Strona 2 z 6 PierwszyPierwszy 1 2 3 4 5 6 OstatniOstatni
Pokaż wyniki od 11 do 20 z 55

Wątek: Relacja z pobytu w Bieszczadach w dn. 9 - 29 września 2007 r.

  1. #11
    Bieszczadnik
    Na forum od
    10.2006
    Rodem z
    Burzyn
    Postów
    91

    Domyślnie Odp: Relacja z pobytu w Bieszczadach w dn. 9 - 29 września 2007 r.

    Cytat Zamieszczone przez chris Zobacz posta
    Większe wrażenie robią małolatki "romskie" na Słowacji, proponujące sex za małą kaskę. Jednak czy one romskie? Nie wiem, a znając podejście Romów do tego problemu - wątpię.
    Doświadczyłem czegoś podobnego 10 lat temu w Szczawnicy...
    Na oko miała mniej niż 15 lat... Smutne.

  2. #12
    Bieszczadnik
    Na forum od
    11.2001
    Rodem z
    Warszawa (Ochota)
    Postów
    2,504

    Domyślnie Odp: Relacja z pobytu w Bieszczadach w dn. 9 - 29 września 2007 r.

    16 września. Szkaradna jazda przez Skorodne

    Z początku nic nie zapowiadało wieczornych komplikacji i emocji. Ale po kolei.

    Pojechaliśmy w czwórkę (tzn. ja z Gosią oraz Żabki) do Majdanu k/Cisnej - moim samochodem. Zostawiliśmy go na parkingu przy sklepie i jakimś kiosku gastronomicznym, skąd powędrowaliśmy asfaltem aż za Żubracze. Następnie skręciliśmy w lewo i przez Solinkę doszliśmy do Roztok Górnych. Stamtąd wróciliśmy przez Lisznę do Majdanu.
    Pogoda była ładna. Poza pierwszym odcinkiem (wiodącym szosą) trasa ciekawa, widokowa. Korciło nas, aby w Solince odnaleźć i zwiedzić pozostałości starego cmentarza, ale było tam jednak zbyt błotnisto i mokro, na co nasze panie były po przedwczorajszej wycieczce mocno uczulone. Usiedliśmy więc w Solince tylko przy drodze i zjedliśmy nasze zapasy. Pod koniec wycieczki, już w Majdanie, moje towarzystwo uraczyło się piwem, a ja coca-colą.
    I wsiedliśmy do samochodu z - oczywistym w tej sytuacji - zamiarem powrotu do Sękowca.

    Ci, co mnie znają, wiedzą że lubię urozmaicać sobie trasę wycieczki, zarówno pieszej, jak i samochodowej. Gdy tylko jest to możliwe, staram się wracać inną drogą niż przyszedłem lub przyjechałem. Nawet, jeśli się to wiąże z nadłożeniem drogi.
    Postanowiłem zatem nie wracać przez Wetlinę i Brzegi Górne, lecz w Dołżycy skręcić do Terki i Bukowca, tam wyjechać na małą obwodnicę i dalej skierować się na Polanę, Czarną i Lutowiska. Coś wprawdzie obiło mi się kilka dni wcześniej o uszy nt. jakiegoś uszkodzenia drogi na skutek opadów, ale pomyślałem, że oznacza to co najwyżej utrudnienie ruchu, a zresztą może już ową drogę zreperowano.

    Wyjeżdżając w Bukowcu na obwodnicę i skręcając w prawo nie zauważyłem żadnego napisu, żadnego ostrzeżenia. I nigdzie dalej też go nie było ! Aż tu kilka kilometrów za Polaną - szlaban ze znakiem „zakaz ruchu wszelkich pojazdów”. Co robić ? Wracać z powrotem, nadkładając kilkadziesiąt kilometrów ? Nie. Wróciłem więc tylko do Polany i skręciłem na drogę (jak najbardziej publiczną i jak najbardziej przewidzianą dla ruchu samochodowego) relacji Polana - Lutowiska, via Skorodne. Chyba 9,7 km. Pokonanie tego odcinka (już po ciemku) zajęło mi prawie godzinę. W końcu toyota corolla nie jest samochodem terenowym i naprawdę nie zależało mi na pozostawieniu gdzieś po drodze miski olejowej czy tłumika. Prowadziłem wóz z nosem przy szybie, cały czas na drugim biegu, a przez kilka chwil nawet na pierwszym (na drugim nie dawał już rady). Żona siedziała blada obok mnie i dyskutowała z Adamem i Anią, co zrobimy, jeśli się tu „rozkraczymy”. Mruknąłem, że zadzwonię do Piaseczna k/Warszawy do Toyota-Chodzeń po pomoc. Przecież podczas niedawnego przeglądu nakleili mi swoją nalepkę z ofertą autoholowania w razie potrzeby.
    Nie jestem kierowcą rajdowym, ale w końcu udało mi się dotrzeć do obwodnicy (wyjazd na nią jest tuż przed Lutowiskami) bez szwanku.

