczady

    w Terce wynajął dom. Starą bojkowską chyżę, pokrytą słomianym dachem. Malownicza to była chata, ale do mieszkania niezbyt zdatna. Wytrzymał w tym skansenie chyba z dwa lata. Zaprzyjaźnił się z sąsiadami. Nawet nosił się z zamiarem kupienia tej chałupy. Tam zaczął rzeźbić "Madonnę z dziuplą dla ptaszka". Wiele razy sięgał po ten temat. Ale znów, jak przy kapeli, ta pierwsza deska nie ma sobie równych.

    Byłem u niego w Terce kilka razy. Na początku sprawiał wrażenie autentycznie zafascynowanego tym miejscem i mieszkającymi tam ludźmi. Pamiętam, kiedyś pojechaliśmy do jego znajomych drwali w Polankach. Koniecznie chciał, żeby Wacuś opowiedział mi o Jorgusiu, jak poszedł do nieba bez nóg. Mówił - to musisz opisać. Ale rozmowa się nie kleiła. Wacuś był trzeźwy, Jędruś też, więc, o czym tu gadać, jak już skończyła się opowieść o Jorgusiu. Pożegnaliśmy Wacusia i pojechaliśmy do Tadzia Spisa. U Tadzia rozmowa też na trzeźwo. Beznamiętna jak lekcja gramatyki. Nawet kląć się nie chciało. Tadziu miał wtedy finansowy dołek, ani roboty, ani pomocy znikąd. Robił doktorat z bieszczadzkiej szkoły przetrwania. Habilitował się niedługo potem, ucztując z wilkami. Wilki polowały, a on je odpędzał od zdobyczy i zabierał co lepsze kąski.

    W Terce poznałem dzięki niemu "tatę kopyto", jednego z siedmiu bieszczadzkich dziadów - modelowych zakapiorów, co to nawet mieli swój kodeks honorowy. Kopyto, bo chodził ze spluwą, na którą zresztą nie miał pozwolenia. Kiedyś odwiedziliśmy w Polanie innego z owej siódemki Romka Szymańskiego. Na piecu bulgotało wino w butli. To co, że jeszcze nie skończyło fermentować. Wino jest wino. Jędruś postanowił już nie wracać ze mną. W butli było co najmniej dwa wiadra zawiesistej, brunatnej cieczy. Starczy na kilka dni.

    Z Terką rozstał się bez żalu

    Zbyt ustronne to było miejsce, dobre dla pracowitych chłopów, nie dla niego. Ani knajpy, ani ferajny. Wetlina to co innego. Tam turyści chętnie postawią piwo przebierańcowi w kowbojskim stroju. Kiedy w rozmowie okazuje się, że taki inteligentny i oczytany, stawiają następne. Za artystę stawiają kolejną kolejkę. Jeść nikt nie postawi. Zresztą prawdziwe zakapiory bieszczadzkie najchetniej posiłki przyjmują w płynie.

    Z Wetliny blisko do Strzebowisk. Tam u Krzyśka Szymali była jego "Gwiazdka". Niby dał ją na przechowanie, ale tak naprawdę sprzedał. Znali się już od wielu lat. Po pożarze chaty w Orelcu przeniósł się ze swoimi trzema końmi na Jaworzec. Nadchodziła zima, a tam ani garści siana. Poradzili mu dobrzy ludzie, że może Krzysiek go wspomoże. Ten pomocy nie odmówił, załadowali przyczepę siana i zawieźli na Jaworzec. Od wtedy właśnie byli przyjaciółmi. Któregoś wieczoru odwiedził go Jędruś "nawalony jak stodoła". Był głodny, więc Szymala zaproponował mu jajecznicę z kaszanką. To taka bieszczadzka szybka potrawa. Jędruś poszedł jeszcze do stajni przywitać się z "Gwiazdką". Jajecznica gotowa, idzie Krzysiek za nim, a jego nie ma. Myśli - rozmyślił się i powędrował dalej. Zjadł jajecznicę i poszedł spać. Rano wchodzi do stajni, patrzy, a tam Jędruś leży w gnoju koło koni, a nogi mu wystają spod żłobu.

    Kiedy nie zastawał Szymali, a miał już dobrze w czubie, siodłał sobie konia i jechał do Wetliny. Po drodze zdarzało mu się zatrzymywać autobusy z turystami. Spinał konia, aż ten przysiadał na zadzie i wołał: - Ej, która tu ze mną jedzie. Razu jednego tak go nagle zerwał, że koń się przewrócił, a on sam omal nie wpadł pod jadący autobus. W Wetlinie dawał też kowbojskie popisy ku uciesze gawiedzi. Podobał się turystom ten zawadiacki kowboj, bo i któż mógł przypuszczać, że za tym pozornym luzem kryje się tragedia człowieka, który pomimo talentu, jakim obdarzył go Bóg, zupełnie zagubił się w życiu.

    W Wetlinie miał kupić kawał pola pod Hnatowym Berdem. Zamierzał postawić dom. Póki co mieszkał kątem w nieotynkowanej piwnicy. Na ubitej glinie. W jakiś czas potem ten sam dom zamierzał budować w Strzebowiskach na gruncie Krzyśka Szymali. Miała to być półziemianka kryta darnią, z tarasem, z widokiem na Smerek i Hnatowe Berdo. Ot, Jędrusiowe gadanie.

