Piątek zaczął się bardzo nerwowo w pracy już w czwartek. Im dalej tym było gorzej. W planach miałem wyjazd już od dawna, ale te dni były naprawdę trudne. Po wyjściu w piątek z pracy decyzja zapada. Jadę. Telefon do WojtkaR. /Nigdy dotąd go nie widziałem/. WojtekR zmienia swoje plany i czeka na mnie. Przyjazd do domu. Wpis do Shoutboxa „Wyjeżdżam. Łapcie mnie na tel.”. Renatka mnie pakuje. Barnaba nie może się zdecydować. W końcu godzina 18:00 i wyruszam. Około 20:00 dzwoni do mnie sir Bazyl i pyta: „w góry może jedziesz? Jadę. A w jakie góry? Głupie pytanie. Zabierzesz mnie? Zabiorę. O której będziesz? Jak wyjdę od WojtkaR, to Ci zadzwonię. A która to będzie godzina? Jak wyjdę od Wojtka, to Ci zadzwonię. Kilometry uciekają… Minąłem Piotrków i zgodnie z obietnicą dzwonię do WojtkaR. Niedługo będę u Ciebie w Skarżysku. W słuchawce cisza…. Po chwili słyszę, „ale ja mieszkam w Ostrowcu”. Dobrze, że zadzwoniłem. O północy jestem. Dusza na ramieniu, skrupuły olbrzymie. Pierwsza wizyta u gościa o porze nie najszczęśliwszej. WojtekR przyjął mnie jak starego kumpla. Godzina minęła w 3 sekundy. Nie dałem się namówić na nocleg. Pomknąłem do sir Bazyla. Zadzwoniłem przedtem do niego, z informacją, że będę u niego o 3:00. 2:58 dzwoni sir Bazyl i pyta czy nie śpię. Odpowiadam, że zajechałem pod blok i niech wyłazi. Byłem pod wrażeniem jego bagażu. Dużo tego miał. Pyta się, dokąd jadę, a ja odpowiadam pytaniem o cel jego podróży. W końcu ustaliliśmy gdzie go wysadzę. Jadę nie spiesząc się, bo bazę mam w Cisnej i nie chcę wszystkich pobudzić wczesną wizytą. Z sir Bazylem rozmawia się bardzo przyjemnie, więc podróż zleciała szybko pomimo niezbyt dużej prędkości podróży. W końcu skręcam w prawo. Mijam cerkiew po lewej. Droga zaczyna piąć się pod górę. Mgła. Nagle mgła zostaje w dole, a my jesteśmy w klarownym powietrzu. Na szczycie widok był tak wspaniały, że zatrzymałem się, aby zrobić kilka fotografii. Potem zjazd serpentynami w dół. Po prawej na serpentynach cmentarz. Po prawej mijamy cerkiew z zielonym dachem. Po chwili sir Bazyl prosi o zatrzymanie. Nie chce, żebym go podwiózł dalej w lewo. Zabiera cały swój majdan + piwo na wieczór. Zostawia mi przepyszny placek i odchodzi. Ja dalej pomykam sam. Ale jest jasno. Kryzys mam za sobą. Skręcam w prawo, żeby zobaczyć jak idzie odbudowa. Jestem pod wrażeniem. Byłem tu miesiąc wcześniej i takie duże zmiany. Jest dobrze. Dalej jadę do Cisnej. Jest 6:00. Nikogo nie budzę. Biorę prysznic. Przebieram się. Wypijam resztki kawy, zjadam Bazylowy placek i jadę dalej.
C.D.N
Zakładki