Chodzi mi o ti czy jak się chodzi po górach - tzn. jest sie samemu, czy we dwie osoby - to czy na pustkowiu nie grasują jacyś złoczyńcy , itp.
Chodzi mi o ti czy jak się chodzi po górach - tzn. jest sie samemu, czy we dwie osoby - to czy na pustkowiu nie grasują jacyś złoczyńcy , itp.
Grasują. Tołhaje, robią zasadzki na miastowych, najczęściej atakują z drzewa (trzeba się dobrze rozglądać). Jak dorwą to zabierają wszystko, włącznie z ubraniem. Że o wilkach stojących przy wejściach na szlaki i czekających na samotnych turystów, zwłaszcza w Wetlinie, nie wspomnę (prasa już ostrzegała). Lepiej na te pustkowia się nie zapuszczaj, ewentualnie tylko z grupą zorganizowaną, tak ze 30 osób - Tołhaje się gubią jak jest za dużo ludzi na raz, bo nie wiedzą na kogo skoczyć i się kłócą. Wtedy grupa daje noge i jest bezpiecznie.
Nie
Grasuje jedynie nasza wyobraźnia i stereotyp "miejskiego" myślenia.
Przewertuj to forum. Raczej nie wygląda jak forum samobójców czy amatorów specyficznej zabawy "extreme". A samotnych łazików znajdziesz tu bez liku.
Ten "miejski" stereotyp przećwiczyłam na własnej skórze. Spacer ze śpiącym dzieckiem w wózku po stokówce, wokół nikogo, słońce grzeje - sielanka. Za zakrętem maluch, z którego wyłania się WIELKI chłop (jak on się zmieścił w tym maluchu?). Pierwsza myśl - napadnie, zgwałci. Powstrzymałam odruch ucieczki... A to był robotnik leśny, kończący przerwę śniadaniową
. I jak później go spotykałam na spacerach, to sobie "dzień dobry" mówiliśmy. I za każdym razem w głębi duszy śmiałam się z siebie, zresztą do tej pory to wspomnienie wywołuje mój uśmiech.
A ile razy na początku dostarczałam radości zaprzyjaźnionym "tubylcom" zamykając samochód pod domem i włączając alarm... Do tej pory jeżdżą po mnie jak im się to przypomni.
Mamy szczęście, że możemy jeszcze rozkoszować się miejscem, gdzie takie stereotypy możemy odrzucić... Nie mówimy niestety o Polańczyku czy Solinie - tam się to już skończyło, niestety...
Rano robimy nic. Lubimy to robić (Z Bertranda, 2011)
właśnie, wziąłby człowiek amunicję
eksportową śliwowicję
drzwi opatrzyłby w inskrypcję:
"przedsięwzięto ekspedycję" (MamciaDwaChmiele,2012)
Jak to bezpiecznie. Nic podobnego. A wilki, a żmije które ganiają turystów. Nie wspomne już o pijanej miśce z Otrytu czy hucpamakabrze. To dopiero są zagrożenia. Całkiem realne i czychające na samotnych wędrowców. A spotkania z zakapiorami. Przecież iaden człowiek na trzeźwo tego nie przeżyje. Piotr ma rację grupa zorganizowana tak do 30 osób to podstawa. Zobacz na forum. Przecież nie przez przypadek każdy kimbowicz bedzie uzbrojony w drewniany kij od miotły, wianuszek czosnku i coś tam jeszcze. Wystarczy wystukać w wyszukiwarce słowo kij od miotły, a zobaczysz ile wątków pojawi się. Tylko grupą mości panowie. Tylko grupą. Acha zapomniałam o największym zagrożeniu mianowicie bieszczadzkich babach.
Ostatnio edytowane przez lucyna ; 14-03-2007 o 01:25
Hej:)
Pustkowia w Bieszczadach...hoho!! Oto nagle z mgieł wyłaniają się szare cienie wilków, które upodobały sobie ludzi, jako główne źródło pokarmu. Tak twierdzą udręczeni mieszkańcy Bieszczad, których populacja jest dziesiątkowana, a nawet tysiączkowana przez rozszalałe hordy wilcze. Wilki zjadają ludzi całych łącznie ze śmierdzącymi trampkami, które są wilków największym przysmakiem. Dlatego nie znajdziesz śmierdzących trampków na odludziach, ani sam ich tam nie użyjesz. Młode wilczęta wysysają krew ludzką nawet z piachu w miejscu, gdzie dopadły człeka. Nie pomaga cudowny sposób na pijanego. Wilki już nie uciekają czując woń Szwoleżera lub bimbru - starodawna metoda bieszczadzka używania tych klasycznych repelentów antywilczych się nie sprawdza. Ot zwyczajny fitnes środowiskowy drapieżców.
Na pustkowiach zdarza się też spotkanie z żubrem. Te bieszczadzkie są szczególnie groźne, bo kłaki mają gęste, a słabo umocowane do skóry i gdy wiatr zawieje, kłaki lecą i zalepiają oczy i uszy, a nawet usta turysty. Wtedy tak oślepiony, ogłuszony i zniesmaczony turysta jest nadziewany na róg samca alfa;> Albo beta, kto by tam pamiętał. Bywalcy tych gór zalecają raczej spotkania z Żubrem, ale tu zmilknę, bo kryptospam...