    A dalej to już na czwartym biegu. Piątego nie ryzykowałem - ciemno, zakręty, szosa wąska.
    Chyba tylko w Bieszczadach, i to po sezonie, można jeździć na długich światłach, rzadko tylko je zmieniając na światła mijania. Ruch niewielki, a właściwie - prawie żaden.
    W domu uznałem, że zasłużyłem na duże piwo. Nikt tego nie kwestionował.
    CDN
    Ostatnio edytowane przez Stały Bywalec ; 19-10-2007 o 00:04
    Serdecznie pozdrawiam
    Stały Bywalec.
    Pozdrawia Was także mój druh
    Jastrząb z Otrytu

  3. #13
    Bieszczadnik Awatar DUCHPRZESZŁOŚCI
    Na forum od
    10.2006
    Rodem z
    z brzozowego gaju na Podlasiu, obecnie piaski mazowieckie
    Postów
    582

    Domyślnie Odp: Relacja z pobytu w Bieszczadach w dn. 9 - 29 września 2007 r.

    Cytat Zamieszczone przez Stały Bywalec Zobacz posta
    (...)
    W czasie spożywania posiłku patrzyliśmy na błękitne, prawie bezchmurne niebo, na szybujące po nim drapieżne ptaki i było nam tak dobrze. A jak dobrze, to może wiedzieć tylko ten, kto nałogowo bywa w Bieszczadach. Duchu Przeszłości, mam rację ?
    (...)
    Skoro mnie wywołałeś, to się stawiam na Twoje wezwanie (podobno duchy tak mają ). Nie zdawałem se sprawy, że bieszczado-łażenie może być nałogiem? Dopiero, czytając Twoją relację stwierdziłem, że jednak tak. Z tym, że jestem nałogowcem początkującym. Ja chodzę po tych górach dopiero 11 lat. Daleko mi do takich nałogowców Jak Ty, bądź Wojtek z Legionowa. Ale jest coś co ciągnie człowieka w ten południowo-wschodni rejon naszego kraju. Coś co powoduje, że człowiek godzinami siedzi i czyta to forum, przegląda wszelkie słowo drukowane na tematy bieszczadzkie. Slęczy nocami nad mapami, wodząc palcem trasy przyszłych wypraw. A w koncu jak się jedzie te kilkaset kilometrów odczuwa się ten błogostan.
    SB masz rację, masz 100% rację.
    Czekam na dalszą relację z Twego pobytu.
    Pozdrawiam
    DUCHPRZESZŁOŚCI

  4. #14
    Bieszczadnik
    Na forum od
    11.2001
    Rodem z
    Warszawa (Ochota)
    Postów
    2,504

    Domyślnie Odp: Relacja z pobytu w Bieszczadach w dn. 9 - 29 września 2007 r.

    17. września. Wreszcie w góry !

    68-ma rocznica agresji b. ZSRR na Polskę. Jako historyk (tylko z zamiłowania) prawdę o tym wydarzeniu poznałem już dawno, dawno temu, jeszcze w „zamierzchłych” czasach PRL. I podzielam pogląd śp. prof. Jerzego Łojka, iż kardynalnym i historycznym błędem polskiego rządu było niewydanie wtedy deklaracji o zaistnieniu stanu wojny z ZSRR. Wojny tej żadna ze stron wówczas formalnie nie wypowiedziała (ani nie obwieściła na forum międzynarodowym, iż znalazła się w stanie wojny na skutek agresji), co w niedalekiej przyszłości pozwoliło aliantom zachodnim przyjąć do akceptującej wiadomości zmiany graniczne dokonane jednostronnie przez ZSRR jesienią 1939 r. A przecież już znacznie trudniej byłoby im to przełknąć w sytuacji formalnego istnienia stanu wojny pomiędzy Polską a ZSRR. Jako że zgodnie z prawem międzynarodowym wszelkie zmiany terytorialne dokonane w czasie, gdy jeszcze trwa wojna, są nieważne. I potem, w 1941 r., Sikorski ze Stalinem musieliby najpierw podpisać układ pokojowy, w którym trudniej byłoby pozostawić sprawę granic do rozstrzygnięcia w terminie późniejszym.
    Oczywiście nie łudzę się i zdaję sobie sprawę, że historia potoczyłaby się podobnie, ale przynajmniej strona radziecka byłaby pozbawiona atutów propagandowych, jakimi przez długie lata karmiła zachodnią opinię publiczną - iż w 1939 r. „tylko wyzwoliła” zachodnią Białoruś i zachodnią Ukrainę oraz zapewniła „ochronę” tamt. ludności. A tak na marginesie: Polska posiadała dn. 17 września 1939 r. jeszcze 25 sformowanych (nietkniętych lub odtworzonych) pełnych dywizji. Nie licząc oddziałów rozbitych i rozproszonych (w jakimś stopniu też nadal zdolnych do walki) oraz okrążonych - walczących i wiążących siły niemieckie.


