O kurna...wydałeś już cóś?
:)
O kurna...wydałeś już cóś?
:)
Czuję się teraz nad wyraz mile połechtany .
Nie licząc króciutkiego wtrętu w bieszczadzkich puzzlach, czym naruszyłem ździebko regulamin (na szczęście zostało mi to przez założyciela wątku wybaczone) jest to mój gawędziarski debiut. Zdaję sobie oczywiście sprawę, że opowiadanie jest troszeczkę poszatkowane i nieoszlifowane, ale kładę to na karb braku czasu oraz warunków w jakich powstaje. Piszę je bowiem po kawałeczku podczas nadzorowania nazbyt śmiałych, a czasami wręcz karkołomnych ewolucji wykonywanych przez moją córunię na osiedlowym placu zabaw. Ponieważ rzucane przeze mnie srogie spojrzenia nie robią na mojej małej żadnego wrażenia, muszę co pewien czas wprost z Bieszczadzkich oczeretów przenosić się na drabinki, zjeżdżalnie bądź karuzelę, celem udzielenia stosownych reprymend, które zresztą momentalnie zostają puszczone w niepamięć i ulatują gdzieś w przestrzeń.
Jeśli więc choć troszkę się podoba – cieszę się i jednocześnie zapowiadam ciąg dalszy.
Pozdrówka –Bazyl
P.S.
Ponieważ w puzzle bawi się niewielkie grono forumowiczów, zachęcony pozytywną recenzją, pozwolę więc sobie na skopiowanie opowiadanka do niniejszego, właściwego działu i umieszczenie go w nowym wątku zatytułowanym „Wilczy bracia”.
"Rozum mówi nie raz: nie idź, a coś ciągnie nieprzeparcie i tylko słaby nie ulega; każdy z nas ma chwile lekkomyślności, którym zawdzięcza najpiękniejsze przeżycia." W. Krygowski
Nie ma nikogo, to nie ma! Wczułem się więc w rolę gospodarza i przygotowałem wszystko do noclegu. Niestety do wieczora nikt nie przyszedł, więc ostatnią przytarganą w plecaku ćwiartuchnę zeszłorocznej wiśniowej naleweczki, charakteryzującej się wspaniałą, lekko korzenną nutą wytrąbiłem sam, wznosząc toasty ku mrocznym ostępom leśnym, z których dobiegało wspaniale głośne puchanie puchacza. Osuszywszy źródełko, zapakowałem się pod puchową kołderkę i po chwili nynałem jak niemowlę.
Nagle, w środku nocy zerwałem się krzycząc: orzesz ty! frańco kudłata!!!
To moje ciut impulsywne zachowanie spowodował potworny szelest (jeśli szelest może być potworny?) tuż obok głowy. W izbie było prawie całkiem ciemno, w kominku już przygasło a kontaktu nie znalazłem. Zaświeciłem więc latarkę, ale wokół panowała już cisza i spokój. Kładąc się spać wieczorem, zapomniałem swoje zapasy jedzenia odpowiednio zabezpieczyć i zostawiłem wszystko w reklamówce na stole, tuż u wezgłowia łóżka. A wiadomo, zwierz kudłaty w nocy nie śpi, tylko czuwa i poluje. Mea culpa! Czego nie zrobiłem wieczorem, musiałem teraz. Wygramoliłem się z wyrka, zapasy zawiesiłem na wbitym u powały gwoździu, dołożyłem drew do kominka i z powrotem myk pod pierzynkę.
Trrrrrr, Trrrrrr, Trrrrrr.....dzięcioła poranne stukanie niosło się po lesie.
Z kubkiem gorącej kawusi wyszedłem przed hacjendę powitać nowy dzień. Bezchmurne niebo zapowiadało wspaniałą pogodę (foto_20).
"Rozum mówi nie raz: nie idź, a coś ciągnie nieprzeparcie i tylko słaby nie ulega; każdy z nas ma chwile lekkomyślności, którym zawdzięcza najpiękniejsze przeżycia." W. Krygowski
wchodze co dzien na forum i czytam twa opowiesc. po przeczytaniu kolejnego odcinka zawsze rodzi sie w mojej glowie pytanie:
i co dalej!? i co dalej?!
Dużo dobra relacja dawaj dalej... :D
http://www.flickr.com/photos/bison86/
http://picasaweb.google.com/Bison86
Po drogach wedrować, zrobić co tylko sie da aż sie dopełni czas...