Ponadto na pustkowiach bieszczadzkich można się potknąć o beton i wyryć... Np na drodze z Mucznego do Dźwiniacza przez Jeleniowaty tak miałem. Beton na drodze zarósł chwastem na człeka wysokim i wyryłem jak długi. Nie jak Długi, bo on chyba nie wyrył jeszcze...Trza pytać:D Rycie zakończyło się ryciem w plecaku w poszukiwaniu plastra. Nic nie wyryłem co naraziło mnie na wykrwawienie...no, nie całkowite, ale jakieś 3 ml to napewno.
Z innych zagrożeń na pustkowiach bieszczadzkich można wymienić brak budek. Czasem można iść przez wiele wiorst i nie napotkać ani jednej budki. Oczywiście budki z piwem. Wyjątki się zdarzają, jak choćby w Duszatynie, ale te okolice trudno nazwać typowym pustkowiem. Bywa, że na tamtejszym parkingu stoją trzy (!!!) samochody na raz. A czasem o jeden więcej.
Więcej zagrożeń na pustkowiach nie wymienię, bo się przerazisz i nigdy Twoja stopa nie stąpnie w dzikich, odludnych gąszczach górskich. A jest ich, oj jest...
Pozdrawiam,
Derty
Ostatnio edytowane przez Derty ; 14-03-2007 o 12:53
Rano robimy nic. Lubimy to robić (Z Bertranda, 2011)
właśnie, wziąłby człowiek amunicję
eksportową śliwowicję
drzwi opatrzyłby w inskrypcję:
"przedsięwzięto ekspedycję" (MamciaDwaChmiele,2012)
oprocz zaroslego zielskiem asfaltu sa jeszcze zarosle studnie- to nie zarty , kiedys do takiej wpadlam i nie bylo wesolodobrze ze byly w srodku patyki i galezie wiec nie chlupnelam w wode co byla pod spodem! dwie osoby mnie wyciagaly! akurat wtedy sie bardzo cieszylam ze nie jestem sama bo nie wiem jak bym sie wygramolila
nie wiem czy w studni lapie zasieg!
a imprezy z miejscowymi tez bywaja niebezpieczne- zwlaszcza jak sie nie ma wprawy
a najwieksze niebezpieczenstwo to jest takie ze jak sie tam pojedzie to sie nie bedzie chcialo wracac.. polecam wyjazdy w bieszczady tylko dla ludzi o bardzo silnej woli![]()
![]()
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną - cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam.. "
na wiecznych wagarach od życia...
Ha ha teraz fajnie straszyć bieszczadami
W 1968 roku prof. Skarbek zorganizował obóz wędrowny w Bieszczady dla 20 chłopa uczniów Szkoły Górniczej. Co się chłopina namęczył aby to doszło do skutku / walczył jak lew ze stereotypami o B/ dyrekcja na to " po cholere wlec młodzież w tą dzicz jak mamy piękny ośrodek w Otmuchowie , murowane domki ogrzewane a tam pustkowie, dziki zwierz i niebezpiecznie tutaj nasz belfer wybrną taktycznie " towarzysze tam powstaje piękna budowa socjalizmu czyli zapora na Sanie i młodzież musi to zobaczyć a i tow Gomółka też tam bedzie na 22 lipca wiec wych. obywatelskie jak trzeba" i się zgodzili.
Były też protesty rodziców wychodziło na to że nie mamy prawa wrócić żywi,
w nocy wilki i niedzwiedzie będą nami włóczyć po lasach, to nas ubiją jak amen w pacierzu ukraincy,albo wleziemy na pola minowe lub trafimy na "jakieś żelastwo" a bardziej zapobiegliwi zabrali dzieciom zegarki i aparaty fotograficzne bo zabiorą a trzeba życie ratować
Pełni obaw ale i młodzieńczego animuszu wsiedliśmy do pociągu relacji Kłodzko -Przemyśl i było cudownie, wspomnienia wspaniałe a sentyment do Bieszczad pozostał po dziś dzień .
Ciężko sobie wyobrazić ale kierownik wziął z kasy kopalni 22 tys. zł 20 chłopaków i miał prikaz dowieść, nakarmić, nauczyć i żywych przywieść do domu, ani jednej faktury, zaświadczenia czy paragonu, płaciliśmy za wszystko z kieszeni, w sklepach wiejskich, miasteczkowych knajpach, za noclegi / szkolne schroniska noc 5 zł/ gospodarzom za jaja, ziemniaki czy owoce. Pieszkom z Przemyśla do Zagórz a na trasie Bircza, Lesko, jakieś wioseczki Kuźmina /nowa szkoła ale bez światła/ Wojtkówka, Liskowate,/gdzieś pod sklepem gadali ino po grecku, kto przychodził to karimera babas/ Myczkowce / jak chcieliśmy zobaczyć budowe soliny i slawne dzwigi angielskie to ciągle ganiali nas żołnierze " wstęp wzbroniony lub spie.......ć chyba pod każdym drzewem był wartownik.Jedno pewne naprawdę było pusto i bardzo mało ludzi na szlaku i raczej formy zorganizowane obozy, harcerze, wycieczki ale było pięknie. i cholerka
miało się naście lat
Też byłem na takim obozie, tylko, że my jechaliśmy z Poznania do Sanoka koleją a dalej PKS do Polańczyka a później z buta. I wtedy się zaczęło.....
bertrand236
Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)
Zakładki