Bardzo dziękuję za zainteresowanie.
Na zakończenie, w podsumowaniu, ustosunkuję się do niektórych Waszych uwag.
A na razie kontynuuję.![]()
19. września. Ból zęba Gosi. Przyjazd Pastora
Od rana komplikacje. Gośka wstała z łóżka z zapuchniętym policzkiem, co oznaczało w tym wypadku ból zęba połączony ze stanem zapalnym. No bo ani nic jej w nocy nie ugryzło, ani ja nie jestem (nigdy zresztą nie byłem) damskim bokserem.
Co zatem robić z tym fantem - w Sękowcu, czyli na końcu świata ? Cóż ja piszę, koniec świata jest przecież w Dwerniku, na skrzyżowaniu. A zatem Chmiel, Sękowiec i Zatwarnica znajdują się stanowczo już poza końcem świata.
Najpierw zdobywam od Basi (Szefowej) nr telefonu do jakiejś pani zębolog w Ustrzykach Dln. Żona dzwoni tam i dowiaduje się, że owa pani stomatolog nie ma dziś czasu (komplet pacjentów). Żona podkreśla, iż chodzi jej o prywatną wizytę, ale to nic nie zmienia.
Nie ma na co czekać. Telefonuję do Adama na komórkę i mówię mu, aby sobie dziś w trójkę (w ich domku mieszka na piętrze Rysiek) poradzili bez przewodnika. A następnie ładujemy się z Gosią do samochodu i obieramy na razie kurs na Lutowiska - jedziemy do tamtejszego ośrodka zdrowia.
W lokalu ośrodka wisi ogłoszenie, iż dentysta przyjmuje raz w tygodniu. Nie pamiętam tego wyznaczonego dnia, ale na pewno nie odbywa się to w środy. Nie wstrzeliliśmy się więc ! Zasięgamy zatem dalszych informacji. Bardzo sympatyczna pani doktór podaje nam nazwisko, adres i telefon (nr 013 4611613, jakby ktoś z Was potrzebował) dentystki w Ustrzykach Dln. Zresztą dzwoni tam zaraz sama i umawia żonę na wizytę prawie natychmiast, tj. tylko po czasie potrzebnym na dojazd tam samochodem z Lutowisk.
Znów do auta i w drogę. Bez trudu odnaleźliśmy podany adres, dentystka już na nas (tj. konkretnie tylko na Gosię) oczekiwała.
W związku z tym, iż Gośka miała za parę dni (w niedzielę 23.09.) wracać do Warszawy, nie mogło być mowy o podjęciu dłuższego leczenia stomatologicznego, czego niestety wymagała sytuacja. Chodziło nam więc tylko o doraźną „likwidację skutku, a nie przyczyny”. Pani doktór zrozumiała to i - bez żadnego zabiegu - zapisała Gosi biseptol oraz jakieś ziółka do płukania buzi. Kupiliśmy to wszystko w aptece i powróciliśmy do Sękowca.
A wieczorem zaszczycił nas swoją wizytą Pastor. Umówieni byliśmy już wcześniej, kontaktowaliśmy się ze sobą przez komórkę. Zatrzymał się w hotelu w Zatwarnicy. Pojechałem tam po Niego (osobiście, swoim samochodem), a później, po imprezie, odwiozłem Go - już nie osobiście w roli kierowcy, lecz zorganizowałem ten transport.
Pastor wystąpił (całkiem niepotrzebnie) w roli Św. Mikołaja. Przybył do nas obładowany wiktuałami, także takimi w płynie. Ma gest, to b. dobrze o nim świadczy. Ale przecież i u nas było wszystko, co potrzeba !
Posiedzieliśmy zatem przy stole, omawiając bieszczadzkie (i nie tylko) tematy. O Was też była mowa, a jakże.
20. września. Na Smerek i z powrotem. Wieczorne pożegnanie Adama i Ani
Jest ładnie, słonecznie, ale zimno. W zamiarach mamy pieszą wycieczkę z Sękowca do Wetliny - przez Zatwarnicę, Suche Rzeki i Przełęcz Orłowicza oczywiście. Powrót planujemy okazją (z Wetliny do Lutowisk), a stamtąd ostatnim PKS-em (tym o godz. 19:33) chcemy przyjechać do Sękowca.
Gorzej było z realizacją tego planu.
Pierwsza komplikacja nastąpiła już w Zatwarnicy. Gosię znów trochę boli ząb, informuje mnie więc, iż tylko odprowadzi nas do Suchych Rzek, a stamtąd powróci do domu, aby zażyć biseptol i płukać usta ziółkami.
I tak się stało. Od „Ostoi” poszliśmy już tylko w czwórkę, tj. Żabki, Rysiek i ja.
Na Przełęczy Orłowicza bardzo zimny wiatr, ale można się przed nim schować. Ukrywamy się więc na zboczu i zjadamy oraz wypijamy, co tam mamy ze sobą. A potem wędrujemy na Smerek, chociaż początkowo tego nie planowaliśmy. Na szczycie nieco kontemplujemy, podziwiając urodę naszego kraju oglądanego z góry. I następnie wracamy na przełęcz.
Tam robię krótką zbiórkę i przedstawiam sytuację. Z bilansu czasu wynika, iż po zejściu do Wetliny będziemy mieli tylko ok. półtorej godziny na dostanie się do Lutowisk. A my przecież nie wiemy, czy i czym tam dojedziemy ! Busik może się trafić, a może i nie (jest czwartek, zimno, turystów niezbyt wielu). O możliwość „okazji” z Wetliny do Ustrzyk Grn. jestem raczej spokojny, ale co potem ? Kursowy autobus PKS (Lutowiska, godz. 19:33) na nas nie poczeka. Łapanie go w nieco bliższym Smolniku doda nam co najwyżej ok. 10 minut czasu, nie więcej.
Bardzo nie lubię łazić „tam i z powrotem”, ale tym razem musiałem podjąć taką decyzję. Schodzimy zatem tą samą drogą, którą przyszliśmy. W Suchych Rzekach wstępujemy na herbatkę do „Ostoi”. Urzędują tam studenci roku zerowego na obozie integracyjnym. Nie chcą od nas zapłaty za herbatę ! No to nazywamy to inaczej - pozostawiamy im pieniążki mówiąc, iż wspomagamy w ten sposób ich „fundusz piwny”. Przyjmują to ze zrozumieniem.
Zbliżając się do hotelu w Zatwarnicy dostałem telefon od Pastora, który gdzieś w tych okolicach śmigał swoją terenówką. Przyjechał szybko po nas i zawiózł do Sękowca. Tam, w domku Adasia, urządziliśmy sobie wszyscy pożegnalną kolację. Adam z Anią następnego dnia muszą już bowiem wracać do Warszawy.
CDN



Odpowiedz z cytatem
Zakładki