Z samego rana, siorbiąc kawę, zobaczyłem gościa – leżał krzyżem i wygrzewał się na tarasie. Słońce zaczęło już mocno grzać, pomyślałem, by znaleźć mu nieco chłodniejsze miejsce. Zachowywał się jak naćpany, nie reagując na mnie kompletnie, nie reagując na dotyk, gdy nagle raczył był zeskoczyć w trawe na ryj. ... i leżał dalej, jedynie pewnie łapiąc kij, by sobie łbem do dołu powisieć.
Pomogłem mu się powiesić pod tarasem - już gdzieś mi ktoś zwrócił uwagę, że być może dokarmiłem jakiegoś okolicznego kota - fakt faktem, że zniknął...