Wiosną roku ubiegłego napisałem wstęp do kolejnej relacji ale życie walnęło mnie obuchem i do tej pory nie mogę do siebie dojść. Moja Mama śmiertelnie zachorowała i przez rok walczyliśmy o każdy kolejny dzień jej życia. Były remisje i fale radości i optymizmu, po czym następowały dni przeraźliwie mroczne, gdzie szanse przeżycia spadały do zera. Mama była niezwykle mocna i waleczna, nie poddawała się bardzo długo, wytrzymywała tą makabryczną sinusoidę dzielnie, lecz w czerwcu bieżącego roku tą nierówną walkę przegraliśmy. Mama była nie tylko najwspanialszą Mamą ale też przyjacielem, z którym mogłem porozmawiać o wszystkim, o sprawach osobistych jak i ogólnych takich jak literatura, film, turystyka, polityka itd. Zawsze mnie wspierała i w sposób niezwykle delikatny, z wyczuciem próbowała otworzyć mi oczy na niektóre sprawy.
Bardzo mi Ciebie brakuje Mamo!
Piszę to i się mazgaję, i wiem, że po tym ciężkim wstępie dalsza część będzie budziła spory rozdźwięk, ale wydaje mi się, że mimo chęci zmienienia treści relacji przy jej przepisywaniu na mniej rozrywkową, nie powinienem tego robić lecz właśnie powinienem zostawić wszystko tak jak było oryginalnie napisane.
Pora więc zdmuchnąć grubą warstwę kurzu z kajetu, naoliwić przeguby w dłoniach i rozćwiczyć stawy w palcach.
Zapraszam do lektury.