Do napisania tej relacji sprowokował mnie Pastor, który powiedział mi, że kiedyś więcej pisałem. Miał ci ON rację. Postanowiłem, więc coś skrobnąć….
Późnym czwartkowym wieczorem wsiadłem z Barnabą do karawanu i pojechaliśmy… Pierwszy przystanek miałem w Mielcu, a następny w Łańcucie. Później konie mechaniczne zaprzężone do karawanu zawiozły nas do Komańczy. Mamy tam właśnie zarezerwowany domek na latowy tydzień, ale bez jakiegokolwiek potwierdzenia. Wpłaciłem kasę wysłałem maila i nic, zero odpowiedzi. Na miejscu okazało się, że wszystko jest jak trzeba i niepotrzebnie się martwię. Pyrus jestem, to i ornungu oczekuję. Będąc w Komańczy trudno nie zajrzeć na pogorzelisko. Plac uprzątnięty, a dzwonnica jak nowa. Deszcz pada, więc budowniczowie się pochowali. Później podjechałem do miejscowej Informacji Turystycznej. O dziwo była otwarta. Niestety materiałów na temat gminy Komańcza niewiele tam znalazłem. W naiwności swojej liczyłem na jakąś nową mapencję okolic Komańczy. Nic z tego. Miła dziewczyna, która pracuje tam od niedawna powiedziała, ze niebawem ukaże się nowa mapa okolic Komańczy. Ucieszyłem się, ale lepiej Barszczu niech się wypowie…
Następnie udaliśmy się do Cisnej. Tam przemiłe spotkanie z Bardem Bieszczadu. Niestety Bard spieszył się do domu. Potem wizyta u Denisiuków. Wizyta, krótka, aczkolwiek bardzo owocna. Potem obiad. Zacisze. Puste. Żarełko jak zwykle dobre. /Miras, zauważ tą wypowiedź /. Potem zameldowałem się w alternatywie KIMBU. Barnabę zawiozłem do… Tam już byli … Nie zostałem upoważniony, ale wierzcie mi, że Towarzystwo było przednie. Zostawiłem Barnabę i wróciłem palić w kominku. Co trzy godziny wstawałem w nocy, coby dorzucić do ognia. Zdjęcia z tego dnia ma Barnaba. CDN
Zakładki