Byłem w Bieszczadach cz. 3.
Wetlina była miejscem, w którym poznawałem bieszczadzkie klimaty. Ale od 96 roku sporo się tu zmieniło, a w miarę spokojna wieś stała się gwarnym kurortem. Co gorsza kurort ten skutecznie wyssał ze mnie ostatnie grosze, więc już po dwóch dniach trzeba się było zwijać do domu.
W ciągu tych dwóch ostatnich dni pobytu starałem się wejść tam, gdzie jeszcze nie byłem. Najpierw wejście na Smerek. Zawsze tak się składało, że po przejściu Połoniny Wetlińskiej od Berehów Górnych, nie było już sił, ani ochoty, żeby podchodzić na jeszcze jeden szczyt, tylko szybko w dół na zimne piwo. Tym razem wyruszam wcześnie rano na przełęcz Orłowicza, spotykając po drodze tylko trzy osoby. Dopiero na Smereku znalazło się ich trochę więcej, a prawdziwe pielgrzymki spotykam podczas zejścia w stronę Kalnicy. Traktując wycieczkę bardzo rekreacyjnie – warto na Smereku spędzić trochę czasu. Panorama jest naprawdę imponująca.
Po bardzo przyjemnym zejściu lasem (ach ten cień) i mniej przyjemnym odcinku szosą trafiam do Kalnicy, gdzie sklep jest przeniesiony żywcem z epoki dawno minionej. Niestety kierowniczka jest w bardzo złym humorze. Swoją złość wyładowuje właśnie na dostawcy, każąc mu ważyć każdą przywiezioną sztukę mięsa, a później na pijaczkach, których przegania z okolicy sklepu.
Po południu staram się zrobić wywiad pod kątem planowanej wycieczko klasowej do Wetliny. Niech chociaż jedna osoba zarazi się tą chorobą bieszczadzką. Później jednej z drużyn piłkarskich brakuje bramkarza, więc dołączam do gry. Co ciekawe drużyny są mieszane pod względem płci, a razem z jednym z opiekunów grupy robimy za weteranów. Na zakończenie meczu dostaję zaproszenie na ognisko.
Wieczorem, przy ognisku, okazało się, że grupa młodzieżowa zamieszkująca PTSM to jakiś obóz ewangelizacyjno-integracyjny. Wyjaśnił, się wiec brak nocnych hałasów i bardzo nikły odsetek słów na k...., czy też ch... . Atmosfera przy ognisku była bardzo przyjemna, niestety o 22 młodzieżowe schronisko jest zamykane, więc trzeba było się wcześnie zwijać.
Następnego dnia pierwszym autobusem ruszam na Przełęcz Wyżniańską w celu wdrapania się na Rawki. Problem w tym, że po paru minutach marszu uginają się pode mną nogi. Nie, nie z powodu nadwagi, czy też nadmiaru trunków dnia poprzedniego. Po prostu widok gór zanurzonych w delikatnej porannej mgiełce dosłownie powalał na kolana. Po raz pierwszy pożałowałem, że nie robię zdjęć. Po takiej dawce emocji na dzień dobry, może być już tylko lepiej. I jest! Po drodze mijam jakąś piekielną maszynę (chyba do zwózki drewna), której warkot straszy turystów i inną zwierzynę, już od samej Bacówki.
Na Wielkiej Rawce jestem już po raz trzeci, ale po raz pierwszy wzrok sięga dalej niż na Małą Rawkę. Trzeba przyznać, że sięga znacznie dalej, choć znad Ukrainy nadciągają niezbyt przyjazne chmurzyska. Po obowiązkowej kontemplacji widoków, zamiast na Krzemieniec, ruszam, poganiany pierwszymi kroplami deszczu z powrotem na Małą Rawkę. Te „pierwsze krople deszczu” towarzyszą mi już prawie do samej Wetliny. Wyglądało to tak, jakby deszczowa chmura szła krok w krok za mną i poganiała, kiedy odpoczynek się zbytnio przedłużał.
Po południu w Wetlinie ciąg dalszy rekonesansu w sprawie wycieczki. Wizyta w „Bazie Ludzi z Mgły”, która sprawia na mnie przygnębiające wrażenie. Jednym słowem lokal udaje „dzikie Bieszczady” w samym centrum kurortu, jakim stała się Wetlina. Te niewesołe refleksje, przecina jeszcze smutniejsza – czas się pakować.
Czwartek – dzień powrotu. Autobus zdecydowanie zbyt szybko pokonuje serpentyny wielkiej obwodnicy. W Zagórzu jestem przed 12. Jakiejś dziesięć minut tłumaczę pani w kasie kolejowej zawiłości połączenia, po czym mam jakieś 3 godziny na zwiedzanie Zagórza. Dziwne to – nigdy dotąd nie było okazji, aby zwiedzić słynne ruiny klasztoru franciszkanów, górujące nad Osławą. Tym razem się udało. Po drodze można się przyjrzeć sennemu życiu miasteczka. W porównaniu z bieszczadzkimi kurortami jest naprawdę fascynująco zapyziałe.
Przed godziną 16 na stację wtacza się pociąg, w którym zaczyna się osiemnastogodzinna podróż do domu. Powrót za rok.
Koniec.
Dostępne także na:
http://zniebytu.salon24.pl/index.html



Odpowiedz z cytatem
Zakładki