Nie było nas dużo tym razem, ale jak zwykle dokazywaliśmy. Marcin doznał lekkiego szoku chwilowo zamieniając krainę szczęśliwości na wielkomiejską dżunglę, jednak dzielnie sobie radził i szybko się rozkręcił;-)
Ci, co jeszcze nie mieli okazji, z dumą prezentowali formowe koszulki. Zamówiliśmy sobie frytki i ziemniaczki a potem ziemniaczki i frytki. Z muzyką jakoś sobie radziliśmy, daremnie jednak czekaliśmy na jakąś bieszczadzką szantę;-)
Dzięki Adze i drugiej Agnieszce mieliśmy okazję na bardzo sympatyczne kameralne spotkanko, w niecodziennym miejscu ale o tym cicho sza...bo rzeczywiście były to zaklęte rewiry...
Do następnego!
Zakładki