Barnaba się ze mnie śmieje, więc uściślam: Prawie od początku i to by było na tyle z mojej strony.
Marcowy! Kończ Waść swoją opowieść..
Pozdrawiam
Barnaba się ze mnie śmieje, więc uściślam: Prawie od początku i to by było na tyle z mojej strony.
Marcowy! Kończ Waść swoją opowieść..
Pozdrawiam
bertrand236
Marcowy, no dawaj, dawaj ciąg dalszy. Napięcie już dosyc urosło.
Przeglądając zdjęcia z Łopienki okazało się, że mam na jednym 2 matki ze wspomnianego chrztu:)
Na początek sprostowanie:
Marcowa domaga się odszczekania stwierdzenia, jakoby pomysł bieszczadzkiego chrztu przyszedł jej do głowy "ni z gruchy, ni z pietruchy, ni mimochodem, ni w natchnieniu". Rzecz była bowiem od dawna wymyślona i przemyślana. No to odszczekuję. Ja wiedziałem, że tak będzie…
Ale do rzeczy:
Po ustaleniu terminarza wyjazdu należało jeszcze wydębić urlop w firmie i znaleźć bieszczadzkie lokum. Wzięliśmy się do rzeczy ze stosownym wyprzedzeniem, czyli na przełomie lutego i marca. Wniosek urlopowy przeszedł gładko i stosowny formularz opatrzony Najważniejszym Podpisem zaległ bezpiecznie w dziale kadr. Zaczęliśmy zatem szukać miejsca stałej dyslokacji.
Ogólna idea była taka, by weekend z chrztem (9-11 maja) spędzić w jakimś pensjonacie, a potem przeflancować się w bardziej spartańskie warunki. Niech się Marcówna hartuje! Poza tym zarówno Kum, jak i Kuma nie są zasadniczo górscy, więc uznaliśmy, że skoro ściągamy ich z odleglości ponad 500 km, to trzeba im zapewnić jakieś przyzwoite warunki. Przejrzeliśmy bazę obiektów, poczytaliśmy opinie forumowiczów i wybraliśmy wetlińską Łukę. Jeden telefon do Państwa Dobrowolskich i miejsca zostały zaklepane. Kolejne dni w Biesach postanowiliśmy spędzić w Ustrzykach Górnych - bo to i na KIMB blisko, i dróg przyjaznych wózkowi stosunkowo sporo. Co prawda mieliśmy dla Marcówny dwa nosidełka - "kangurka" na brzuch plus takie zawodowe na stelażu - ale nie byliśmy pewni, czy do wyjazdu dziecię posiądzie niełatwą umiejętność samodzielnego siedzenia, jako że 2-3 miesiące wcześniej radziła sobie z tym niespecjalnie. Zresztą nawet przy znacznych postępach w tej materii dłuższe trasy z nosidełkiem nie wchodziły raczej w grę, a wózek - i owszem. Przy okazji zakupiliśmy także składane łóżeczko turystyczne. Tak wyekwipowani zarezerwowaliśmy miejsca w Hoteliku Białym, zatarliśmy ręce i zapadliśmy w błogi letarg, przerywany jedynie odliczaniem dni do wyjazdu.
Ale burza - jak to w górach - nadciągnęła niespodziewanie…
CDN
Pierwsza lekka anomalia pogodowa objawiła się pod postacią żony Kuma. Najpierw sesję egzaminacyjną wyznaczono jej na weekend chrzestny i nie dało się testów przełożyć, a potem rzeczoną dotknęla niedyspozycja, która oparła się o szpital, więc atmosfera w rodzinie mocno zgęstniała.
Kum bez połowicy rusza się gdziekolwiek niechętnie, co jest tym trudniejsze, że są oboje rodzicami półtorarocznego Kumiątka (oczywiście w Biesy zaproszenie otrzymała cała trójka). Ostatecznie jednak w charakterze anioła opatrznościowego pojawiła się teściowa Kuma, która zatroszczyła się o Kumiątko, a żonę Kuma szczęśliwie wypisano ze szpitala, dzięki czemu mogła pojawić się na egzaminach. No i stanęło na tym, że Kum w Łopience pojawi się solo. Trzeba było z żalem poinformować gościnnych gospodarzy w Wetlinie, że przyjedziemy w zmniejszonym skladzie. Ale to była dopiero przygrywka.
Prawdziwe tornado przeszlo nad Zaciszem w przeddzień wyjazdu, gdy to mój osobisty szef (nie wspomnę jego narodowości i konduity jego mamusi, bo wyjdę na rasistę i chama) poinformował mnie, że... odwołuje mój urlop, bo jest sporo pracy, więc dział nie może zostać bez mego światłego przywództwa.
Arrrrrghhhh... Z faktu, że jesteśmy zawaleni robotą, zdawałem sobie sprawę od dawna, więc przez ostatni miesiąc robiłem wszystko, by moja tygodniowa nieobecność nie wpłynęła na bieg spraw. O tym starałem się pryncypała wszelkimi znanymi metodami przekonać, ale na próżno. Stanęło nam przed oczami widmo odwołania chrztu i udziału w KIMB-ie, ergo czekało nas sprawienie zawodu wielu miłym ludziom i klops organizacyjny w kwestii powsimordowej.
Zaczęliśmy intensywnie rozważać alternatywy. Nie było tego dużo. Ostatecznie stanęło na tym, że chrzest odbędzie się zgodnie z planem, po nim nastąpi szybki odwrót na Mazowsze wzdłuż linii Wisły, a po tygodniu drugi atak KIMB-owy w wykonaniu li tylko Marcowego. Czekało nas zatem wiele godzin spędzonych w samochodzie, a kontakt z górami w większości odbyć się miał przez szybę autka.
Słabo...
CDN
https://bieszczady.guide- Że przewodnik napisałem i że ludzi uszczęśliwiam. A co!
Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)
Zakładki