17. września. Wreszcie w góry !
68-ma rocznica agresji b. ZSRR na Polskę. Jako historyk (tylko z zamiłowania) prawdę o tym wydarzeniu poznałem już dawno, dawno temu, jeszcze w „zamierzchłych” czasach PRL. I podzielam pogląd śp. prof. Jerzego Łojka, iż kardynalnym i historycznym błędem polskiego rządu było niewydanie wtedy deklaracji o zaistnieniu stanu wojny z ZSRR. Wojny tej żadna ze stron wówczas formalnie nie wypowiedziała (ani nie obwieściła na forum międzynarodowym, iż znalazła się w stanie wojny na skutek agresji), co w niedalekiej przyszłości pozwoliło aliantom zachodnim przyjąć do akceptującej wiadomości zmiany graniczne dokonane jednostronnie przez ZSRR jesienią 1939 r. A przecież już znacznie trudniej byłoby im to przełknąć w sytuacji formalnego istnienia stanu wojny pomiędzy Polską a ZSRR. Jako że zgodnie z prawem międzynarodowym wszelkie zmiany terytorialne dokonane w czasie, gdy jeszcze trwa wojna, są nieważne. I potem, w 1941 r., Sikorski ze Stalinem musieliby najpierw podpisać układ pokojowy, w którym trudniej byłoby pozostawić sprawę granic do rozstrzygnięcia w terminie późniejszym.
Oczywiście nie łudzę się i zdaję sobie sprawę, że historia potoczyłaby się podobnie, ale przynajmniej strona radziecka byłaby pozbawiona atutów propagandowych, jakimi przez długie lata karmiła zachodnią opinię publiczną - iż w 1939 r. „tylko wyzwoliła” zachodnią Białoruś i zachodnią Ukrainę oraz zapewniła „ochronę” tamt. ludności. A tak na marginesie: Polska posiadała dn. 17 września 1939 r. jeszcze 25 sformowanych (nietkniętych lub odtworzonych) pełnych dywizji. Nie licząc oddziałów rozbitych i rozproszonych (w jakimś stopniu też nadal zdolnych do walki) oraz okrążonych - walczących i wiążących siły niemieckie.
Ale przecież nie o tym jest niniejszy wątek ! Takie refleksje historyczne naszły mnie z samego rana - może dlatego, iż obudziłem się na terenie, który w latach 1939-41 i 1944-51 należał do ZSRR. Sękowiec był bowiem wówczas rozdzielony granicą państwową. Teren dzisiejszej osady był polski (a do napaści Niemiec na ZSRR wchodził w skład GG), natomiast ziemia po drugiej stronie Sanu, tj. tam, gdzie obecnie znajduje się leśniczówka, ośrodek wczasowy i luksusowy domek myśliwski, należała już do imperium Stalina (aż do 1951 r.).
Otrząsnąwszy się z owych refleksji historycznych i upewniwszy, że obudziłem się w Polsce, postanowiłem wywieść dziś swoją ekipę w góry, na prawdziwą połoninę. Dzień zapowiadał się umiarkowanie słoneczny, chociaż zimny i wietrzny. I taki był w istocie.
Jedziemy zatem (znów moim wozem) przez Pszczeliny i Stuposiany do Ustrzyk Grn. Tam parkujemy na głównym, „centralnym” parkingu (10 zł za cały dzień), coś tam dokupujemy w pobliskich sklepikach, a następnie kierujemy się niebieskim szlakiem na Wielką Rawkę - chyba 3-ci pod względem wysokości szczyt w Bieszczadach.
Podejście niebieskim szlakiem na Rawki od strony Ustrzyk Grn. jest umiarkowanie trudne, tzn. łatwiejsze niż wejście tam szlakiem zielonym z Przełęczy Wyżniańskiej, ale dużo trudniejsze (chociaż krótsze) niż przejście zielonym szlakiem przez cały Dział, idąc od strony Wetliny.
Pocimy się zatem, pnąc się w górę, a nieliczne osoby schodzące do Ustrzyk Grn. ostrzegają nas, iż na górze „mocno wieje zimny wiatr”. Troszkę to ostrzeżenie było na wyrost, gdyż prawdziwie „zimny wiatr” odczułem dopiero na Smereku kilka dni później.
Ale na górze było faktycznie dość zimno, chociaż nie na tyle, aby nie usiąść na parę minut w celu zaspokojenia pragnienia. Potem poszliśmy żółtym szlakiem na Małą Rawkę (cały czas zachwycając się widokami !), a dalej, zielonym szlakiem zeszliśmy do „Bacówki pod Małą Rawką”, gdzie gruntownie odpoczęliśmy i wreszcie pożywiliśmy się.
Ruch turystyczny, na naszej trasie i w owej bacówce, był umiarkowany. Zarówno tego dnia, jak i w ciągu całego pobytu, spotykaliśmy studentów z Warszawy z tzw. roku zerowego, czyli kandydatów do otrzęsin. Skandowali mniej lub bardziej dowcipne hasła, w rodzaju „seks i wóda - polibuda !”.
