Muczne, 4 czerwca 2010, piątek
Po nocy deszcz nie przestaje padać więc spokojnie po śniadaniu czekam na jakiś znak, że może choć na trochę deszcz zelży w swej intensywności. Nie muszę się śpieszyć, dziś mały wypad na wschodnią część pasma Jeleniowatego, by poddać się ostatniej modzie i odnaleźć miejsce po dawnej gajówce. Kiedyś przeszedłem całe pasmo i tylko w tym miejscu zatrzymałem się na kilka sekund by pomyśleć „to chyba tu była” i… poszedłem dalej. Wtedy nawet nie specjalnie byłem zadowolony, że wybrałem się na to pasmo. Nic tylko las z małą przecinką i to często nawet zarośniętą. Ale to już kilkanaście lat temu było. Dziś i artykuł w miesięczniku Bieszczady i dyskusja na Forum wyznaczyła swoisty trend. Tak nawiasem jeszcze wspomnę, że na innej mapie pasmo to ma nazwę Jasieniów, hmmm… czyżby jakiś powrót do starej nazwy? Jak do starej to prędzej powinno stać Jałynowaty.
Szukałem też o samym Brenzbergu ale nic specjalnego nie znalazłem.
Jest bodajże godzina 12.30 jak przestaje padać, chociaż koloryt i sama wysokość chmur nic nie wskazuje by wody zabrakło na górze. Dla mnie to znak, że teraz muszę ruszyć i to szybko.
Wychodzę z Mucznego drogą na południowy-wschód i dochodzę do wcześniej już przyuważonego kamienia. Nade mną kołuje jakiś ptak, chyba kruk(?)… dobry to czy zły znak?
Polanka z łąką, strumyk Muczny a dalej wystarczy się trzymać widocznej drogi zrywkowej niczym nici Ariadny. Ale wcześniej trzeba przejść przez strumień! Ja z pewną nonszalancją wchodzę na zwalone drzewa, niczym na mostek i przechodzę… mój pierwszy chrzest w Bieszczadach, pierwszy bo jakoś zawsze mi się do tej pory udawało przechodzić tego typu „ułatwienia” na sucho. Już prawie byłem na drugim brzegu, już witałem się z gąską i… noga się poślizgnęła na śliskim balu. Na szczęście tylko jedna noga a nie cały bo aparat miałem na szyi. Tak więc Andrzeju627, wodny czart i na mnie tu czekał, tylko szkoda, że filmującego Wojtka nie było.
Dalej spokojnie już drogą do góry. Tego dnia, po ciągłych opadach, jest błotnista i z głębokimi kałużami. Wreszcie dochodzę na szczyt wzniesienia i widzę za drzewami ambonę (ostatnie zdjęcie). Oceniam, że doszedłem do poszukiwanego miejsca. Chodzę po straszliwie mokrej łące… jednak muszę przejść jeszcze kawałek drogą dalej. To jeszcze nie tu. Wokół w trawie wody po kolana i na drodze też mocno stoi w koleinach. Zaczynam się martwić czy obejdę całą polankę w poszukiwaniach.
cdn




Odpowiedz z cytatem

Zakładki