Słowacja boi się że ją zadeptamy chyba :)
pozdrówka :-)
Najpierw niech zaprowadzą porządek na przejściach już funkcjonujących a potem myślą o nowych.Należałoby również ukrócić samowolę połączoną z chamstwem i łapówkarstwem Ukraińskich pograniczników bo jak na razie to oni zarabiają na turystach i nie tylko.
http://www.nowiny24.pl/apps/pbcs.dll...KEND/644332444
2 lipca 2008 - 0:01
Ukraińcy: otwórzcie nam drogę do Polski
W górskich wioskach ukraińskich Bieszczadów ludzie marzą o pieniądzach z turystyki. Czy ich sny się spełnią?
Z jednej strony Sanu przychodzą Polacy, z drugiej - Ukraińcy. W upalne dni wylegują się na trawiastych brzegach, a dla ochłody brodzą po kamienistym dnie rzeki. Czasami naruszą nawet granicę i wypiją wódkę. Za wspólną sprawę.
Żurawin koło Lutowisk i Boberkę dzieli tylko leniwie płynący San. Przez ukraińską wioskę prowadzi wyboisty gościniec, który kończy się nieopodal pokrytej czerwoną dachówką strażnicy. Z jej okien doskonale widać Polskę. Gdzieś tutaj, podobno w bliskiej perspektywie, ma powstać przejście graniczne. W Boberce mówi się o tym z nadzieją, ale i z lekkim niedowierzaniem. Bo miejscowość duża, rozwojowa, lecz jeszcze nigdy nie dostała swojej szansy.
Za żelazną bramą
Oleg, 30-latek o smagłej twarzy, jest funkcjonariuszem straży granicznej, kimś wysoko stojącym w lokalnej hierarchii, mimo że bez szlifów oficerskich. Z uśmiechem na twarzy otwiera żelazną bramę z godłem Ukrainy, której nikomu bez przepustki nie wolno przekraczać. Dostał rozkaz wpuszczenia polskich dziennikarzy i ma ten przywilej, że przed nim nie robił tego jeszcze nikt.
- Wchodźcie, oglądajcie, tylko że tu nic ciekawego. Rzeka, las, druty, ot wszystko. Kiedyś w tym rejonie było więcej ucieczek na polską stronę. Teraz imigranci z Azji chodzą innymi trasami. Ponoć bardziej niedostępnymi. Ale niewielu się udaje. Jak tej Czeczence, co jej w zeszłym roku w górach pomarło troje dzieci.
Oleg i jego koledzy patrolują 30 kilometrów pasa granicznego, lecz rzadko mają okazję kogoś legitymować.
- Czasem przyjadą Polacy, pstrykną parę zdjęć i wracają. Okolica ładna, ale spać nie ma gdzie, osobowym autem trudno dojechać. I dlatego tak bardzo potrzebne jest graniczne przejście.
Boberka leży w utworzonym w 1997 r. na obszarze prawie 20 tys. hektarów Nadsiańskim Regionalnym Parku Krajobrazowym (NRPK). W dolinie, która przy dobrej pogodzie widoczna jest z szosy Lwów-Użgorod w okolicach Boryni, są także wioski: Szandrowiec, Jabłonka Niżna i Wyżna. Nieopodal znajdują się też miejscowości, których mieszkańcy zostali wysiedleni w latach 1944-46 przez reżim sowiecki w ramach "oczyszczania strefy przygranicznej”. W Dydiowej, Łokciu, Dźwiniaczu Górnym i Żurawinie (część terenów jest w Polsce, wioski przecina San) pozostały jedynie nieliczne ślady dawnej ludzkiej bytności: jakiś krzyż, cerkwisko, grób. Albo zdziczałe drzewa owocowe, które do dziś rodzą jabłka i śliwki.
- Tam rzadko kto się zapuszcza, straż graniczna nie pozwala - mówią gospodarze z Jabłonki Wyżnej. - A szkoda, bo wreszcie trzeba pójść po rozum do głowy i otworzyć się na turystów. Słyszeliśmy, że po polskiej stronie uporządkowano nawet rumowiska piwnic. I ludzie mogą te miejsca odwiedzać, zapoznawać się z historią. U nas wciąż myśli się kategoriami z minionej epoki.
Czas na zmiany
Miniona epoka to czasy ZSRR. Ukraina od 1991 r. jest niepodległa, ale ludzką mentalność trudno zmienić. I przepisy. Bo czy normalne jest, że ukraińska straż graniczna działa według instrukcji dla sowieckich wojsk ochrony pogranicza z lat 60.?
- One zupełnie nie przystają do dzisiejszych realiów - kręci głową Mychajło Ilnycki z Boryni, orędownik szerokiego udostępnienia Nadsania dla turystów. - Skoro Polacy mogli tyle dobrego zrobić w strefie przygranicznej, to czas, aby i na Ukrainie nastąpiły zmiany.