    Ale przecież nie o tym jest niniejszy wątek ! Takie refleksje historyczne naszły mnie z samego rana - może dlatego, iż obudziłem się na terenie, który w latach 1939-41 i 1944-51 należał do ZSRR. Sękowiec był bowiem wówczas rozdzielony granicą państwową. Teren dzisiejszej osady był polski (a do napaści Niemiec na ZSRR wchodził w skład GG), natomiast ziemia po drugiej stronie Sanu, tj. tam, gdzie obecnie znajduje się leśniczówka, ośrodek wczasowy i luksusowy domek myśliwski, należała już do imperium Stalina (aż do 1951 r.).

    Otrząsnąwszy się z owych refleksji historycznych i upewniwszy, że obudziłem się w Polsce, postanowiłem wywieść dziś swoją ekipę w góry, na prawdziwą połoninę. Dzień zapowiadał się umiarkowanie słoneczny, chociaż zimny i wietrzny. I taki był w istocie.
    Jedziemy zatem (znów moim wozem) przez Pszczeliny i Stuposiany do Ustrzyk Grn. Tam parkujemy na głównym, „centralnym” parkingu (10 zł za cały dzień), coś tam dokupujemy w pobliskich sklepikach, a następnie kierujemy się niebieskim szlakiem na Wielką Rawkę - chyba 3-ci pod względem wysokości szczyt w Bieszczadach.
    Podejście niebieskim szlakiem na Rawki od strony Ustrzyk Grn. jest umiarkowanie trudne, tzn. łatwiejsze niż wejście tam szlakiem zielonym z Przełęczy Wyżniańskiej, ale dużo trudniejsze (chociaż krótsze) niż przejście zielonym szlakiem przez cały Dział, idąc od strony Wetliny.

    Pocimy się zatem, pnąc się w górę, a nieliczne osoby schodzące do Ustrzyk Grn. ostrzegają nas, iż na górze „mocno wieje zimny wiatr”. Troszkę to ostrzeżenie było na wyrost, gdyż prawdziwie „zimny wiatr” odczułem dopiero na Smereku kilka dni później.
    Ale na górze było faktycznie dość zimno, chociaż nie na tyle, aby nie usiąść na parę minut w celu zaspokojenia pragnienia. Potem poszliśmy żółtym szlakiem na Małą Rawkę (cały czas zachwycając się widokami !), a dalej, zielonym szlakiem zeszliśmy do „Bacówki pod Małą Rawką”, gdzie gruntownie odpoczęliśmy i wreszcie pożywiliśmy się.

    Ruch turystyczny, na naszej trasie i w owej bacówce, był umiarkowany. Zarówno tego dnia, jak i w ciągu całego pobytu, spotykaliśmy studentów z Warszawy z tzw. roku zerowego, czyli kandydatów do otrzęsin. Skandowali mniej lub bardziej dowcipne hasła, w rodzaju „seks i wóda - polibuda !”.

    Schodząc późnym popołudniem z bacówki na Przełęcz Wyżniańską dostrzegliśmy w górze ... orła. Nie było wątpliwości. Udało się nam nawet przyjrzeć mu przez chwilę przez lornetkę.
    Tę iście bieszczadzką atmosferę zakłócił widok jakiejś wycieczki wędrującej z przeciwka, w kierunku bacówki. Otóż idący panowie byli w garniturach oraz odpowiednich do tego koszulach i krawatach. I oczywiście w pantoflach bardziej nadających się na parkiet niż w góry. Nasze panie ich nieco za głośno obśmiały, gdyż oglądali się za nami z oburzeniem. Ale jeśli chodzi o mnie osobiście, to wolę już (z dwojga złego) garnitur i krawat na połoninie od moheru w lokalu wyborczym.
    No i znów Chris okrzyknie mnie rasistą i ksenofobem ! A niech Mu tam.

