Schronisku na Łopienniku było dla mnie zawsze taka legendą, której nie dane mi było dotknąć.
W początkach października 1977 byłam na najdłuższej 9-dniowej trasie rajdu SKPB W-wa przez Bieszczady.
Trasa była ogromna, liczyła chyba 80 osób więc nie chodziliśmy wszyscy razem a mniejszymi grupkami, którym przewodnik tylko udzielał rad.
Znałam wtedy i przyjaźniłam się z wieloma przewodnikami SKPB (zresztą nadal utrzymujemy kontakty, np. z Andrzejem Wielochą), ale tych co prowadzili wtedy naszą trasę pamiętam tylko z imienia - był to Jacek wraz z Ireną.
Zapewne w kronikach SKPB istnieją informacje kto prowadził wtedy trasy i jaki był ich przebieg. Chętnie poczytałabym.
Najpierw mieliśmy nocleg na Otrycie, potem 3 noclegi w Ustrzykach Górnych (chyba w szkole, w każdym razie spaliśmy na podłodze w jakiejś wielkiej sali, tak wielkiej ze zmieściło się cale 80 osób), skąd robiliśmy trasy m.in. na Krzemień, Tarnicę i Halicz, a ja w małej grupie przeszłam od Kremenarosa przez Semenowe (co było wtedy surowo wzbronione, bo to była granica z ZSRR). Przewodnik udzielił nam specjalnej pochwały :)
Przedostatni o ile pamiętam nocleg mieliśmy mieć w schronisku pod Łopiennikiem, tego dnia szliśmy o ile pamiętam przez Jasło, była przepiękna pogoda, bajeczne wprost kolory, takie że do dziś pamiętam. Zeszliśmy chyba do Cisnej, tam spotkaliśmy się z resztą grupy i tam dotarła do nas "szeptana" informacja, że schronisko właśnie dzień wcześniej się spaliło.
Załatwiono nam na szybko jakiś nocleg zastępczy, w Cisnej lub Dołżycy (tego nie pamiętam).
Kolejnego dnia w planie było podejście na Łopiennik. Podchodziliśmy przez Horodek, podeszli w miejsce schroniska, były tam dymiące jeszcze zgliszcza, nie pozostało właściwie nic, ani jednej całej belki.
Poszliśmy dalej w kierunku Łopiennika.
Zakładki