Kleszcze nie lubią gór, występują raczej w nizinnych lasach liściastych. W Bieszczadach nie powinno być z nimi problemu.
Kleszcze nie lubią gór, występują raczej w nizinnych lasach liściastych. W Bieszczadach nie powinno być z nimi problemu.
Zgadzam sie z kolegą Bolkiem, ale uscislę temat: nizinne kleszcze nie lubia gór. Górskie maja się całkiem całkiem![]()
...jeno być niewidzialny jak Ten co mnie stworzył
Najwięcej na Kozińcu. Zbieraliśmy nawzajem z siebie kleszcze. Wędrowałam jako pierwsza więc nazbieralam sporo 17, w tym jeden niezauwazony przeze mnie wbił mi się nad kostką.
To znaczy ze po wedrowce nalezy sie oddac do przegladu towarzyszowi/towarzyszce wedrowki ? :)
Pozdrawiam
TH
Tak. Każdorazowo jak oprowadzam dzieciaki to proszę aby posprawdzały czy nie mają na sobie kleszczy. Sama także poddaję się oglądowi. Nie jestem w stanie sama zobaczyć czy to przesympatyczne żyjątko nie usadawia się na moim karku.
Ostatnio usłyszałam od grupy myśliwych, że kleszcze reagują na nasycone, jaskrawe kolory. Być może także dlatego mam pewne poblemy z tymi żyjątkami.
Kleszcze reagują na temperaturę, potrafią z kilku metrów zlokalizować żywy obiekt i spadają na niego.
Największe prawdopodobieństwo złapania kleszcza jest gdy się dłużej stoi pod drzewem liściastym.
Zgroza;-)
http://www.gcnowiny.pl/apps/pbcs.dll...NOSCI/70701016
Bieszczady > Bomba "rosła” w drzewie
Mieszkaniec Leska znalazł na bieszczadzkim szlaku pocisk moździeżowy. Skorodowany niewybuch ktoś zostawił dwa metry od szlaku turystycznego.
Pociski z drzew
Pociski z drzew zostały już zabrane przez saperów. W przypadku natrafienia na niewybuchy nie wolno ich dotykać. Należy natychmiast zawiadomić policję.
- Wędrowaliśmy przez masyw Hyrlatej - mówi mężczyzna. - Nagle syn krzyczy: Tato, patrz na drzewie jest bomba.
Niewypał leżał między konarami buka. Miała 60 cm długości.
Turyści mieli ze sobą odbiornik GPS (urządzenie do oznaczania długości i szerokości geograficznej), zrobili odczyt pozycji. Powiadomili o znalezisku policję w Lesku. Ta przekazała informację saperom w Rzeszowie. Ci poprosili informatora o wskazanie miejsca znalezienia niewybuchu.
- Zaproponowałem, że podam pozycję GPS, bo niewybuch leży na wysokości ponad 1000 m n.p.m. i idzie się tam dwie godziny. Nie mam czasu na ponowny taki spacer. Usłyszałem, że nie dysponują odbiornikami GPS - dodaje leszczanin.
W piątek saperzy pojechali do gminy Cisna. Okazało się, że mieli przy sobie odbiornik GPS, choć nie chcą przyznać, czy był to sprzęt wojskowy, czy też prywatny. W poszukiwaniach niewybuchu brała również udział Straż Graniczna.
- Pomogliśmy saperom zlokalizować to miejsce. Okazało się, że jest to sprawny pocisk moździerzowy kaliber 82 mm - informuje ppor. Robert Ustianowski z placówki KOSG w Wetlinie.
"Pogranicznicy” wskazali miejsce występowania kolejnych niewybuchów, w rejonie góry Borsuk. Znaleziono tam pociski moździerzowe, kaliber 120 mm i 82 mm. Niewybuchy zdetonowano na poligonie w Nowej Dębie.
Prawdopodobniej pociski ktoś wcześniej wygrzebał z ziemi. Oparł je o drzewa zapalnikami w dół, choć nie powinien ich w ogóle ruszać. Na jeden z nich natknęli się turyści z Leska. Moc rażenia znalezionych pocisków może wynosić nawet 200 - 300 m.
Dorota Mękarska
Pozdrav
trzęsienie ziemi, kleszcze, bomby, wilki, wilko-psy, brak dróg, złe drogi, brak sklepów, barów itp, bandyci, zakapiory.......![]()
jak tak dalej pójdzie to Biesy przejda na kwarantannę w celu oczyszczenia z wrogiego elementu......