Schodząc późnym popołudniem z bacówki na Przełęcz Wyżniańską dostrzegliśmy w górze ... orła. Nie było wątpliwości. Udało się nam nawet przyjrzeć mu przez chwilę przez lornetkę.
Tę iście bieszczadzką atmosferę zakłócił widok jakiejś wycieczki wędrującej z przeciwka, w kierunku bacówki. Otóż idący panowie byli w garniturach oraz odpowiednich do tego koszulach i krawatach. I oczywiście w pantoflach bardziej nadających się na parkiet niż w góry. Nasze panie ich nieco za głośno obśmiały, gdyż oglądali się za nami z oburzeniem. Ale jeśli chodzi o mnie osobiście, to wolę już (z dwojga złego) garnitur i krawat na połoninie od moheru w lokalu wyborczym.
No i znów Chris okrzyknie mnie rasistą i ksenofobem ! A niech Mu tam.
Na Przełęczy Wyżniańskiej pozostawiłem swoją „ekipę” na parkingu, a sam błyskawicznie złapałem okazję w kierunku Ustrzyk Grn. Podwieźli mnie tam b. sympatyczni państwo z Olsztyna.
W Ustrzykach wsiadłem do swojego samochodu i wróciłem na przełęcz po żonę i przyjaciół. Do Sękowca wróciliśmy jadąc przez Brzegi Grn., Nasiczne i Dwernik.
18. września. Odpoczynek od łażenia. Przyjazd Ryśka
Pogoda poprawia się. Jest cieplej. Ale wieczorem spadł niewielki deszcz.
Do godz. 13-tej „czas wolny”. Lektura, drobne prace domowe (przepierka, czyszczenie i impregnacja butów, itp.). Następnie samochodem Adama jedziemy do Ustrzyk Dln. Mamy bardzo dużo czasu - Rysiek przyjeżdża PKS-em dopiero o godz. 18:40.
A zatem zakupy (wiadomo czego) u Ukraińców oraz słodyczy w cukierni Szelców, pijemy też tam b. smaczną kawę (lokale Szelców, zarówno w Ustrzykach Dln., jak i w Lesku, szczerze Wam polecam).
I znów do auta - kierunek Bandrów. Zwiedzamy tam pozostałości cmentarza ewangelickiego społeczności niemieckiej. W okresie od I rozbioru (1772) do paktu niemiecko-radzieckiego (1939) istniały w Bieszczadach nieliczne enklawy mniejszości niemieckiej, wsie kolonistów. Sto kilkadziesiąt lat to jednak ładnych parę pokoleń.
Jesteśmy głodni. Odkrywamy b. przyjemny lokalik, gdzie smacznie i niedrogo można zjeść. Otóż można to uczynić w nowo otwartym w br. przydrożnym barze w Krościenku - konkretnie przy wjeździe do Krościenka (po prawej stronie). Serwowane są w nim pyszne pierożki, kotleciki rybne, itp.
I znów wracamy do Ustrzyk Dln., jest już po 18-tej. Wkrótce przyjeżdża autobus z Warszawy via Radom, a w nim - Rysiek, mój kolega z Radomia. Zamieszka (na razie) na pięterku domku nr 4, tj. tam, gdzie na parterze mieszka Adam z Anią.
Ładujemy jego klamoty do bagażnika, ścieśniamy się na tylnym siedzeniu Adamowego nissana i bierzemy kurs na Sękowiec.
I to jeszcze nie wszystko tego dnia. Robimy bowiem z Gosią u nas przyjęcie na 7 osób (nasza ekipa, teraz powiększona do 5-ciu osób, plus Basia i Henryk - szefowa ośrodka i jej mąż, tut. leśniczy). Siedzimy więc sobie przy słowackim winku oraz ukraińskiej gorzale, konsumujemy Szelcowe ciasta i słowackie pierniczki. Od gospodarzy dowiadujemy się sporo miejscowych nowin, m.in. nt. zamknięcia dla ruchu odcinka małej obwodnicy od Polany do Czarnej (informacja, jak dla mnie, rychło w czas !). Podobno uszkodzenie drogi na skutek opadów (osuwisko) jest poważne, a naprawa może potrwać nawet kilka miesięcy. W związku z tym drogowcy rozważają prowizoryczną naprawę drogi z Polany do Lutowisk przez Skorodne, tak aby można było chociaż tamtędy jeździć z Polańczyka w kierunku Lutowisk (w lepszych warunkach, niż się to nam przydarzyło 2 dni wcześniej).
Dowiedzieliśmy się również, że zamknięcie naszego forumowego „Piekiełka” w Dwerniku jest jedynie tymczasowe, gdyż lokal ów nie zmienił właściciela, lecz jest jedynie remontowany, a po remoncie i modernizacji wznowi działalność. Cóż, pożyjemy, zobaczymy !
CDN



Odpowiedz z cytatem
Zakładki