    Na Przełęczy Wyżniańskiej pozostawiłem swoją „ekipę” na parkingu, a sam błyskawicznie złapałem okazję w kierunku Ustrzyk Grn. Podwieźli mnie tam b. sympatyczni państwo z Olsztyna.
    W Ustrzykach wsiadłem do swojego samochodu i wróciłem na przełęcz po żonę i przyjaciół. Do Sękowca wróciliśmy jadąc przez Brzegi Grn., Nasiczne i Dwernik.

    18. września. Odpoczynek od łażenia. Przyjazd Ryśka

    Pogoda poprawia się. Jest cieplej. Ale wieczorem spadł niewielki deszcz.

    Do godz. 13-tej „czas wolny”. Lektura, drobne prace domowe (przepierka, czyszczenie i impregnacja butów, itp.). Następnie samochodem Adama jedziemy do Ustrzyk Dln. Mamy bardzo dużo czasu - Rysiek przyjeżdża PKS-em dopiero o godz. 18:40.
    A zatem zakupy (wiadomo czego) u Ukraińców oraz słodyczy w cukierni Szelców, pijemy też tam b. smaczną kawę (lokale Szelców, zarówno w Ustrzykach Dln., jak i w Lesku, szczerze Wam polecam).
    I znów do auta - kierunek Bandrów. Zwiedzamy tam pozostałości cmentarza ewangelickiego społeczności niemieckiej. W okresie od I rozbioru (1772) do paktu niemiecko-radzieckiego (1939) istniały w Bieszczadach nieliczne enklawy mniejszości niemieckiej, wsie kolonistów. Sto kilkadziesiąt lat to jednak ładnych parę pokoleń.

    Jesteśmy głodni. Odkrywamy b. przyjemny lokalik, gdzie smacznie i niedrogo można zjeść. Otóż można to uczynić w nowo otwartym w br. przydrożnym barze w Krościenku - konkretnie przy wjeździe do Krościenka (po prawej stronie). Serwowane są w nim pyszne pierożki, kotleciki rybne, itp.

    I znów wracamy do Ustrzyk Dln., jest już po 18-tej. Wkrótce przyjeżdża autobus z Warszawy via Radom, a w nim - Rysiek, mój kolega z Radomia. Zamieszka (na razie) na pięterku domku nr 4, tj. tam, gdzie na parterze mieszka Adam z Anią.
    Ładujemy jego klamoty do bagażnika, ścieśniamy się na tylnym siedzeniu Adamowego nissana i bierzemy kurs na Sękowiec.

    I to jeszcze nie wszystko tego dnia. Robimy bowiem z Gosią u nas przyjęcie na 7 osób (nasza ekipa, teraz powiększona do 5-ciu osób, plus Basia i Henryk - szefowa ośrodka i jej mąż, tut. leśniczy). Siedzimy więc sobie przy słowackim winku oraz ukraińskiej gorzale, konsumujemy Szelcowe ciasta i słowackie pierniczki. Od gospodarzy dowiadujemy się sporo miejscowych nowin, m.in. nt. zamknięcia dla ruchu odcinka małej obwodnicy od Polany do Czarnej (informacja, jak dla mnie, rychło w czas !). Podobno uszkodzenie drogi na skutek opadów (osuwisko) jest poważne, a naprawa może potrwać nawet kilka miesięcy. W związku z tym drogowcy rozważają prowizoryczną naprawę drogi z Polany do Lutowisk przez Skorodne, tak aby można było chociaż tamtędy jeździć z Polańczyka w kierunku Lutowisk (w lepszych warunkach, niż się to nam przydarzyło 2 dni wcześniej).
    Dowiedzieliśmy się również, że zamknięcie naszego forumowego „Piekiełka” w Dwerniku jest jedynie tymczasowe, gdyż lokal ów nie zmienił właściciela, lecz jest jedynie remontowany, a po remoncie i modernizacji wznowi działalność. Cóż, pożyjemy, zobaczymy !
    CDN
    Serdecznie pozdrawiam
    Stały Bywalec.
    Pozdrawia Was także mój druh
    Jastrząb z Otrytu

  5. #15
    Bieszczadnik Awatar Aleksandra
    Na forum od
    09.2002
    Rodem z
    Warszawa
    Postów
    948

    Domyślnie Odp: Relacja z pobytu w Bieszczadach w dn. 9 - 29 września 2007 r.

