Czy znasz definicje i w ogóle nauki, których nie stworzyli ludzie? To żaden argument... Co do kalania - mógłbym się zgodzić z taką genezą ekologii. Ale to nie temat na dziś:)
Otóż to - ziemia z jej ekosystemami, biocenozami pełnymi żywiny i zielska jest naszym domem. Tu się zgadzam.
Tak to bywa...jednak mimo tej przerażającej historii ja też wolę światło:)
I bardzo dobrze. Taki był sens kartezjańskiego podziału nauk i nie było to całkiem bezsensowne. Jednak warto popatrzeć, w którym miejscu te gałązki miały wspólne połączenie. I czy oceniając owoce na drzewie patrzymy na rozwidlenia konarów?
Czy ja wiem. Kto myślał, ten aż taki wierny nie był:) Chciałem zauważyć, że specjalizacja w naukach współczesnych po prostu jest konieczna. Bez niej naukowiec jako taki przestaje istnieć. Na scalające prawa i holistyczne wizje będzie miał czas, gdy osiwieje i zostanie profkiem z pokaźnym kontem. Wcześniej zapieprza w swojej dziedzinie nie mając czasu na cokolwiek innego i tylko z tego powodu mam go nazywać głupkiem?
Ni cholery...zupełnie się splątałeś;D
Tu się zgadzam. To może być jedyny argument za tym, aby zaklejać Naturę tablicami.
Może jednak jest tak, że kto zechce, ten dostrzeże ją, naszą mateczkę Naturę, bo potrafi, bo TAKI SIĘ URODZIŁ? Chwyci zatem za księgi, wczyta się w traktaty i zacznie pojmować co nieco? Tylko po co ustawiać te tablice? Czy aby na pewno wzrośnie liczba tych wrażliwych? A może wrażliwość na te tam żabki i storczyki rodzi się gdzie indziej? Nie przed tablicą? Gdy moje pokolenie płodziło wrażliwców przyrodników, nie walały się po lasach tablice z tabelami i fotografiami tego, co wokół po prostu było.
Tu powstaje zarzewie nowego sporu. Co się da kupić, a co nie... Nie rozwijam tego jednak choć smaczny to kąsek dla wyobraźni:)
Prawda to - wolałbym, aby np skredytować przydomową oczyszczalnię ścieków, aby Lucyna mogła rzec swym klientom 'Oto psze państwa certyfikowane gospodarstwo. Zapraszam do gestora na produkt lokalny - nalewkę na jagodach'. Ulotne, ezoteryczne związki ekologii z kulturą zmaterializowały by się w szklanicach, w uśmiechach rozbawionych ludzi i szczęśliwych oczach prosperującego gestora:) Tak widziałem u Mniemców:)
Odpowiem tak: to nie fenomen. Tzn nie coś wyjątkowego, coś, czego nie można by się spodziewać po Przyrodzie. Dla mnie wniosek jest jeden: Natura ma tak potężną moc ustanawiania życia w najpodlejszych nawet warunkach, że deformacje wywołane przez ludzi w Bieszczadach nie mogłyby w żaden sposób jej powstrzymać. Bez względu na to czy byli tam Żydzi, Polacy, czy Rusini. Bez względu na to, czy wyżynali oni drewno, czy robił to np Germaniec. Czy woły po lasach i polach pasali Lechici, czy cesarsko-królewscy. Czy wysadzali tam krzoki rodzimi czerwoni, czy ostrzeliwali się armatami Ruscy i Mniemce. ONA tam dostawała rany, które zawsze zabliźniała i wracała. Jak jaka zaraza:) Co oczywiście skutkuje choćby powstaniem BdPN-u. Ale w żaden sposób nie dowodzi konieczności tworzenia ścieżek i dziwotworów zwanych ekomuzeami. To o czym Ty piszesz, to nie ta płaszczyzna poznania, którą można zaserwować za pomocą kilku tablic. W dodatku są tacy (np ja), którzy w skrytości ducha niemal zawyją, że zaginęły kultury, że wygnano ludzi, że nie ma tych, co używali synagog i cerkwi i kościołów. I że zamiast na odnowę kirkutu dali teraz na jakieś tablice.
Wciąż niszczeją resztki dawnych budowli. Choćby cerkiew w Bystrem. Nadal zawaleniem grozi cerkiew w Baligrodzie. Nikt nie walczy o przywrócenie choćby w jednej, pokazowej wsi, architektury tego regionu. Gdyby temu służyły jakoś te tablice - zaqraz bym je poparł:)
Pozdrawiam,
Derty
Zakładki