Na początek sprostowanie:
Marcowa domaga się odszczekania stwierdzenia, jakoby pomysł bieszczadzkiego chrztu przyszedł jej do głowy "ni z gruchy, ni z pietruchy, ni mimochodem, ni w natchnieniu". Rzecz była bowiem od dawna wymyślona i przemyślana. No to odszczekuję. Ja wiedziałem, że tak będzie…
Ale do rzeczy:
Po ustaleniu terminarza wyjazdu należało jeszcze wydębić urlop w firmie i znaleźć bieszczadzkie lokum. Wzięliśmy się do rzeczy ze stosownym wyprzedzeniem, czyli na przełomie lutego i marca. Wniosek urlopowy przeszedł gładko i stosowny formularz opatrzony Najważniejszym Podpisem zaległ bezpiecznie w dziale kadr. Zaczęliśmy zatem szukać miejsca stałej dyslokacji.
Ogólna idea była taka, by weekend z chrztem (9-11 maja) spędzić w jakimś pensjonacie, a potem przeflancować się w bardziej spartańskie warunki. Niech się Marcówna hartuje! Poza tym zarówno Kum, jak i Kuma nie są zasadniczo górscy, więc uznaliśmy, że skoro ściągamy ich z odleglości ponad 500 km, to trzeba im zapewnić jakieś przyzwoite warunki. Przejrzeliśmy bazę obiektów, poczytaliśmy opinie forumowiczów i wybraliśmy wetlińską Łukę. Jeden telefon do Państwa Dobrowolskich i miejsca zostały zaklepane. Kolejne dni w Biesach postanowiliśmy spędzić w Ustrzykach Górnych - bo to i na KIMB blisko, i dróg przyjaznych wózkowi stosunkowo sporo. Co prawda mieliśmy dla Marcówny dwa nosidełka - "kangurka" na brzuch plus takie zawodowe na stelażu - ale nie byliśmy pewni, czy do wyjazdu dziecię posiądzie niełatwą umiejętność samodzielnego siedzenia, jako że 2-3 miesiące wcześniej radziła sobie z tym niespecjalnie. Zresztą nawet przy znacznych postępach w tej materii dłuższe trasy z nosidełkiem nie wchodziły raczej w grę, a wózek - i owszem. Przy okazji zakupiliśmy także składane łóżeczko turystyczne. Tak wyekwipowani zarezerwowaliśmy miejsca w Hoteliku Białym, zatarliśmy ręce i zapadliśmy w błogi letarg, przerywany jedynie odliczaniem dni do wyjazdu.
Ale burza - jak to w górach - nadciągnęła niespodziewanie…
CDN



Odpowiedz z cytatem
Zakładki