Zadziwiający jest sposób, w jaki nader często pisze się
- także tutaj - o przeszłości polsko-ukraińskiej.
Zadziwiający, a może raczej - bez jakiejkolwiek emfazy - zatrważający.
O kilka rzedów wielkosći obfitsze w krwawe rachunki
i o kilka ciemnych odcieni szarości jednoznaczniejsze co do winy
ostatniowieczne nasze przejścia z Niemcami czy Rosjanami/Sowietami
nie budzą czemuś aż takich namiętności. Dziwne.
Skąd ta niepospolicie pospolita żądza, by uznać się, przekonać samych siebie
(bo przecież nie świat, któremu to powiewa), że jeszcze jednego narodu,
- narodu najbliższego nam geograficznie, etnicznie, językowo, historycznie -
jesteśmy niewinną ofiarą? Że jeszcze ktoś powinien nas przepraszać?
Dzieje Polan itd./Polaków i Rusinow/Ukraińców splatały się przez wieki
(w tym te ostatnie - gdy młoda idea narodu przepoczwarzała się w nacjonalizm)
w sposób nader charakterystyczny dla naszego kontynentu - tzn. tak, że trudno
dokonać bilansu przyjaźni i współpracy oraz zdrad i agresji, podobnie jak
- w tej drugiej kategorii - wypunktować, kto bardziej/częściej był winny/podły.
Inny przykład takiego zapętlenia mamy choćby wśród południowych Słowian.
Jest to równiez niestety przykład tego, do czego prowadzą ciągłe pielęgnowanie
kultu wzajemnych krzywd oraz praktyczne próby rozliczania rachunków przeszłości.
Gdy po ostatniej (oby) wojnie światowej wzrosło ledwie jedno pokolenie,
polscy biskupi zdobyli się na słowa przebaczenia i prośby o przebaczenie
wobec narodu, który ten kataklizm spowodował i rozpoczął agresją na nas.
Dziś, po trzykrotnie dłuższym czasie, wielu z nas wciąż czemuś nie potrafi
popatrzec w ten sposób na wschód. Wielu - zarówno teoretycznie jakoś tam
identyfikujących się z ideałąmi reprezentowanymi przez tych biskupów,
jak takich, którzy czuja się w swym humanizmie wyższymi od spadkobierów
'ideologii stosów i inkwizycji'.
Cóż za 'porozumienie ponad podziałami'...
Porozumienie stylem i argumentami dołączające do podobnych 'pochodów'
w innych miejscach netu, które to na swoich transparentach pokazują np.
tragedię psychicznie chorej Cyganki z międzywojnia, jako kluczowe świadectwo
ukraińskich zbrodni w latach 40-tych lub też liczą ilość ofiar na Wołyniu
dwakroć wyżej, niż wynosiła przedwojenna liczba polskich mieszkańców
województwa wołyńskiego...
Czy tak trudno byłoby okazać naszą ewentualną wyższość moralną i kulturową
przebaczaniem i zasypywaniem podziałów (choćby nawet bez wzajemności),
miast dopominania się od wszystkich wokół przyznania, jacy to wobec nas winni?
Czy tak trudno byłoby pozostawić liczenie mogił historykom?
Czy tak trudno byłoby zrozumieć szukanie tradycji niepodległościowych
przez naród o krótkiej nowożytnej państwowości, nawet tam,
gdzie nam akurat to nie pasuje?
Czy rzeczywiscie można bezkrytycznie uzasadniać argumentami komunistycznego
aparatu wygnanie i niemal zniszczenie zupełnie niewinnych, poza nielicznymi
wyjątkami, narodów/grup etnicznych dawnych Bieszczadów, Beskidu Niskiego i okolic?
Wątek ten długo ignorowałem, ale milczenie zbyt częste brane bywa za aprobatę.
Może to P.T.Niektórych ucieszy, a P.T.Innych nie obejdzie wcale, ale treści
i emocje ówdzie umieszczane skłaniają mnie coraz mocniej do myśli
o opuszczeniu tego Forum.
Zbyt dużo tu treści mi obcych, zbyt mało wobec nich sprzeciwu.
Nie lubię zwykle w e-pogadalniach nijakiego patosu, ani nawet zbytniej powagi,
jednak w tym zakresie jakoś brak mi chęci do żartów.
To nie jest odpowiedź na ostatnie posty - miałem pisać sporo wcześniej.
Serdeczności,
Kuba
Zakładki