Piątek. 7.00, gdzieś między Rzeszowem a Rymanowem...
Leje! Dwa dni temu Zalewski bajał coś na temat całkiem przyzwiotej pogody, a tymczasem niż z centrum nad Rumunią przecieka od ładnych paru godzin i nie zamierza przestać. Ale nic to - Dusztatyńskich w deszczu jeszcze nie fotografowałem.
8.20 - Urząd Gminy Bukowsko - nadal pada, chmury jakby gęstniały - za nimi niewidoczny Beskid Niski... Co ja tym Karpatom zrobiłem, że nie chcą mi się pokazać na oczy? Żeby jeszcze ta pani urzędniczka![]()
szybciej przyszła... W góry mi się chce!
11.30 - nadal mi się chce w góry, a pani urzędniczka nie skończyła swojej roboty. O Duszatynie mogę zapomnieć. Deszcz słabszy, coś się przejaśniło - zmieniam plany: wejde na Tokarnię, by choc rzucić okiem na Bieszczad. A niech tam, nawet powąchać...
12.30 - zaparkowałem pod wyciągiem w Karlikowie. Zmiana ciuchów i do góry. Tokarnia zostaje na nastepny raz - wchodzę na Szeroki Łan. Może coś zobaczę między tymi chmurami. I przestaje mnie obchodzić to, że pada, wieje, że błoto... Gwiżdżę na facetów z obsługi wyciągu, którzy z politowaniem patrzą na debila pchajacego się nie wiadomo gdzie. Po chwili jestem sam i wiem, że jestem u siebie...
W połowie podejścia jestem pewien, że nie zobaczę Bieszczadów. Ale wyznając teorie szklanki do połowy pełnej cieszę się z tego, że wiatr wiał SW, a więc kurtka zaaimpregnowana![]()
13 kwietnia, 14.30
chwila oddechu w robocie, dokończyłem relację. W góry pojadę nieprędko - najwcześniej za 2 tygodnie. Do tego czasu musi wystarczyć mi zdjęcie z komórki i zapach nieprzemakalnej membrany...



Odpowiedz z cytatem
Zakładki