    Cały czas palił za sobą mosty

    W pijanym widzie zrażał do siebie ludzi, tracił przyjaciół. Któregoś dnia zjawił się w Lesku. Pomieszkał u mnie ze dwa tygodnie, wyszedł rano, miał wrócić za chwilę i przepadł bez wieści. Po jakimś czasie zadomowił się w piwnicy Bieszczadzkiego Domu Kultury. Miał tam pracownię, piwny salon i sypialnię na stole. Za posłanie służył mu barani kożuch. Coś wyrzeźbił, coś sprzedał. Żył jak zawsze z pożyczek i darowizn. Potem na krótko zawitał do Zagórza i wtedy dobry Bóg zlitował się nad nim. Poznał Ewę i Władka Wójciaków z Rzepedzi. Przygarnęli Jędrusia do siebie. Kupili chałupę w Kulasznem i ustanowili go tam rezydentem. Wydawało się, że Połonina ma już za sobą najchmurniejsze i najdurniejsze dni żywota. Wszak skończył czterdzieści lat. Wydawało się... A oni byli cierpliwi, obchodzili się z nim jak z dzieckiem. Zmądrzeje, już zmądrzał - mówiła Ewa. - Wyrzeźbił to, wyrzeźbił tamto, uczy mnie malować... Opiekuje się psem, do babci sąsiadki, jak była chora, chodził karmić konia, naprawił płot, posadził z Władkiem drzewa....

    Ale tak, jak natura ciągnie wilka do lasu, tak choroba zwana alkoholizmem Jędrka ciągnęła do knajpy. Nie potrafił sobie z nią poradzić, nie potrafił sobie poradzić z samym sobą. Aż do tragicznego dnia, kiedy w Komańczy jego życie dobiegło kresu. Już był na dworcu kolejowym, miał wsiąść do pociągu i jechać do Rzepedzi, do Wójciaków. I nagle zdecydował jednak wrócić do knajpy. Okazało się, że wrócił po śmierć. Widać tak mu było pisane.

    ***

    Za kilka dni minie kolejna rocznica śmierci Jędrka. Kiedy będziecie przejeżdżać przez Kulaszne, możecie spotkać się z nim na cmentarzu. Pod krzyżem z końskich podków, przywalony kamieniem, spoczywa po ziemskiej tułaczce, czekając na zmartwychwstanie. Zmówcie za Jędrka: Zdrowaś Mario i Wieczne Odpoczywanie. Możecie też, jak czynią to niektórzy, zostawić na grobie flaszkę piwa dla skacowanych życiem wędrowców...
    Może już kiedyś było ale warto przypomnieć...
    Pozdrav

  6. #146
    Bieszczadnik
    Na forum od
    12.2006
    Postów
    301

    Domyślnie Odp: Czy "zakapior" Bieszczadzki to idol?

    Ta Ballada o Połoninie dobra na powieść.
    Pozdrawiam.

  7. #147
    Bieszczadnik Awatar Barnaba
    Na forum od
    01.2005
    Rodem z
    Festung Posen
    Postów
    1,636

    Domyślnie Odp: Czy "zakapior" Bieszczadzki to idol?

    pewnie wykrakałeś.... wcale bym sie nie zdziwil jak by AP za rok (albo kiedyś) wydał jakąś książkę- życiorys.
    https://bieszczady.guide- Że przewodnik napisałem i że ludzi uszczęśliwiam. A co!

  8. #148
    Bieszczadnik Awatar Piotr
    Na forum od
    09.2002
    Postów
    2,605

    Domyślnie Odp: Czy "zakapior" Bieszczadzki to idol?

    Cytat Zamieszczone przez Barnaba Zobacz posta
    pewnie wykrakałeś.... wcale bym sie nie zdziwil jak by AP za rok (albo kiedyś) wydał jakąś książkę- życiorys.
    O Jędrku? To już jest, nawet sobie kupiłem (u R. Szocińskiego):
    http://www.carpathia.net.pl/?p=productsMore&iProduct=10
    Piotr
    Twoje Bieszczady - przewodnik po regionie
    Komańcza i okolice - serwis turystyczny

  9. #149
    Kronikarz Roku 2010
    Awatar bertrand236
    Na forum od
    07.2004
    Rodem z
    Poznań
    Postów
    4,224

    Domyślnie Odp: Czy "zakapior" Bieszczadzki to idol?

    Mamy ją w domu ;-)
    pozdrawiam
    bertrand236

  10. #150
    Literat Roku 2013

    Awatar trzykropkiinicwiecej
    Na forum od
    04.2007
    Rodem z
    Nigdziebądź nad Osławą
    Postów
    1,841

    Domyślnie Odp: Czy "zakapior" Bieszczadzki to idol?

    ...AMEN



    (dzięki Doczu że o Nas wspomniałeś)

Informacje o wątku

Użytkownicy przeglądający ten wątek

Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)

Podobne wątki

  1. [Dwernik] "U Lestka" - czy warto tam wracac?
    Przez pawlem w dziale Zakwaterowanie i usługi
    Odpowiedzi: 27
    Ostatni post / autor: 10-09-2013, 20:29
  2. [Wetlina] Baza namiotowa w Wetlinie "za torami" - czy działa?
    Przez Czeczotka w dziale Zakwaterowanie i usługi
    Odpowiedzi: 0
    Ostatni post / autor: 04-07-2009, 15:53
  3. "Buku bieszczadzki"
    Przez WUKA w dziale Poezja i proza Bieszczadu...
    Odpowiedzi: 0
    Ostatni post / autor: 12-11-2006, 10:00
  4. "Bieszczadzki wieczór"
    Przez WUKA w dziale Poezja i proza Bieszczadu...
    Odpowiedzi: 0
    Ostatni post / autor: 10-10-2006, 13:02
  5. Odpowiedzi: 9
    Ostatni post / autor: 30-08-2005, 16:35

Zakładki

Zakładki

Uprawnienia umieszczania postów

  • Nie możesz zakładać nowych tematów
  • Nie możesz pisać wiadomości
  • Nie możesz dodawać załączników
  • Nie możesz edytować swoich postów
  •