„O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny
I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny,
Dżdżu krople padają i tłuką w me okno...
Jęk szklany... płacz szklany... a szyby w mgle mokną
I światła szarego blask sączy się senny...
O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny”
( Leopold Staff – Deszcz Jesienny )

Coś Leopolda chyba gryzło jak to pisał, chandra czy inne diabelstwo i stąd pewnie te sączące się jęki. Musi on nie bardzo jesień lubił! A przecież teraz w górach „tu cichosza tam cicho” ( Grzegorz Turnau – Cichosza) i nie ma turystów i nie ma gawiedzi ( Bazyl ). Jeno wicher wyje, wilcy zbierają się w watahy a dźwiedzie wietrzą pierzynki przed snem „i pięknie jest” ( Lech Janerka – Jezu jak się cieszę ). Ale zdaję sobie sprawę, że nie wszystkim może się to podobać, że są tacy którzy wolą lato i ciepełko, że już tęsknią za słupkiem rtęci w okolicach trzydziestki na plusie, że też chcieliby w zimowy sen zapaść. Leniwe są to bestie! Bo przecież właśnie teraz, jak pisał o narciarzach Kornel Makuszyński ( Zima, śnieg narty itd. ) nadchodzi „...czas ruji, właściwiej mówiąc sportowy okres, pełen wichrów i śniegów, taki to ci się wtedy wyrzeka i żony i kochanki i dziatek miłych i ciepłego łoża, śnieg mu uderza na mózg (...)”.
Szlag by...zabrnąłem już w zimowe zaspy a przecież relacja moja ma dotyczyć właśnie tego okresu, za którym niektórzy tęsknią, czyli pory komarów, bąków i innych sympatycznych stworzeń. Jest więc już i tak odrobinkę spóźniona a ja plotę jakieś dyrdymały miast przejść do meritum. Wybaczcie, już się poprawiam i zaczynam.

Uwaga! Ze względu na brutalność scen i niewybredne słownictwo tekst przeznaczony wyłącznie dla osób pełnoletnich o stalowych nerwach. Przed ewentualnym rozpoczęciem lektury proszę kliknąć poniższy napis:

Świadom(a) zagrożeń zeń płynących, po konsultacji z lekarzem rodzinnym decyduję się na brnięcie przez Bazylowe, jakże nieświeże już wypociny ( Fe! )