Tak mi się nasunęło, zasadniczo bez jednoznacznego związku z żadnym konkretnym ww.:

Jeśli twierdzimy, że coś tam czujemy w odniesieniu do jakichs tam pagórów
(coponiektórzy wręcz o miłości w tym dziwnym kontekście gawędzą),
to zacnie byłoby uznać, iż w zwiazku z tym afektem
warto szarpnąć się czasem na nieco powściągliwości
i w niektóre miejsca, czy niektórymi ścieżkami, z którejś tam strony etc.
- skoro ktoś upoważniony tego zabrania - zwyczajnie nie chodzić.
Nawet, jeśli ów sam zabraniający czyni czasem różne rzeczy wątpliwe.

Bo niekiedy 'dojść wszędzie, zobaczyć wszystko' to nie jest tzw. miłość.
To prosto konsumpcja.

Serdeczności,

Kuba