Buba - nie złość się. Już wiesz, nadałaś sprawę i wielu ominie rejon Zatoki V. Ja tam też kiedyś miałem przejścia, ale mimo to Victoriniego nie uważam za zakapiora czy chama. Zbyt wiele razy udało mi się zupełnie nieświadomie wdepnąć na cudze włości i znosić poźniej niemiłe traktowanie właścicieli. I uznałem wreszcie, że mają prawo nawet do brutalnego postępowania z intruzami. Bo nie codziennie człek musi mieć łagodny nastrój. Ot po prostu...
Co do zakapiorów. Szociński, Denisiuk czy 'Łysy' Glinczewski, to po prostu tamejsza bohema. Czyli nie zakapiory. A obdarte pijoki spadające w towarzystwie innych, a nawet obcych, pod stoły knajp to nie powód do spec traktowania i nadawania im jakiejś niezwykłej wagi w tym świecie. Choćby i odznaczali się niezwykłymi przymiotami chatrakteru. Moi kumple ze studiów też fikali po umoczeniu mordeczek:D Czy mam opiewać ich w legendach? Chyba nawet by sobie tego nie życzyli:P Ponadto - co do tekstów zakapiorskich przesławnych- gdy się człek nawali, to mu się lepiej kojarzy. Tak więc 'zakapiory bieszczadzkie' to wg mnie tylko chwyt pod publiczkę, aby Lachowa knajpa lepiej kręciła kokosy, a Potocka książka rozchodziła się w milionowych nakładach:D
Z drugiej strony - nie krytykujmy za bardzo - po coś ludzie muszą przyjeżdżać w te góry. Legendy, nawet nieco na wyrost, troszku turystów napędzają.
Ja błądzę po Bieszczadach w zupełnie innym celu niż spotkania ze sławnymi alkoholikami... Ale innym nie można tego zabronić:)
Zakładki