Pamiętam jak przez mgłę. W środku schroniska nie byłem.
Na samym początku lat 90-tych wędrowaliśmy tamtędy z kolegą i bardzo chciało nam się pić. Obojętnie, co. Zobaczyliśmy to schronisko, weszliśmy więc przez bramę (czy jakąś furtkę, nie pamiętam) na teren działki. I zaraz obskoczyła nas cała sfora psów, było ich chyba niewiele mniej niż u Violetty *****s w Lewinie. Niektóre dość duże i nie zamierzające tylko szczekać.
Postaliśmy parę minut, coś tam wołaliśmy (halo, jest tam kto ?). Nikt się nie pojawił, więc trzymając pieski na dystans naszych bieszczadzkich kijów wycofaliśmy się z posesji.
Schronisko jeszcze wtedy funkcjonowało. Nie mieliśmy jednak szczęścia - gospodarze chyba byli nieobecni.



Odpowiedz z cytatem
Zakładki