Eldopo, ja jako były nastolatek poznawałem Bieszczady w trampkach na przemian z 'zuchami' na nuńkach, czyli w modelach oddychających pełnymi porami materiału:D Trampki ściągałem, gdy zwracano mi uwagę na ciężkie powietrze, a 'zuchy' zdzierałem z nóg co prędzej, gdy przeszedłem się po rosie i tekturowa skóra tych cud-butów pęczniała od wilgoci. Po 2 tygodniach pobytu, mimo ciepłych dni, miałem dwie pary mocno zatęchłych niby butów, od których zalatywało podejrzanie. Jedynym sposobem na woń było okresowe wchodzenie do potoku na pół godziny w celu 'przepierki':D W związku z tym mózgostopie miewałem codziennie ale to wszystko i tak było niczym, przy glanach węglarzy na mielerzach:D Gdy jeden taki zdjął walonki przy ognisku...brrr.
Wszystko to oznacza jednak tylko tyle, że bakcyl górski czyni nieczułym na wszelkie niedogodności stroju, jedzenia i spania. Czego życzę Bieszczadnikom przede wszystkim:D
Pozdrawiam,
Derty
Zakładki