Siedzę sobie w Wetlinie już trzeci tydzień, wyglądam rankiem przez okno i się zastanawiam, a z założenia nie oglądam żadnej TV - będzie jeszcze zima czy już idzie wiosna ?
Przedwczoraj około dziewiątej wieczorem sąsiad zaklinał się, że właśnie słyszał klangor lecących na północ żurawi. "Długi", możliwe to ?
Sąsiedzi przez dwa tygodnie poprzerzucali po kilka ton śniegu, a w sumie napadało 80-100 cm, aż w czwartek w nocy przyszedł rzęsisty deszcz i do połowy wszystko spłukał. Szosa czarna, drogi gminne przejezdne, szlaki w mokrym śniegu i całkowicie nieprzetarte, bo turystów prawie nie ma.
Z żalu za srogimi kontynentalnymi zimami wypilismy po kilka mocnych herbatek i wysłuchaliśmy opowieści Józka Lubińskiego (dziewięć lat razem z Ulką prowadził schronisko na Połoninie) jak to drzewiej bywało.
Kilku szczegółowych relacji z zimowych akcji ratunkwych GOPR-u, w których uczestniczył, o swoich zimowych dojściach do schroniska, kiedy to podczas wejścia był trzy razy kilkanaście metrów od schroniska i nie mógł na nie trafić, kiedy to zamarzał powoli - jak wtedy jest człowiekowi przyjemnie, wesoło i coraz cieplej - i na szczęście dwaj dyżurni ratownicy ze schroniska, zaniepokojeni, że jeszcze nie doszedł, odnależli go. Dla wyjaśnienia trzeba dodać, że w tamtych czasach, wychodząc z Wetliny do schroniska, obowiązkowo dawało się sygnał przez radiostację ze strażnicy WOP-u.
I wszystkie te opowieści opowieści kończyły się konkluzją - jakie te "kapuściane góry" (według określenia tatrzańskich ratowników) potrafią być zimą niebezpieczne.
I tu na marginesie mój osobisty ukłon w stronę części dyskutantów po zeszłorocznej zimowej wyprawie na Duże Jasło twierdzących, że prawdziwemu wyrypiarzowi rakiety nawet w ekstremalnych warunkach nie są potrzebne.
I tak sobie gadaliśmy i wciąż wracało pytanie - no i jak to będzie z tą zimą ?
Pozdrawiam
Zakładki