A jakże. Ale nie liczcie na szczegóły ani zdjęcia
Hehe... Ten w rudej marynarce, dopełniający z księdzem formalności na ławeczce, to niżej podpisanyZamieszczone przez luciu
Na marginesie - jakąś godzinę po uroczystości wróciliśmy do pensjonatu, a jego gospodarze zdążyli odebrali już dwa telefony z wiadomością, że w Łopience jest chrzest!
I spróbuj tu się ukrywać w Bieszczadach!
Nie było najmniejszego problemu. Początkowo myśleliśmy o uroczystości w Górzance, ale ksiądz Piotr sam zaproponował Łopienkę. Zarówno miejsce, jak i osobę polecamy z czystym sumieniemZamieszczone przez luciu
Ale nie uprzedzajmy faktów i wracajmy do opowieści.
Chrzest w Biesach - oprócz wagi samego sakramentu - miał dla nas także znaczenie z dwóch innych względów: pozwalał uniknąć rodzinnego spędu pt. chrzciny, na który nie mieliśmy najmniejszej ochoty, a także pozwalał na symboliczne "zaślubienie" Marcówny z górami. Liczbę uczestników zdecydowaliśmy się ograniczyć maksymalnie, czyli do 5 osób.
Pomysł z połowy stycznia dojrzewał w nas przez jakiś miesiąc. A gdy już dojrzał, eksplodował pod postacią forumowego wątku: "Sympatyczny ksiądz bieszczadzki poszukiwany". Jak łatwo się domyślić, nie mieliśmy znajomości w tych kręgach geograficzno-zawodowych, ale dzięki życzliwości forumowiczów już wkrótce weszliśmy w posiadanie kilku nazwisk i adresów (przy okazji - podziękowania dla wszystkich, a w szczególności dla Aleksandry i Betranda za wybitne zaangażowanie).
Na zasadzie prostego skojarzenia na pierwszy ogień poszło Saktuarium Matki Bożej Bieszczadzkiej w Jasieniu. Niestety, tamtejsi słudzy Boży - jakkolwiek sympatyczni - okazali się dość zasadniczy w kwestiach formalnych, więc równolegle rozpoczęliśmy namierzanie księdza z Górzanki. Nie należało to do rzeczy prostych jeśli wziąć pod uwagę, że mieliśmy do dyspozycji jedynie numer telefonu do - sporadycznie czynnego - biura parafialnego. Wreszcie, przy którymś podejściu z rzędu - sukces!
Ksiądz Piotr nie dość, że zgodził się natychmiast, to nie wykazał specjalnego zainteresowania sprawami pobocznymi. "Dorośli to dorośli, mają swoje sprawy, a dziecko trzeba ochrzcić." Niby prosta prawda, ale jakże rzadko artykułowana w tym fachu. Pod względem papierologii Ksiądz wymagał niezbędnego minimum - pisemnej zgody naszego proboszcza na chrzest poza parafią. I już! Swobodnie mogliśmy wybrać sobie datę i miejsce, czyli Górzankę lub Łopienkę.
Co do tego ostatniego nie mieliśmy wątpliwości - Łopienka to miejsce nie dość, że magiczne, to jeszcze odludne. Poza tym na forum zaczęło się już mówić o KIMB-ie. Zbieg wszystkich tych okoliczności pozwalał połączyć uroczystość chrztu ze zlotem i urlopem pomiędzy nimi. Tak oto został ustalony czas i miejsce. Do rozwiązania pozostało jeszcze sporo kwestii organizacyjno-logistycznych...
Ale o tym w następnych odcinkach :)





Odpowiedz z cytatem
Zakładki