->pyton
Nie przejmuj się,przy pomocy tego wątku daję odpór "turystyce zrównoważonej"
Pozdrav
spoko, natura jak widac sama reguluje zrównoważenie w turystyce![]()
Atak dzików na Kalnicę:
Trzy noce i dwa dni trwała ta burza — a kiedy nadstała, nie można się było rozpoznać z obejściem ani z okolicą, tak bardzo pozmieniały ją zaspy olbrzymie! (...) Rozumiałem, że co najgorsze było już przebyte — ale gdy się dzień zrobił, ozwało się wołanie na górnym końcu wsi... Przeraźliwe głosy, błagające ratunku, przybliżały się coraz więcej i poczęto dzwonić na trwogę. Jeden z parobków dostał się z trudnością po drabinie na wierzch dachu — i przerażony wołał, że się czerniawa dzików z działu wali na górny koniec wsi! Na ten odgłos poczęły się zamykać wszystkie drzwi po stajniach i budynkach dworskich — a ludzie poczęli uciekać na strychy... Parobek, który siedział na dachu, donosił co chwila, co się na górnym końcu wsi dzieje — i że stado dzików spuściło się już na obejścia i buszuje między chatami. Śnieg był tak wielki spadł, że dziki nie mogły się dostać w lesie do żeru, więc zgłodniałe spuściły się wielkim stadem do wsi. Słychać było zrazu straszliwe ujadanie psów, które w miarę tego cichło, jak się dziki zbliżały — bo dziki wycięły wszystkie psy po drodze (...). O obronie nie można tu było myślić. Jedynie odgłos dzwonów zdawał się powstrzymywać stado. Dzwonnica stała naprzeciwko dworu. Rzeczywiście zawróciły się dziki przed obejściem dworskim w bok, przeszły rzekę — a gdy z plebanii był już do rzeki ślad przetorowany, wpadły na dziedziniec plebanii całem stadem tym szlakiem i obległy w dziedzińcu, znalazłszy tu w kopcach przeszło dwieście korcy ziemniaków. Kopce te zniknęły w mgnieniu oka. Ludzie w plebanii uciekli na strychy i dachy. Przez cały dzień rozlegały się głosy wołające ratunku — a dziki, rozłożywszy się po nawozach i gumnie — leżały sobie spokojnie w barłogu. We dworze miałem tylko dwie dubeltówki — ale co dwie strzelby pomogą na taki najazd stada dzików (...). Sołtys powiedział mi, że jeśli kilka kóp okołotów dam na to, to może się uda odpędzić nocą dziki ode wsi. (...) Pod wieczór zeszła się prawie cała gromada do dworu. Z najtęższymi chłopami stanął sołtys na szlaku od granicy obejścia dworskiego ku dzwonnicy — chłopcy obsiedli dachy, a gdy się już dobrze ściemniło, wzięliśmy już wszystkie dworskie konie pod ludzi, tyki ze smolnymi wiciami i ruszyliśmy ku rzece (...) z wielkim hałasem w górę z płonącemi chorągiewkami — i zajęliśmy ów ciasny oszyjek pomiędzy dwoma budynkami w samej bramie (...). Stado dzików przesuwało się powoli, stawało co chwila i obracało się napowrót do ognia — rzucaliśmy tedy zapalone okłoty przed siebie na szlak... Dziki nałożywszy nieco drogi, polem zwróciły się ku dzwonnicy, chcąc się spuścić napowrót do wsi, ale w mgnieniu oka — na znak dany przez sołtysa rozgorzały na tykach okołoty, a na kupach słoma mierzwiasta i uderzono we wszystkie dzwony! (...) Dziki widząc, że się do wsi dostać nie mogą, zawróciły w górę i poszły na graniczny dział w sąsiednie lasy (...). Po najeździe dzików nie zostawała plebania i wieś w lepszym stanie, jak po najeździe Tatarów.
Wincenty Pol, Obrazy z życia i natury, Lwów 1876
Parę lat minęło, ale niewykluczone, że wrócą.....
"Rozum mówi nie raz: nie idź, a coś ciągnie nieprzeparcie i tylko słaby nie ulega; każdy z nas ma chwile lekkomyślności, którym zawdzięcza najpiękniejsze przeżycia." W. Krygowski
Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)
Zakładki