W Bieszczadach zjawił się ponoć z Torunia w najpiękniejszych latach młodości...aby przeżyć wakacyjną przygodę nastolatka. Ale jak to bywa z pewnym (ginącym pomału) gatunkiem...Bieszczad uwiódł go bez reszty... tak na zawsze, zresztą wiecie o co chodzi...
Rzeźbił światki - dlatego też wolano na niego Jędruś Świątkarz. Jednak nie trwa to długo, budzil sie w nim ten jego duch artystyczny, budziła sie miłość do Połoniny....zreszta tam najczęściej można go było znleść...u Lutka na Wetlińskiej. Stąd jego już właściwe zawołanie : Połonina.
Ów Jędrek nie tylko strugał świątki, straszydła, anioły, madonny...był też pierwszym, prawdziwym bieszczadzkim kombojem. Bywalo siadał na konia i jechał w dal, od wsi do wsi, bo w każdej miał przyjaciół i znajomych...
W jukach woził swoje rzeźby, bo musial z czegoś żyć...ludzie chętnie kupowali, rozwozili je po świecie, rozpowszechniali bieszczadzkie cudeńka Połoniny.
/Kasandro/ Jego natura musiała ciągle być w drodze, gnała go, nie pozwalała sie ustatkować, uciszyc wewnętrznych rozterek, spokojnie hodować koniki...
"wszędzie był tylko gościem"...choc nie raz miało być już inaczej: Wetlina, Glinnem, Solina, Terka, Lesko, Orelec ( i napewno nie wymienie wszystkiego)
Na zawsze (a może i nie?) pozostało Kulaszne...i legenda o Połoninie...i to co wystrugał...a może coś jeszcze...nie mnie to wiedzieć