    To jest jednak zaraźliwe... niech będzie cosik skrobnę, mając nadzieję, że SB nie obrazi się za zakłócanie jego relacji.

    18 września, ostatni dzień w pracy, taki wymęczony i wyżebrany, bo przecież już od dawna chciała być w Bieszczadach. Pokonałam góry papierów i nieosiągalne szczyty rzeczy do pilnego załatwienia. Basta, niech tylko ktoś spróbuje coś jeszcze ode mnie chcieć. Wieczór, na środku rozbebeszony plecak, a wokół mnóstwo ciekawych rzeczy. Chyba latka lecą, kiedyś wystarczało 10 minut, aby idealnie spakować się na 2 dni czy też na 2 tygodnie w Bieszczady. A teraz będzie ciepło czy zimno, ciepło - zimno, ciepło - zimnoooo...
    "niech będą błogosławione wszystkie drogi proste, krzywe, dookolne…"
    http://takiewedrowanie.blogspot.com/

  6. #16
    Bieszczadnik Awatar naive
    Na forum od
    09.2004
    Rodem z
    Dolina Sanu
    Postów
    544

    Domyślnie Odp: Relacja z pobytu w Bieszczadach w dn. 9 - 29 września 2007 r.

    Cytat Zamieszczone przez Stały Bywalec Zobacz posta
    a następnie kierujemy się niebieskim szlakiem na Wielką Rawkę - chyba 3-ci pod względem wysokości szczyt w Bieszczadach.
    CDN
    Chyba jednak siódmy co do wysokości szczyt bieszczadzki, najniższy z tych o wysokości ponad 1300 m n.p.m / to najmniej wazne w Twojej relacji, ale młodzież czyta i uczy się/. Twoje relacje powinny obowiązkowo czytać wycieczki facetów w lakierkach, ale zanim ruszą tyłek z domu. A tak wogóle - powinieneś częściej jeżdzić i za każdym razem pisać.
    Pozdrawiam
    naive

  7. #17
    Bieszczadnik
    Forumowicz Roku 2008
    Awatar Derty
    Na forum od
    09.2002
    Rodem z
    z lasu
    Postów
    1,852

    Domyślnie Odp: Relacja z pobytu w Bieszczadach w dn. 9 - 29 września 2007 r.

    Hej:)
    Dalej, dalej, Stały Bywalcze! Jakże tęskno mi za bieszczadzkimi drogami i ścieżynkami...

    Pozdrawiam,
    Derty
    Rano robimy nic. Lubimy to robić (Z Bertranda, 2011)

    właśnie, wziąłby człowiek amunicję
    eksportową śliwowicję
    drzwi opatrzyłby w inskrypcję:
    "przedsięwzięto ekspedycję" (MamciaDwaChmiele,2012)

  8. #18
    Kronikarz Roku 2010
    Awatar bertrand236
    Na forum od
    07.2004
    Rodem z
    Poznań
    Postów
    4,224

    Domyślnie Odp: Relacja z pobytu w Bieszczadach w dn. 9 - 29 września 2007 r.

    Leżę przykuty do łóżka, klikam, klikam, a CDN tylko obiecany....
    Pozdrawiam
    bertrand236

  9. #19
    Bieszczadnik
    Na forum od
    11.2001
    Rodem z
    Warszawa (Ochota)
    Postów
    2,504

    Domyślnie Odp: Relacja z pobytu w Bieszczadach w dn. 9 - 29 września 2007 r.

    Bardzo dziękuję za zainteresowanie.
    Na zakończenie, w podsumowaniu, ustosunkuję się do niektórych Waszych uwag.

    A na razie kontynuuję.

    19. września. Ból zęba Gosi. Przyjazd Pastora

    Od rana komplikacje. Gośka wstała z łóżka z zapuchniętym policzkiem, co oznaczało w tym wypadku ból zęba połączony ze stanem zapalnym. No bo ani nic jej w nocy nie ugryzło, ani ja nie jestem (nigdy zresztą nie byłem) damskim bokserem.
    Co zatem robić z tym fantem - w Sękowcu, czyli na końcu świata ? Cóż ja piszę, koniec świata jest przecież w Dwerniku, na skrzyżowaniu. A zatem Chmiel, Sękowiec i Zatwarnica znajdują się stanowczo już poza końcem świata.