Szansę widzi Ilnycki w planowanym przejściu granicznym Boberka-Żurawin. Z jego wiedzy, zaczerpniętej u władz obwodowych we Lwowie, wynika, że pierwsze roboty przy budowie drogi dojazdowej mają się zacząć w przyszłym roku. Żeby zrobić asfaltową nawierzchnię na odcinku 25 kilometrów (tyle jest z Boryni do Boberki), trzeba wydać 80 mln hrywien, czyli ok. 50 mln zł. Ale koszty mogą być jeszcze wyższe.
- Ideałem byłoby zdążyć z otwarciem przejścia przed Euro 2012. Życie mieszkańców nadgranicznych wiosek zmieniłoby się całkowicie.
Teraz większość z nich utrzymuje się z rolnictwa i hodowli, ale to nie są gospodarstwa dochodowe. Pozwalają przeżyć, lecz nie pozwalają się rozwijać. Widać to gołym okiem na każdym kroku: niemal w żadnej zagrodzie nie ma maszyn rolniczych, a większość prac wykonuje się kosami i motykami lub z pomocą pługa i konia.
- My tu tak z dziada pradziada - przyznają miejscowi, ale nie wstydzą się, że zostali daleko w tyle.
Wziąć przykład z Polski
Gorzej, że za jakiś czas po obecnych 40,-50-latkach nie będzie miał kto przejąć schedy. Młodzi mieszkańcy Nadsania coraz częściej emigrują na zarobek do Europy Zachodniej. W zacofanych ekonomicznie wioskach zostają emeryci i dzieci, które po ukończeniu szkół pójdą zapewne w ślady swoich starszych braci i sióstr.
- Żeby chcieli tu zostać, muszą widzieć perspektywę lepszej przyszłości, chociażby przez planowane przejście graniczne -tłumaczy Bogdan Komarnicki z Boryni, jeden z liderów demokratycznej opozycji w rejonie turczańskim w czasie Pomarańczowej Rewolucji.
Tak samo uważa Mychajło Ilnycki. Jako nadleśniczy ma nadzór nad Nadsiańskim Regionalnym Parkiem Krajobrazowym, więc chciałby, żeby oprócz ochrony przyrody i dziedzictwa kulturowego, zaczęto stawiać na gospodarstwa agroturystyczne. - Nie muszą być od razu na wysoki połysk, ale schludny pokój, toaleta z natryskiem, smakowite jedzenie z naturalnych produktów mogłyby przyciągnąć w nasz region sporo ludzi. Przecież w Polsce zaczynano tak samo.
- Podstawą jest wybudowanie drogi do Boberki, żeby przywrócić normalny ruch samochodowy - twierdzi Komarnicki. - Wtedy częściej zaczną tu zaglądać turyści. Znajdzie się też pierwszy odważny do zaproszenia gości w swoje progi.
Okno na świat
Walentyna Pronio ma 20 lat, kruczoczarne włosy, brzoskwiniową twarz i białe jak śnieg zęby. W Boberce prowadzi sklep spożywczo-przemysłowy. Obsługuje wracające ze szkoły roześmiane dzieci i sterane robotą, lecz wesołe starsze kobiety.
W ciągu dnia parę razy trafią się też podchmieleni mężczyźni w gumiakach, którzy chcą się dobić piwem albo najtańszą gorzałką. To bezrobotni z wyboru: emigrować nie chcą, a do pracy w polu też się nie garną, licząc na zasiłki od państwa. To również ofiary kołchozów, gdzie ktoś nimi kierował i otaczał opieką. Kiedy państwowe molochy upadły, okazało się, że nie potrafią odnaleźć się w nowej rzeczywistości.
Podobny syndrom dotknął początkiem lat 90. ludzi w zlikwidowanych polskich pegeerach, choćby w gminach Czarna i Lutowiska, zaledwie parę kilometrów od Boberki. Walentyna Pronio jeszcze nigdy w Polsce nie była, ale wie, że to już Unia Europejska i ludziom żyje się coraz lepiej. Właśnie dlatego jest przekonana: w jej rodzinnej wsi musi powstać przejście graniczne.
- To będzie okno na świat, szansa dla Nadsania - twierdzi.
Zgadza się z nią Wasyl Kowalczyn, leśnik z Jabłonki Niżnej: - Nie chodzi o przygraniczny handel, lecz o turystykę. Żeby było jak przed wojną. Mnie dziadkowie opowiadali, że wtedy w nieodległych Siankach i Sokolikach działało kilkanaście pensjonatów i schronisk, a goście przyjeżdżali z całej Galicji.
