Witam Forumowiczów![]()
Ujęty opisami Waszych bieszczadzkich wojaży postanowiłem i ja w końcu zamieścić jakąś skromną relację z tegorocznej wyprawy. Wspomnienia jeszcze świeże, ale ludzka pamięć (no, może nie uogólniajmy, niech będzie: "MOJA pamięć") wszak dość ulotna – śpieszę tedy spisać pokrótce to, co jeszcze pamiętam, później może być za późno ;-)
Ze swojej strony obiecuję podjąć starania, by nie było nudno, a na wypadek, gdyby ów zamiar całkowicie mi się nie powiódł, będę ilustrował wspomnienia zdjęciami – może przynajmniej one nie wypadną najgorzej ;-)
Panie i Panowie, zapinamy pasy, zapraszam Was na małą podróż przebytymi ścieżkami :)
1. INTRO
Czy ja już wcześniej byłem już w Bieszczadach? Nominalnie - tak. Była w latach osiemdziesiątych (o kurczę, prawie dwadzieścia lat temu!) jakaś wycieczka z ogólniaka do Wetliny. I wyszła z tego raczej... balanga - ech, jakiż durny był wtedy człowiek. Prawdziwe, „świadome” górskie wyprawy rozpoczęły się znacznie później...
W zeszłym roku dotarliśmy czerwonym szlakiem beskidzkim, razem z moją piękniejszą połówką, do Komańczy (podróż ową rozpoczęliśmy dwa lata wcześniej w Rabce, i tak wędrowaliśmy na piechotę podczas naszych urlopowych wyjazdów na wschód, przemierzając Gorce, później Beskid Sądecki, a jeszcze później - Beskid Niski).
Była jeszcze Bóbrka nad Soliną, dokąd już podjechaliśmy na sam koniec zeszłorocznej eskapady, by ciut odetchnąć po trudach podróży (e tam, jakie tam trudy – toć to sama przyjemność :) – prawdziwym trudem było wymijanie turystów w zatłoczonej i pozbawionej jakiejkolwiek subtelności Solinie, dokąd – nieświadomi sprawy – pojechaliśmy na wypożyczonych rowerkach).
A mimo wszystko twierdzę jednak, że do momentu tegorocznego urlopu nie byłem w Biesach – wszak dotąd nie chodziłem jeszcze tutejszymi szlakami, nie wspinałem się na szczyty, nie podziwiałem widoków z połonin... Coraz bardziej zbliżałem się, ale wtedy nie starczyło czasu... I właśnie nadszedł teraz :)
W tym roku zdecydowaliśmy się zmienić formułę naszych wojaży. Stwierdziliśmy, że nie będziemy każdego noclegu spędzać w nowym miejscu, idąc cały czas z plecakami przed siebie, tylko wybierzemy sobie kilka lokalizacji, w których spędzimy po kilka dni, i z których będziemy wyruszać w góry bez obciążenia. Po zaplanowaniu wyprawy wyszło pięć miejsc w ciągu dwóch tygodni urlopu. Czyste lenistwo ;-)
Tak więc rozpoczynam snuć swoją opowieść. Nim jednak ją zacznę, poniżej kilka zdjęć z dotychczasowych podróży. Uwaga: nie są z Bieszczadów (może ktoś rozpoznaje te miejsca?), za co z góry przepraszam i obiecuję, że cała reszta będzie już „tematyczna”. Przyjmijmy, że te poniżej przedstawiają... naszą „drogę do Biesów” ;-)
c.d.n.![]()
Zakładki