Witajcie.
Tak się ostatnio zastanawiam jak to jest obecnie ze zwyczajem pozdrawiania się na szlakach. Na nizinnych właściwie już się tego typu sytuacji wcale nie spotyka. W Tatrach np. czasem jeszcze mi się zdarza usłyszeć "cześć" mijając turystów. Sam też staram się pozdrawiać mijanych ludzi, ale kiedy dziesiąta grupka z rzędu (pomijam już typową "stonkę") patrzy na mnie jak na idiotę, to jakoś zniechęca. Obecnie z tego co widzę zwyczaj ten jest wciąż "żywy" na żaglach.
Zastanawiam się jak to wygląda na bieszczadzkich szlakach w dzisiejszych czasach? Jak Wy zapatrujecie się na ten sympatyczny zwyczaj?
Może w ogóle warto ludziom przypominać zasady zachowania się na szlakach i propagować kulturę turystyczną. Wielokrotnie mianowicie spotykam się z sytuacjami, że ludzie nie bardzo wiedzą co zrobić w pewnych sytuacjach. Wszak na wąskiej ścieżce w zimie np. łatwiej ustąpić "specerowiczowi" bez sprzętu niż łazikowi z wyładowanym plecakiem. Jak to jest również z tradycyjnym ruchem lewostronnym na turystycznych szlakach pieszych? Zawsze znajomość pewnych zasad nieco usprawnia i ułatwia poruszanie się po górach, ale nie tylko.
Wiem, że to właściwie szczegóły, niewiele znaczące "pierdoły", ale dla mnie zawsze była to część tej tzw. kultury turystycznej. Coś co powodowało, że na szlaku wszyscy są równi wobec natury - nie ważne czy to prezes wielkiej firmy, czy bezrobotny.
Ciekaw jestem Waszych opinii na ten temat.
Serdecznie pozdrawiam