Kazimierz Wielki uderza na Ruś, napotyka silny opór, walczy z Rusinami broniącymi swojego księstwa - tak Czarku napisałeś, cytując Pawła Jasienicę. Poza ostatnią częścią ww. zdania, które jest już chyba Twoim komentarzem.
Ale czy Rusini rzeczywiście bronili niezawisłości księstwa ? Wg mnie to tylko grupa bojarów, którzy w spisku z Tatarami struli księcia Jerzego, broniła się przed polską karną ekspedycją.
Jerzy - Bolesław był zwolennikiem, jak byśmy dziś napisali, opcji polskiej. Lubił Kazimierza i wyznaczył go na dziedzica Księstwa Halicko - Włodzimierskiego w razie swojej bezpotomnej śmierci. Taka była wówczas praktyka obserwowana u panujących dynastii. Podobnie zresztą uczynił już wkrótce Kazimierz wobec króla Węgier.
Aż tu nagle księcia trują ! Kazimierz reaguje błyskawicznie, ale przy tym działa ... zgodnie z ówczesnym prawem. Walczy przecież o swoją legalną schedę. Chce być ruskim księciem. Przy okazji wzmocniłoby to także jego pozycję jako polskiego króla.
Takie „podwójne” panowanie było wówczas bardzo przez monarchów pożądane (np. późniejsi Jagiellonowie na tronie krakowskim i jednocześnie wielkoksiążęcym w Wilnie).
Ale cóż, bojarzy (chociaż pewnie nie wszyscy) wybrali opcję tatarską - ukatrupili Jerzego, a w dwa lata później również jego żonę (siostrę żony Kazimierza).
A dalej to już poszło tak, jak pójść musiało, gdy w spór włączyła się jeszcze trzecia ówczesna potęga w tym regionie Europy, czyli Litwa. Zamiast personalnej unii Polski z Księstwem Halicko - Włodzimierskim doszło do rozbioru Księstwa pomiędzy Polskę a Litwę. Po prostu Litwini byli zbyt silni, aby Kazimierz zdołał obronić przed nimi swoje monarchiczne prawa do Rusi.
A zresztą i Węgrom druga korona na głowie Kazimierza nie za bardzo była w smak - poparli go tylko pod warunkiem ustanowienia łącznego zwierzchnictwa Polski i Węgier nad Rusią Czerwoną (zamieniając później tę „gwarancję” na o wiele silniejszą - perspektywę tronu polskiego).
Paweł Jasienica napisał również na stronach, które obaj teraz sobie przypominamy (cyt.) „Decydującą rozprawę o Ruś podjął Kazimierz w roku 1349. (...) Ludność ruska zachowywała się przeważnie biernie, bo też była to wojna nie z nią, lecz z Litwą.”. To Litwa dokonała w istocie agresji przeciwko Rusi Czerwonej, a nie Polska.
Reasumując, nie uważam, aby Kazimierz Wielki rozpoczął sporną kampanię ruską jako klasyczny napastnik i najeźdźca, zwłaszcza w ówczesnym, czternastowiecznym rozumieniu tych słów. Był legalnie ustanowionym dziedzicem księcia ruskiego, swojego szwagra i sprzymierzeńca. Dopóki tamten żył i rządził, pomiędzy obu państwami panował pokój. Z chwilą jego (Jerzego) gwałtownej śmierci, Kazimierz podjął interwencję mającą na celu legalne objęcie tronu (czy tam stolca) książęcego, no i oczywiście ukaranie zabójców legalnego monarchy.
To pierwsze nie udało mu się. Skończyło się na podziale księstwa i inkorporacji jego części do Polski. A nie powiodło się - na skutek interwencji (zbrojnej) Litwy i (dyplomatycznej) Węgier. Bo z interwencją tatarską Kazimierz sobie poradził. A z czasem i pozostała część Rusi Czerwonej weszła w skład Polski, po ok. 200 latach.
A że w 1340 roku nie był to klasyczny najazd ani agresja, lecz zbrojne wystąpienie w obronie legalnego interesu monarchicznego, świadczy (paradoksalnie !) austriackie wytłumaczenie I rozbioru Rzplitej. Mniej więcej takie:
1. Po śmierci Jerzego w 1340 r. Kazimierz Wielki stał się legalnym Księciem Halicko - Włodzimierskim. Nie udało mu się wprawdzie objąć tronu książęcego, lecz ziemie księstwa i tak weszły (choć za jego panowania tylko częściowo) w skład Polski.
2. Ludwik Węgierski był następcą prawnym Kazimierza, panował i w Polsce, i na Węgrzech. Jednak co innego Wawel (Kraków), a co innego Halicz. Po zakończeniu tej „unii personalnej” Ruś Czerwona nie powinna była pozostać przy Polsce. Przecież Węgry też miały swoje wcześniejsze prawa do Rusi (współzwierzchnictwo, potem niezrealizowaną opcję jej „wykupu” od Polski).
3. Cesarz austriacki jest (w XVIII w.) zarazem tytularnym królem Węgier. A zatem po 400 latach, z okazji I rozbioru Rzeczypospolitej, może wreszcie naprawić owo „niedopatrzenie” swoich poprzedników prawnych na tronie węgierskim i reaktywować, oczywiście pod swoim berłem, Królestwo Galicji i Lodomerii (Halicko - Włodzimierskie).
Być może to z tego wytłumaczenia wzięło się powiedzonko „eee, takie tam, austriackie gadanie”. Ale jednak coś w tym musiało być na rzeczy. Bo gdyby było „od rzeczy”, to Maria Teresa poszukałaby innego formalnego pretekstu dla uzasadnienia udziału Austrii w I rozbiorze (zaledwie kilkadziesiąt lat po odsieczy wiedeńskiej). Dziś się z tego śmiejemy, ale przecież ówczesna dyplomacja europejską przyjęła ów cesarski „wywód” z pełnym zrozumieniem. Interesy monarchiczne, dynastyczne były (aż do Wielkiej Rewolucji Francuskiej) w Europie wielką świętością.
Zakładki