    Najpierw zdobywam od Basi (Szefowej) nr telefonu do jakiejś pani zębolog w Ustrzykach Dln. Żona dzwoni tam i dowiaduje się, że owa pani stomatolog nie ma dziś czasu (komplet pacjentów). Żona podkreśla, iż chodzi jej o prywatną wizytę, ale to nic nie zmienia.
    Nie ma na co czekać. Telefonuję do Adama na komórkę i mówię mu, aby sobie dziś w trójkę (w ich domku mieszka na piętrze Rysiek) poradzili bez przewodnika. A następnie ładujemy się z Gosią do samochodu i obieramy na razie kurs na Lutowiska - jedziemy do tamtejszego ośrodka zdrowia.
    W lokalu ośrodka wisi ogłoszenie, iż dentysta przyjmuje raz w tygodniu. Nie pamiętam tego wyznaczonego dnia, ale na pewno nie odbywa się to w środy. Nie wstrzeliliśmy się więc ! Zasięgamy zatem dalszych informacji. Bardzo sympatyczna pani doktór podaje nam nazwisko, adres i telefon (nr 013 4611613, jakby ktoś z Was potrzebował) dentystki w Ustrzykach Dln. Zresztą dzwoni tam zaraz sama i umawia żonę na wizytę prawie natychmiast, tj. tylko po czasie potrzebnym na dojazd tam samochodem z Lutowisk.

    Znów do auta i w drogę. Bez trudu odnaleźliśmy podany adres, dentystka już na nas (tj. konkretnie tylko na Gosię) oczekiwała.
    W związku z tym, iż Gośka miała za parę dni (w niedzielę 23.09.) wracać do Warszawy, nie mogło być mowy o podjęciu dłuższego leczenia stomatologicznego, czego niestety wymagała sytuacja. Chodziło nam więc tylko o doraźną „likwidację skutku, a nie przyczyny”. Pani doktór zrozumiała to i - bez żadnego zabiegu - zapisała Gosi biseptol oraz jakieś ziółka do płukania buzi. Kupiliśmy to wszystko w aptece i powróciliśmy do Sękowca.

    A wieczorem zaszczycił nas swoją wizytą Pastor. Umówieni byliśmy już wcześniej, kontaktowaliśmy się ze sobą przez komórkę. Zatrzymał się w hotelu w Zatwarnicy. Pojechałem tam po Niego (osobiście, swoim samochodem), a później, po imprezie, odwiozłem Go - już nie osobiście w roli kierowcy, lecz zorganizowałem ten transport.
    Pastor wystąpił (całkiem niepotrzebnie) w roli Św. Mikołaja. Przybył do nas obładowany wiktuałami, także takimi w płynie. Ma gest, to b. dobrze o nim świadczy. Ale przecież i u nas było wszystko, co potrzeba !
    Posiedzieliśmy zatem przy stole, omawiając bieszczadzkie (i nie tylko) tematy. O Was też była mowa, a jakże.

    20. września. Na Smerek i z powrotem. Wieczorne pożegnanie Adama i Ani

    Jest ładnie, słonecznie, ale zimno. W zamiarach mamy pieszą wycieczkę z Sękowca do Wetliny - przez Zatwarnicę, Suche Rzeki i Przełęcz Orłowicza oczywiście. Powrót planujemy okazją (z Wetliny do Lutowisk), a stamtąd ostatnim PKS-em (tym o godz. 19:33) chcemy przyjechać do Sękowca.

    Gorzej było z realizacją tego planu.

    Pierwsza komplikacja nastąpiła już w Zatwarnicy. Gosię znów trochę boli ząb, informuje mnie więc, iż tylko odprowadzi nas do Suchych Rzek, a stamtąd powróci do domu, aby zażyć biseptol i płukać usta ziółkami.
    I tak się stało. Od „Ostoi” poszliśmy już tylko w czwórkę, tj. Żabki, Rysiek i ja.
    Na Przełęczy Orłowicza bardzo zimny wiatr, ale można się przed nim schować. Ukrywamy się więc na zboczu i zjadamy oraz wypijamy, co tam mamy ze sobą. A potem wędrujemy na Smerek, chociaż początkowo tego nie planowaliśmy. Na szczycie nieco kontemplujemy, podziwiając urodę naszego kraju oglądanego z góry. I następnie wracamy na przełęcz.