Naciągnąłem z lasu sporo suchych badyli, przyniosłem świeżej wody ze strumienia i zamiotłem izbę. Sterta drzewa przed domem wymagała obróbki, co stanowiło nie lada wyzwanie. W przedsionku stała oparta o ścianę twoja-moja. Niestety okazało się, że konstrukcja tego urządzenia uniemożliwiła mi użycie go do prac rębnych, gdyż moja chęć, moja ambicja, moja determinacja nie wystarczały by twoja drgnęła. Jakiś syn zapermandolił solo instrument, pozostało mi więc rozprawić się ze zgromadzonym drewnem przy zastosowaniu techniki pierwotnej, czyli metodą „o kolano” bądź „na skakanego”. No cóż, muszę się przyznać, że odniosłem tylko połowiczne zwycięstwo. Niektóre bowiem konary okazały się zbyt grube, czy też ja zbyt „cienki”. Po tej ciężkiej pracy, uznałem, że zasłużyłem już na śniadanko. Zbyt szumnym byłoby nazwanie tego ucztą, ale śledź w tomatnym sosie z wkrojoną doń cebulką, smakował wybornie. Po posiłku ruszyłem pięknym bukowym lasem ku potokowi, na którym ponoć jeszcze kilka lat temu można było odnaleźć resztki po funkcjonującej tu niegdyś klauzie.
Mimo, iż pewnie udałoby mi się go przeskoczyć (albo i nie), obnażyłem stopy, podwinąłem nogawki i dawaj zmagać się z nurtem i temperaturą (zeszronione gdzieniegdzie trawy dawały jasny i zrozumiały sygnał, że lekko nie będzie). Po jego przejściu taka rześkość we mnie wstąpiła, że stromiznę na przeciwległym brzegu pokonałem migiem, zostawiając swój cień gdzieś daleko w dole (foto_21 ).
Dopasowując pięćdziesiątkę jedynkę TSA do otaczających mnie okoliczności przyrody, nuciłem sobie pod nosem: „idąc błękitną aleją, szukam Ciebie mój przyjacielu...” Przyjaciela to może na tej drodze nie znalazłem, ale napotkałem odpoczywające na poboczu (niedziela była) dwa bieszczadzkie monstra (foto_22 i 23 ). Droga ciągnęła się i ciągnęła, a serce rwało na boki, ku szumiącym lasom. W końcu dotarłem do przełęczy (foto_24 ), za którą skręciłem między drzewa i zacząłem skradać się w kierunku bieszczadzkiego Słonia.
"Rozum mówi nie raz: nie idź, a coś ciągnie nieprzeparcie i tylko słaby nie ulega; każdy z nas ma chwile lekkomyślności, którym zawdzięcza najpiękniejsze przeżycia." W. Krygowski
O Ty! Bieszczadzki Słoń jest pod ochroną!
Pozdrav
"Rozum mówi nie raz: nie idź, a coś ciągnie nieprzeparcie i tylko słaby nie ulega; każdy z nas ma chwile lekkomyślności, którym zawdzięcza najpiękniejsze przeżycia." W. Krygowski
Dróżka, wielce przyjemna, będąca kiedyś płajem prowadzącym ku pastwiskom na połoninach, spowodowała, że chyżo przebierałem nóżkami i wkrótce byłem na rozległej, widokowej polance (foto_25 ). Jeszcze tylko kawałeczek i tuż przede mną ukazało się w całej okazałości, zwaliste cielsko Słonia (foto_26 ). Całkowite zbliżenie, którego pragnąłem (jemu zapewne było to obojętne) uniemożliwiała mi niewidoczna, rzec by można zawieszona w próżni granica parku. Patrzeć, podziwiać, nie dotykać. Taki odrobinę platoniczny związek, choć nie do końca, gdyż ja, jak wcześniej napisałem, pragnąłem zbliżenia cielesnego. Niestety musiałem ująć swoje żądze w cugle i usadowić je w miejscu. Okiełznawszy co nieco rozbuchane hormony, sięgnąłem do plecaka w poszukiwaniu czegoś zimnego, co mogłoby mnie otrzeźwić . W ramach ćwiczenia silnej woli (jak nie przymierzając rycerz Jedi) targałem od wczorajszego poranka, jeszcze jedną puszeczkę, przeznaczoną właśnie na tę okazję. Ułożywszy się na trawie, podziwiałem prawie dookolną panoramę spijając żółciutki nektar. Dość wyraźnie prezentował się najwyższy szczyt Bieszczadów (foto_27 ) a za nim już mniej wyraźnie, ośnieżone stoki pasma Borżawy(?) (foto_28 ).
Troszkę się zasiedziałem, a tu zrobiło się już popołudnie. Ruszyłem więc cztery litery i odwracając się do obiektu moich westchnień plecami, rozpocząłem odwrót.
Minąwszy drugą z kolei, śródleśną polankę zszedłem ze ścieżki jakieś dwadzieścia metrów na bok w celu rozejrzenia się, co też znajduje się za załomem grzbietu. Za załomem znajdowało się dokładnie to samo co i przed, czyli piękny bukowy las. Już miałem wracać na drogę, gdy nagle usłyszałem silnik motoru. Na ścieżce, którą wcześniej szedłem, dojrzałem pędzących na dwóch motorach, uzbrojonych mężczyzn.
"Rozum mówi nie raz: nie idź, a coś ciągnie nieprzeparcie i tylko słaby nie ulega; każdy z nas ma chwile lekkomyślności, którym zawdzięcza najpiękniejsze przeżycia." W. Krygowski
Jaka nazwe nosi ten popularny Slon na mapach???
Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)
Zakładki