Schronisko na Łopienniku
Postanowiłem na tą okoliczność zagadnąć Lutka, jak on to wspomina.
Oto co usłyszałem.
Mniej więcej w jednym czasie wojsko opuściło swe obiekty służące do obserwacji powietrznego wroga.
Zmieniła się strategia i przestały być wojsku potrzebne. Tych obiektów było pięć, dwa w Bieszczadach czyli na Połoninie i na Łopienniku oraz trzy w Beskidzie Niskim , wszystkie leżały wzdłuż południowej granicy Polski. Usiłowałem wyciągnąć z Lutka czy wie coś na temat lokalizacji tych trzech pozostałych obiektów ale nie był w stanie określić dokładnego ich położenia. Może ktoś coś wie na ten temat ?
Obydwa bieszczadzkie obiekty były bliźniaczo podobne z tym że ten na Łopienniku nieco większy. Został zagospodarowany przez ludzi z Warszawy, ale czy przez studentów czy też przez osoby związane z PTTK – tu wspomnienia się wymieniają.
W pamięci zostało że na wszystko brakowało pieniędzy. Nie było szans na inwestycje. Sztuką było utrzymanie schroniska przy życiu.
Gospodarzem schroniska był Łotoczko , z wykształcenia historyk sztuki. Stworzył on projekt zagospodarowania doliny Łopienki. Według tego projektu miała tam powstać wioska turystyczna , coś na kształt żyjącego skansenu. Zabudowę miały stanowić przeniesione z regionu budynki Łemków i Bojków służące turystom. Centralnym elementem miała być odbudowana cerkiew – wówczas w ruinie. Z tego powodu uważa się go za prekursora odbudowy cerkwi w Łopience.
Lutek który w tym czasie zadomowił się na Połoninie wiele razy bywał na Łopienniku. Wspomina Łotoczkę jako zapalonego kajakarza który szukał po całym świecie rzek, najciekawszych rzek do spływania . Z jednej z takich wypraw – do Afganistanu – już nie wrócił. Znaleziono tylko jego plecak.
Jego żona jeszcze przez pewien czas gospodarzyła, ale to nie jest zajęcie dla kobiety z dzieckiem.
Opiekę nad schroniskiem przejął Cygan , ale nie z Romów tylko człowiek o takim nazwisku. Do schroniska często ściągali studenci, różnego rodzaju lumpy - o przepraszam - dzisiaj mówimy bieszczadnicy . Gościli tu też zwykli turyści czy nawet trafiały wycieczki szkolne.
Jedna z takich wycieczek przyjechała z miasta Łodzi pod opieką nauczycielki. Nauczycielka ta, tak zachwyciła się Bieszczadami , że wkrótce porzuciła całe swoje dotychczasowe życie i przyjechała w ten zakątek na stałe. Próbowała zaczepić się w różnych miejscach. Widywano ją w Cisnej , Wetlinie , w schronisku w Górnych ale również w obiektach na Łopienniku i na Połoninie. Na koniec przez pewien czas rezydowała w Szczerbanówce.
Z powodu lekkiej wady postawy niekiedy nazywana była garbatą. Próbowała zaczepić się w różnych miejscach, ale niespecialnie była lubiana. Nie przepadały za nią kobiety bo która kobieta lubi jak mu się chłopa bałamuci. Nie przepadali mężczyźni bo często okazywało się że nie są już wybrańcami losu.
Ale wróćmy do sedna.
W schronisku na Łopienniku w czasach Cygana często przebywał człowiek pomagający w wielu codziennych sprawach. Taki pomagier jest nieocenioną osobą . Niby nic ale bez niego ani rusz. Otóż w jego stronę zwróciły się oczy wspominanej wcześniej nauczycielki z Łodzi. Obdarzony afektem nie do końca rozumiał że kobieta zmienną jest. Po pewnym czasie ona zmieniła swoje zainteresowanie w kierunku osoby mogącej jej zapewnić trwały byt w tutejszym środowisku czyli gospodarza obiektu.
Nie , nie będziecie wić tu sobie gniazdka , a ja będę tylko waszym pomagierem – miał powiedzieć w momencie desperacji.
Działając z rozmysłem , użył przyniesionej specjalnie na tą okoliczność benzyny. Takiego ognia nikt nie był w stanie ugasić. Obiekt był cały z drewna.
Dzisiaj resztki fundamentów są coraz trudniejsze do odszukania.
Tak wyglądają wspomnienia Lutka. Nie weryfikowałem ich, bo nie mam do tego upoważnień. Pominąłem tylko co niektóre pikantne fragmenty, w końcu jest to forum publiczne. Dzieci mogą czytać
Zakładki