Derty, to było w dolince, nie na szczytach. Na połoninach było ponad 100 cm, zlodzonego, w lesie zapadającego się śniegu. Co kilka kroków wpadaliśmy po pas. Potem kilka kroków po "twardym i łub na bok, bo noga wpadła po pachwinę. Szlak był nieprzetarty. Było pysznie.
Pozdrawiam wiosennie
Długi
Zakładki