Popularna zatoka Jeziora Solińskiego może zmienić nazwę.
Henryk Victorini, człowiek legenda, znany bieszczadzki osadnik sprzedał swoją ziemię nad Zalewem Solińskim. Teren ten kupił Marek Łęcki, prezes i jeden z głównych udziałowców sanockiego Stomilu. Tym samym Łęcki powiększył swój stan posiadania bieszczadzkiej ziemi. Dotychczas miał teren w Horodku.
Victorini nie chce rozmawiać o tej transakcji. Mówi, że to sprawa intymna. Wiadomo jednak, że nie chodziło o pieniądze. Po prostu potrzebował w swoim życiu coś zmienić. Przeniósł się w inne miejsce Bieszczadów, aby tam realizować swoje pasje, jego ziemia ma zaś nowego właściciela. Podobno gospodarnego, pilnującego walorów oraz ciszy tego terenu.
Marek Łęcki też nie chciał z nami rozmawiać. - Prezes dziękuje dziennikarzom, nie rozmawia - informuje jego sekretarka.
Z Polski do... Polski
Sokole, miejscowość w środku Bieszczadów, nad Sanem. Jak podaje wikipedia.pl, założona została w 1526 r. Po I wojnie światowej, w 1921 r., liczyła 49 domów i 338 mieszkańców, niemal wszyscy byli grekokatolikami. Według Wielkiego Słownika Królestwa Polskiego, we wsi znajdowały się 2 folwarki i karczma.
Na początku XX w. w starym parku powstał murowany pałacyk. W okresie międzywojennym właścicielka Sokola, Aleksandra Brandys, urządziła w pałacyku pensjonat i stację turystyczną. W latach 1939 - 51 wieś należała do ZSRR. W 1951 r. nastąpiła tzw. korekta granic między Polską a ZSRR i Sokole wróciło do Polski. Podobnie zresztą jak m.in. Ustrzyki Dolne czy Ustrzyki Górne. Wcześniej mieszkańców wsi przesiedlono w okolice Odessy. W ten sposób Sokole przestało istnieć...
Osadnictwo
Na początku lat 50. XX w. ruszyła akcja zasiedlania Bieszczadów, zwłaszcza części odzyskanej w 1951 r. Na swoje rodzinne tereny zaczęli też wracać ludzie przesiedleni stąd na inne polskie ziemie.
W połowie lat 50. w Sokolu osiadł Henryk Victorini. Miał wtedy niespełna 20 lat. Przez kilka lat prowadził w pałacyku schronisko turystyczne. Jednak w 1960 r. ruszyła budowa zapory we wsi Solina. U zbiegu rzek San i Solinka miał powstać zalew. Pod spiętrzoną przez wielką tamę wodą miały się znaleźć: cała wieś Solina, część Wołkowyi, Bukowca, przysiółki Polańczyka, Teleśnica Sanna, część Rajskiego, Chrewtu, a także cały teren dworski w Sokolu wraz z pałacykiem i większością terenu tej wsi.
Wszystkie zabudowania znajdujące się na terenie zalewowym miały zostać rozebrane. H. Victorini za zgodą ówczesnych władz zaczął rozbierać pałacyk w Sokolu i korzystając z jego elementów, budować dom. W 1967 r. kupił też kilkanaście ha ziemi na terenie dawnej wsi.
W 1968 r. zakończono napełnianie zbiornika zalewu. Ostatecznie pod wodą znalazło się 126 pełnych gospodarstw chłopskich, 57 gospodarstw niepełnych, szkoła w Solinie, szkoła w Wołkowyi, 11 budynków należących do Państwowego Funduszu Ziemi, w tym pałacyk w Sokolu, 18 budynków PGR-ów, kościół w Wołkowyi, ruiny cerkwi w Teleśnicy Sannej, 2 cmentarze.
Przyszła woda
W odnodze wodnej powstałej z powodu ukształtowania terenu w Sokolu powstała zatoka. Nad zatoką stanął dom Victoriniego.
Sam zalew z roku na rok stawał się coraz większą atrakcją turystyczną. Zaczęli pływać po nim żeglarze. Zatoka w Sokolu otrzymała nazwę Zatoki Victoriniego. Tak nazywali ją jachtmani, turyści, tak oznaczano ją na mapach, opisywano w artykułach prasowych, publikacjach, przewodnikach.
Victorini stawał się legendą Jeziora Solińskiego i Bieszczadów. Nieliczni przyjeżdżający w góry wiedzieli, gdzie niegdyś było Sokole. Zdecydowana większość z nich słyszała jednak o Zatoce Victoriniego.
Kości
Osadnik przyjmował turystów, hodował konie, krowy. Późnym latem 2000 r. woda zaczęła wymywać z nabrzeżnej skarpy w zatoce ludzkie kości. Jak się okazało, były to pozostałości po dawnym, nieekshumowanym cmentarzu. Fragmenty miednic, piszczeli, czaszki. Osadzały się w leżących na piachu gałęziach, porywała je woda, osiadały na plaży. Victorini pływał, co jakiś czas na drugą stronę "swojej" zatoki. Chował ludzkie szczątki znowu w ziemi. Czasami zapalił świeczkę ku pamięci tych, co odeszli. Niegdysiejszych mieszkańców wsi.
W październiku z powodu kości osadnik został obsmarowany w prasie ogólnopolskiej. Zżymał się, denerwował, wreszcie machnął na to ręką. Pojawiły się też wzmianki w zupełnie innym tonie w prasie lokalnej. Po tych doniesieniach sprawą zajął się sanepid. Ludzkie kości z Sokola postanowiono ostatecznie ekshumować i przenieść na jeden z czynnych, bieszczadzkich cmentarzy.
Czas na zmiany
Kilka lat później Henryk Victorini postanowił sprzedać swoją ziemię nad zatoką. Czy zatoka teraz zmieni swoją nazwę, czy też pozostanie przy dotychczasowej, na znak pamięci o człowieku, który przez większość swojego życia brał się za bary z surową, bieszczadzką przyrodą, mieszkając z dala od ludzkich osad. Dziś zresztą chce nadal robić to samo, gdzieś indziej, ale również w Bieszczadach.
BARTOSZ BĄCAL
Zakładki