    Tam robię krótką zbiórkę i przedstawiam sytuację. Z bilansu czasu wynika, iż po zejściu do Wetliny będziemy mieli tylko ok. półtorej godziny na dostanie się do Lutowisk. A my przecież nie wiemy, czy i czym tam dojedziemy ! Busik może się trafić, a może i nie (jest czwartek, zimno, turystów niezbyt wielu). O możliwość „okazji” z Wetliny do Ustrzyk Grn. jestem raczej spokojny, ale co potem ? Kursowy autobus PKS (Lutowiska, godz. 19:33) na nas nie poczeka. Łapanie go w nieco bliższym Smolniku doda nam co najwyżej ok. 10 minut czasu, nie więcej.
    Bardzo nie lubię łazić „tam i z powrotem”, ale tym razem musiałem podjąć taką decyzję. Schodzimy zatem tą samą drogą, którą przyszliśmy. W Suchych Rzekach wstępujemy na herbatkę do „Ostoi”. Urzędują tam studenci roku zerowego na obozie integracyjnym. Nie chcą od nas zapłaty za herbatę ! No to nazywamy to inaczej - pozostawiamy im pieniążki mówiąc, iż wspomagamy w ten sposób ich „fundusz piwny”. Przyjmują to ze zrozumieniem.

    Zbliżając się do hotelu w Zatwarnicy dostałem telefon od Pastora, który gdzieś w tych okolicach śmigał swoją terenówką. Przyjechał szybko po nas i zawiózł do Sękowca. Tam, w domku Adasia, urządziliśmy sobie wszyscy pożegnalną kolację. Adam z Anią następnego dnia muszą już bowiem wracać do Warszawy.
    CDN
    Serdecznie pozdrawiam
    Stały Bywalec.
    Pozdrawia Was także mój druh
    Jastrząb z Otrytu

  10. #20
    Bieszczadnik
    Na forum od
    11.2001
    Rodem z
    Warszawa (Ochota)
    Postów
    2,504

    Domyślnie Odp: Relacja z pobytu w Bieszczadach w dn. 9 - 29 września 2007 r.

    21. września. Kolejne komplikacje „organizacyjne”. Zdecydowana poprawa pogody

    Rano Gosia znów obudziła się ze spuchniętą buzią. Niby niedużo spuchniętą, ząb też bardziej ją „ćmił” niż bolał, ale jednak ... Biseptol i płukanie septosanem, jak widać, jej nie pomogły (a raczej pomogły tylko niewiele).

    Żona początkowo zamierzała wracać do Warszawy dwa dni później, tj. w niedzielę 23 września. Wzywały ją już tam bowiem obowiązki zawodowe - ostatni tydzień miesiąca to b. intensywny okres w pracy „kadrowo - płacowej”. Miała nawet kupiony bilet na PKS z Ustrzyk Dln. do W-wy, odjazd o godz. 9-tej.

    W zaistniałej sytuacji doszliśmy jednak do wniosku, że powinna skorzystać z okazji, jaką daje wyjazd Adama i Ani, i po prostu zabrać się z nimi. W sobotę będzie mogła już odwiedzić swoją dentystkę w Warszawie i zacząć kurację (tak się też stało; gdy sam powróciłem 8 dni później, po owej zębowej dolegliwości żony nie było już ani śladu). Natomiast tu, w Sękowcu, gdyby w sobotę lub w niedzielę wytworzył się poważniejszy stan zapalny, to tylko ... usiąść i płakać. 100 lat temu w takich sytuacjach chodziło się do kowala - miał obcęgi, znieczulenia dokonywał wódką, a dezynfekcji - rozpalonym żelazem. Ale gdzie tu w dzisiejszych Bieszczadach znaleźć kowala ?

    No i pojechali. Po odjeździe żony i Żabek pomogłem Ryśkowi w przeprowadzce - zwolnił górę domku nr 4 i przeniósł się do mnie, na piętro leśniczówki.

    Powyższe komplikacje „organizacyjne” spowodowały, że - mimo pięknej pogody - przeszliśmy z Ryśkiem tego dnia tylko ok. 13 km, wybierając się na zaledwie mały spacerek. Z Sękowca powędrowaliśmy stokówką pod Otrytem do Chmiela, przeszliśmy wzdłuż całej tej wsi, a następnie powróciliśmy szosą do Sękowca.

