Wrześniowa sobota nie zapowiadała się pogodowym hitem
Kap, kap , płyną łzy ... spadają wprost na szybę samochodu. Wycieraczka leniwie je rozmazuje tworząc niejasny horyzont.
Przerwa na kawę w przydrożnej stacji paliwowej dobrze robi , bo gdzieś nad Sanokiem niebo zajaśniało.
Pierwotny plan aby odwiedzić ruiny klasztoru w Zagórzu został więc odsunięty w kąt. Jaśniej słoneczko świeci na Bukowskiem, tam pojedziemy.
To taki krótki wypad w górki, bez planu, bez pomysłu i bez rekordów (co najważniejsze) , nie mamy zobowiązań , nie musimy nigdzie dotrzeć, ani niczego zrealizować.
Kierując się niebem i nieskrępowaną wolnością zatrzymujemy się przed sklepem w Komańczy, nie dlatego że nam coś potrzeba.
Nie, mamy w samochodzie wszystko, ale idziemy tam zwyczajowo, bo jak to tak być tutaj i nie zrobić zakupów ?
Jedziemy dalej, rzut oka na smutną Wandę , która czeka na swojego oblubieńca i wyremontowaną drogą mkniemy na południe z rzadka mijając się z innymi pojazdami
... aż do czasu, bo przy bacówce w Osławicy ruch był wzmożony
Co tu się dzieje ?
.
Nie dość że dużo więcej luda, to jeszcze jakoweś kramy się rozłożyły
.
.
No to zakupilim my trochę tradycyjnego sera owcego , a w pobliskim kramie grubą pajdę ze smalcem i ogórcem, co by było zadość
Wypytalim się na jakąż okoliczność te kramy się rozstawilay
- a to Panocku bedą owiecki zaganiać, czyli koniec redyku
Musi jesień idzie
.
Pojechalim dalej aż droga się skończyła, zatrzymując się dopiero przy budynku z napisem Radosne Szwejkowo.
Może to jest miejsce do którego zmierzaliśmy.
Otwiera nam młoda pani i mówi że w zasadzie schronisko nie jest czynne ze względu na chorobę gospodyni Krysi
Powołując się na stare koneksje zostajemy wpuszczeni do obiektu , gdzie jesteśmy jedynymi gośćmi
Przestało padać i chce się ruszyć na miejscowe górki
Widok na Horodki zawsze będzie mi się kojarzył z rajdem IMB (cóż pewne osobniki tak mają - to był chyba 3-rajd)
.
.
tak, ale zmieniliśmy kierunek w stronę granicy. Na wszelki wypadek biorąc ze sobą koszyki, to tak, na wypadek gdyby chciały zaatakować na s dzikie hordy grzybowe
Na próżno
nie było skomasowanego ataku grzybowego, ot na początek drużyna kani, potem kompania maślaków, ale te odparliśmy nie pochylając się
Na granicy było gorzej , najpierw kompania muchomorów (tył ładnych czerwonych) a za nimi dwa pułki rydzów dowodzonych przed samotne prawdziwki
.
Dobrze że na przełęczy jest ławeczka, można sobie odpocząć.
Spokojnie, można było dalej wędrować zarastającą granicą, tylko z rzadka atakowały samotne borowiki
ale udało się przedrzeć przez brzozowe laski porośnięte ostrężyną na łączki widokowe i nasycić obrazkami
.
.
- Co to z ostre górki tam widać na końcu - pyta się Moja
- Dyć to Osadzki Wierch , gdzie onegdaj wyciągając z plecaka nieostrożnie rozbiłaś ostatnie piwo o skały !
( łod tej pory powiedziołem sobie, że nie będę swej baby broł w gory, ale żem nie dotrzymoł słowa)
i nie wiem dlaczego tak jet .
Zakładki