Fakt. Był tor saneczkowy, trasy narciarskie, skocznia, korty tenisowe. Przeszłość nie wróci, ale jest kilka pomysłów na turystyczne ożywienie. W Siankach, pod patronatem prezydenta Wiktora Juszczenki, ma być zbudowany ośrodek dla paraolimpijczyków.
- To okazja, by próbować przekonać rząd w Kijowie, że warto również zainwestować w ogólnodostępną infrastrukturę sportowo-rekreacyjną -tłumaczy Mychajło Ilnycki.
Posmak tajemnicy
Przejście w Boberce skróciłoby polskim turystom drogę w ukraińskie Bieszczady. Dzisiaj muszą oni korzystać z zatłoczonych przejść w Medyce czy Krościenku.
- Tracimy tak dużo czasu, że nie sposób zwiedzić nawet połowy nadsiańskiego parku - narzeka Jacek Łeszega, przewodnik beskidzki. - Z konieczności ograniczamy się więc do krótkiej wizyty w jednej lub dwóch miejscowościach i wracamy z żalem, że nie udało się zobaczyć więcej.
A naprawdę jest co. Niemal w każdej wiosce na obszarze NRPK zachowała się tradycyjna bojkowska zabudowa (np. jednobudynkowe zagrody łączące funkcje mieszkalne i gospodarcze), czy niespotykane już dzisiaj w innych regionach rodzinne zakłady rzemieślnicze: kołodziejskie, bednarskie, tkackie, ciesielskie.
Wyjątkowa jest architektura sakralna. W dwóch cerkwiach w Boberce przechowywane są: ikona Najświętszej Bogurodzicy z 1759 r., Ewangelia wydana we Lwowie w 1743 r. księgi liturgiczne z początku XVII i XVIII wieku, a także elementy wystroju wnętrz ze zburzonych cerkwi w Łokciu i Dydiowej.
- Podobne perełki mamy też w świątyniach w Szandrowcu, Jabłonce Niżnej i Wyżnej oraz Tureczkach - zachwalają wierni. - Czy można obojętnie przejść obok osiemnastowiecznego ikonostasu, starych obrazów z nieistniejących cerkwi w Tarnawie, czy resztek cudem ocalałego wyposażenia z Żurawina i Sokolik?
- Ten skrawek Ukrainy jest jak z innego świata, ma posmak tajemnicy, której nigdy nie chce się odkryć do końca, żeby móc tutaj wracać - przekonują ci, którzy mieli okazję odwiedzić ukraińskie Nadsanie.
Zdają sobie z tego sprawę miejscowi, dlatego są za otwarciem granicy, postępem, ale też chcą zachować w nietkniętym stanie to, co stanowi o wyjątkowości ich ziemi.
Krzysztof Potaczała
Pozdrav
ehh.. pięknie to wygląda...
pozdrówka :-)
Komarnicki, Ilnicki - to polskie nazwiska turczańskiej szlachty zagrodowej...
Trzymam kciuki za to potencjalne przejście graniczne - wtedy któregoś dnia, po śniadanku, wsiądę sobie w samochód, przez Boberkę pojadę do Husnego Wyżnego, tam w magazinie kupię dwa piwa, jedno skonsumuję od razu i - w dwie-trzy godzinki wyskoczę na Pikuj, tam skonsumuję drugie piwko i nacieszywszy oczy widokami, spokojnie wrócę do domu na kolację...
Ech, piękne są marzenia...
Seba
http://img57.imageshack.us/my.php?image=img6127yq6.jpg
maj; pod sposobnie osłaniającą od wiatru itd. skałką między Starostyną a Drohobyckim Kamieniem
- na przestrzeni kilku m kw. m.in.:
kawa 3w1, słodka chwila, chusteczki kosmetyczne (extremały...), dziczyzna liofilizowana (smakosze...), papier toaletowy, patyczki do uszu (esteci...), folie, papiery itd. - wszystko z polskimi metkami (Rodacy...)
Realistycznie - przejście w okolicach Lutowisk byłoby mimo wszystko całkiem zrozumiałe.
Drogowe w Wołosatem, czyli w środku Mnar.Rez.Biosfery - jak dla mnie - byłoby tragiczną pomyłką.
Serdeczności,
Kuba
taaaak... przez boberke czy wolosate bedzie szybko sprawnie i latwo pod pikuj... tylko czy wtedy bedzie jeszcze warto tam jechac??
ja tam jednak wole trudniej, na krocej ale moc zobaczyc taka ukraine jak jest jeszcze teraz.. widok ukrainskich wsi i polonin wynagradza dlugi czas spedzony na przejsciach :D
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną - cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam.. "
na wiecznych wagarach od życia...
Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)
Zakładki