Witam,
parę dni po powrocie z tegorocznego pobytu chciałbym ponarzekać na twórców szlaku. Zazwyczaj daleki jestem od malkontentctwa, ale tym razem fragment czerwonego szlaku od Duszatyna do jeziorek Duszatyńskich dał nam w kość...
Zaczęło się od błotnistej drogi ze śladami machin od zwózki drzewa. Gdy po jakiś 10 minutach od Duszatyna szlak opuścił drogę, tylko się ucieszyliśmy. Ale za szybko - szlak prowadzi trawersem dość stromego zbocza - przy tak wilgotnym podłożu to była walka o życie - gdyby nie kijki pewnie byśmy bez wywrotek nie przeszli. A po kolejnych 10 minutach szlak... wrócił na drogę!
Pewnie na drodze są kałuże i błoto nie do przejścia, pomyślałem. Ale mieliśmy okazję sprawdzić - wracaliśmy tym samym szlakiem. Ja chciałem iść grzecznie szlakiem, ale reszta towarzystwa uznała, że lepiej już się narażać na kałuże, niż znów walczyć na pochyłości. Okazało się, że mieli rację! Droga, choć błotnista, spokojnie nadawała się do przejścia. Więc po co był ten fragment poza drogą? Żeby nudno nie było?
W dalszej części szlaku kilkakrotnie przekraczaliśmy potok Olchowaty. W dwóch miejscach bród... właściwie go nie było. W jednym miejscu nagarnęliśmy trochę kłód, powrzucaliśmy kamieni i dało się przejść. W drugim było za głeboko - znaleźliśmy przejście co nieco powyżej hipotetycznego brodu.
Cytując mojego współwędrowca - modelowy przykład szlaku pod hasłem "Turysto radź sobie sam"!
Poprzednio jak tam szedłem nie pamiętam takich problemów- ale pewnie dlatego, że wtedy było znacznie bardziej sucho.
Za to jeziorka jak zawsze śliczne i w ogóle cały pobyt udany, mimo dość trudnych warunków pogodowych. Jak innego dnia weszliśmy na Tarnicę, to widać było na 10 metrów, aż nagle chmury się podniosły i pojawił się widok na okolicę. Zjawisko zaiste warte wspinaczki.
Pozdrowienia,
MKi
Zakładki