    A co z Pastorem, spytacie. Otóż zniknął On iście po angielsku. Wczoraj umówiliśmy się, że przyjedzie do nas ok. godz. 11-tej i wybierzemy się na jakąś wspólną wycieczkę. I nie pojawił się. Jeszcze z samego rana, gdy pomagałem w wynoszeniu klamotów, widziałem Jego terenówkę jadącą z Sękowca w kierunku Rajskiego, drogą nad Sanem.
    A później nie dawał już znaku życia. Milczał. Sam nie zadzwonił i nie odbierał telefonów komórkowych. Pogniewał się, czy co ? Dopiero później, już będąc w Warszawie, dostałem od Niego sms-a z usprawiedliwieniem.

    A to trochę poważniejsza sytuacja, niż się na pozór wydaje. Mając często do czynienia z ludźmi, których określam mianem „gównozjadów”, bardzo cenię osoby mające gest i oczywiście staram się im w pełni rewanżować, a nawet „przebijać” ich szczodrość. Ot, taka to staropolska wada - występująca dziś chyba jedynie u osób nie mających w sobie nic krwi żydowskiej czy niemieckiej (o szkockiej już nie wspominając).

    Tak więc Pastor mnie dwa dni temu prawdziwie wzruszył, pojawiając się u nas z dwoma pełnymi siatkami. Było w nich mnóstwo wiktuałów (nieco z tego pozostało w lodówce nawet po moim wyjeździe kilka dni później) oraz dwie flaszki: jakaś słodka damska nalewka i męska (0,7 l) wódka bols. I tak się złożyło, iż owego bolsa nawet nie otworzyłem, ponieważ zarówno wczoraj, jak i przedwczoraj, degustowaliśmy gorzałki ukraińskie - naprawdę dobre, ale młodzież niech tego nie czyta (a już tym bardziej nie pije).

    Tak się zatem stało, że to Pastor wyparował, a Jego wódka pozostała (zamiast odwrotnie). Czekała na Jego powrót aż do końca mojego pobytu !
    Wyprzedzając nieco tok narracji powiem tylko, iż nadal na Niego czeka - tu, w Warszawie. W dniu wyjazdu z Sękowca (29.09.) poszliśmy bowiem z Ryśkiem nad San, umieściliśmy wódkę bols na łódce bols (tej z reklam telewizyjnych) i popłynęła sobie Sanem aż do Wisły, a Wisłą - do Warszawy. Nazajutrz po przyjeździe pojechałem na Powiśle, wszedłem pod Most Poniatowskiego i odebrałem wódkę z łódki.
    Stoi więc teraz sobie spokojnie w barku i czeka. I nic jej raczej nie grozi, jako że przebywa w dość licznym „ukraińskim” towarzystwie.

    CDN
    Serdecznie pozdrawiam
    Stały Bywalec.
    Pozdrawia Was także mój druh
    Jastrząb z Otrytu

Informacje o wątku

Użytkownicy przeglądający ten wątek

Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)

Podobne wątki

  1. Rajd Połoniny - koniec września w Bieszczadach
    Przez sewerr w dziale Bieszczady praktycznie
    Odpowiedzi: 0
    Ostatni post / autor: 02-09-2012, 18:09
  2. Relacja z pobytu w Bieszczadach w dn. 13 września - 7 października 2009 r.
    Przez Stały Bywalec w dziale Relacje z Waszych wypraw w Bieszczady
    Odpowiedzi: 41
    Ostatni post / autor: 05-02-2010, 19:35
  3. Moja własna relacja z VIII KIMB, a nawet z całego pobytu w Bieszczadach.
    Przez Stały Bywalec w dziale Spotkania i sprawy forumowe
    Odpowiedzi: 22
    Ostatni post / autor: 11-06-2009, 17:42
  4. Niedługa relacja z niedługiego pobytu w Bieszczadach (12 - 20 maja 2008 r.)
    Przez Stały Bywalec w dziale Relacje z Waszych wypraw w Bieszczady
    Odpowiedzi: 1
    Ostatni post / autor: 14-06-2008, 22:57
  5. Relacja z pobytu w Bieszczadach od 15.09. do 6.10.2004 r.
    Przez Stały Bywalec w dziale Relacje z Waszych wypraw w Bieszczady
    Odpowiedzi: 5
    Ostatni post / autor: 19-10-2004, 20:50

Zakładki

Zakładki

Uprawnienia umieszczania postów

  • Nie możesz zakładać nowych tematów
  • Nie możesz pisać wiadomości
  • Nie możesz dodawać załączników
  • Nie możesz edytować swoich postów
  •