tu wlasnie rok temu zakonczylismy nasza wschodniobieszczadzka wyprawe, obiecujac sobie powrot za rok. Teraz mamy dwa tygodnie wloczegi przed soba, jest czerwiec, kwitna łąki, do 23 jest tu jasno- no wogole szczescie nie zna granic!!! :) czy sa jakies minusy? no zycie to nie raj...--leje... wieczorem sie zbieramy i stawiamy namioty za ljuta- na poroslej firletkami łące
rano pogoda jakby ciut lepsza wiec zmierzamy na polonine rowna. Po drodze mijamy dogodne na nocleg chatki, raczymy sie cytrynowka grzesia i oczywiscie sie gubimy.
Sciezki nie ma, uksztaltowanie terenu nie pasuje nam ani do mapy ani do wskazan kompasu, decydujemy sie isc na czuja gdzies w prawo. Mijamy jakies male olesione szczyty a naszej poloniny wciaz niet.. Na pocieche wypijamy reszte cytrynowki i mozolnie pniemy sie pod kolejna gore..Po chwili las sie przerzedza, wychodzimy wreszcie na łąki. Obok widzimy charakterystyczny wierzcholek ostrej hory-wiec wyglada na to zesmy dobrze trafili i jestesmy na rownej :)
Pogoda ladna, stawiamy namioty a ja biegam w kolko z aparatem.
rano budzi nas ulewny deszcz tlukacy sie w dach namiotu..wokol mgla, obrzydliwie zimno, gory sie schowaly..
godziny mijaja, pogoda sie "ustabilizowala", siedzimy w spiworach. Wreszcie mozna sie wyspac do woliProblem mamy jeden- trzeba by pojsc po wode, brakuje chetnych a jesc i pic sie chce.. Ale ze szkoda by umrzec z pragnienia w ulewe , wymyslam zeby nalapac deszczowki w menazki, podstawiam je pod bok namiotu i szybko sie napelnia. Moze deszczowka jest brudna, moze wszystkie grzyby i impregnaty z namiotu mamy teraz w zupce i herbacie ale mozna przynajmniej trzymac kuper w cieplym i suchym spiworku
pogoda poprawia sie kolo 19, zbieramy majdan (bo to grzech spedzic dwa noclegi w jednym miejscu) i ruszamy dalej pod gore, sa nawet jakies widoki.
Idziemy do 22, dluzej nam sie nie chce.. Stawiamy namioty- smiejemy sie ze my dzis prawie jak SKPB- szlismy nieprzerwanie od 8 do 22))) wieczor nam mija na graniu na gitarce i degustacji trunku ktory hose przywiozl z nepalu.
rano znow deszcz i mgla..ale i tak decydujemy sie isc bo ile mozna siedziec w namiocie na tej zasranej , tfu zamglonej poloninie. Ochoczo zwiedzamy ruiny bazy rakietowej na szczycie (przyczyny radosci sa rozne- niektorzy uwielbiaja miejsca opuszczone, niektorzy sie ciesza ze wreszcie im na leb nie leje)
odnajdujemy rowniez betonke by zejsc do lipowca. Po drodze spotykamy stado dzikich koni
a i pogodaim nizej tym lepsza.
gdzies na granicy lasu spotykamy spora gromadke czechow. Jako ze to pierwsi napotkani turysci od 4 dni to uciecha jest ogromna. Czesi wyciagaja swoj bimber, recznie robione fajki, gitare w ksztalcie wiosla, a my ser, kielbase. rozkladamy sie na betonce i ogolnie jest nam bardzo dobrze :) warto bylo ruszyc d.. z tej zamglonej poloniny!!
po jakis dwoch godzinach aprowizacja sie konczy wiec decydujemy sie kontynuowac droge do lipowca.
cdn
Zakładki