Ale się teraz narobiło kiedyś czerwiec w bieszczadach był pełen słońca. Ale też trzeba widzieć w tym pozytywy - chocby te mgły takie plastyczne.
Ale się teraz narobiło kiedyś czerwiec w bieszczadach był pełen słońca. Ale też trzeba widzieć w tym pozytywy - chocby te mgły takie plastyczne.
pozdrawiam
Marek
Muczne, 2 czerwca 2010, środa
… znajdują się bieszczadzkie monstra. Jest godzina 17.40 więc mają fajrant, może nawet kilka dni fajrantu. Mogę więc spokojnie sobie powchodzić i pozaglądać w te maszyny. To one tak wyprofilowały drogę, którą właśnie tutaj przyszedłem. Od pół godziny świeci słońce a mnie, jak się za chwilę okazuje, czeka jeszcze kilkumetrowa przeprawa przez błoto, które zebrało się pomiędzy drogą asfaltową a drogą zrywkową. Nie ma jak jego obejść a jest głębokie na 20 centymetrów. Rzucam kilka świerkowych gałęzi by zbytnio się nie upaplać ale i tak przy przechodzeniu całe buty znikają w tej gliniastej mazi. Spacer drugą stroną drogi po wysokiej mokrej trawie w miarę oczyszcza mi buty. Kieruję się, już teraz drogą, do Mucznego. Po kilkudziesięciu minutach po mojej prawej stronie dostrzegam polankę z kamieniem, który nijak nie pasuje do tej okolicy i zapewne to człowiek miał jakiś cel go tutaj przywieźć. Kiedy na niego z bliska popatrzyłem od razu kilka faktów powiązałem i… już skumałem o co biega. Robię fotkę bo za jakiś czas zdjęcie będzie historyczne a kamienia może już tutaj nie być. Słyszałem różne opinie, tutaj na miejscu w Mucznem, na temat celowości przedsięwzięcia ale patrząc kto trzyma sprawę w rękach jednak przekonuje mnie, że kamień będzie wykorzystany. No cóż, za 2 dni i ja koło niego skręcę w górę na małą wędrówkę.
Do Mucznego już kilka kroków.
cdn
Muczne, 2 czerwca2010, środa
I te kilka kroków jeszcze dziś muszę zrobić. Słońce nadal świeci, więc korzystam z okazji i robię kilka zdjęć osadzie. Jest godzina 18.55 gdy docieram do mojego miejsca kwaterowania… to ten dom na ostatnim zdjęciu.
W sumie mi się zeszło według zegarka 9 godzin i 5 minut, dużo… ale nie czas dziś był najważniejszy tylko wrażenia a tych było sporo. Według Oregona na czysty(!) ruch zeszło 3,56 godziny a na postój 5,46 godziny. Ciekawa statystyka… wynika żem dzisiaj leniucha miał strasznego. Nawet nie wiem kiedy na ten niby odpoczynek tyle zeszło, no ale Oregon zlicza każde zatrzymanie. Już wcześniej zauważyłem, że rozchodzi się to pół na pół, patrząc na chodzenie i zatrzymanie. Patrząc dalej na wskazania statystyczne to przeszedłem 15,77 km z zaliczeniem najwyższej wysokości 1312 metrów (high point pod Krzemieniem).
Już dziś nigdzie nie wychodziłem na jakieś jedzenie, zrobiłem ze swoich zabranych zapasów kolację z czymś na rozgrzewkę a dokończyłem się rozgrzewać przy kominku w sali na dole.
W nocy niestety znowu zaczęło lać.
cdn
Dwa lata temu też tam się zatrzymałem na kilka dni. To ptaszysko niemal codziennie było widoczne na polanie obok. To orlik krzykliwy. Co do warunków pobytu, też byłem zachwycony. Pokoik czysty, jasny i kuchnia ......... marzenie
pozdrawia łakomczuch
Długi
..nie wiem... mi tam Muczne pachnie jakąś psychodelą, śmiało można by tam kręcić jakiś thriller albo tragikomedię turystyczną z elementami horroru. Co do ptaszysk... fakt.. miejsce dobre na lornetkę...
Muczne, 3 czerwca 2010, czwartek
Przez całą noc lało, rano też a tu przecież dziś Boże Ciało… procesje się odbywają, kwiatki sypią, ołtarze stroją, dywany, święto. Szkoda, że w taki świąteczny dzień tak leje.
Na dziś sobie zaplanowałem spokój z łażeniem więc została jakaś inna alternatywa na spędzenie dnia. Chciałem na wieczór wpaść na koncert Orkiestry św. Mikołaja, ale powstała zbyt duża luka czasowa i sobie odpuściłem, a żałuję tego.
Nie ma co tego dnia opisywać bo i specjalnie nic ciekawego się nie wydarzyło. Deszcz padał cały dzień a okresami nawet lał a nie padał. W nocy także. Poniżej kilka zdjęć jakie jednak zrobiłem by zaznaczyć, że gdzieś się jednak ruszyłem, chociaż pełnego obrazu one nie oddają.
Jutro żadna siła pogodowa mnie nie zatrzyma… idę na Branzberg.
Muczne, 4 czerwca 2010, piątek
Po nocy deszcz nie przestaje padać więc spokojnie po śniadaniu czekam na jakiś znak, że może choć na trochę deszcz zelży w swej intensywności. Nie muszę się śpieszyć, dziś mały wypad na wschodnią część pasma Jeleniowatego, by poddać się ostatniej modzie i odnaleźć miejsce po dawnej gajówce. Kiedyś przeszedłem całe pasmo i tylko w tym miejscu zatrzymałem się na kilka sekund by pomyśleć „to chyba tu była” i… poszedłem dalej. Wtedy nawet nie specjalnie byłem zadowolony, że wybrałem się na to pasmo. Nic tylko las z małą przecinką i to często nawet zarośniętą. Ale to już kilkanaście lat temu było. Dziś i artykuł w miesięczniku Bieszczady i dyskusja na Forum wyznaczyła swoisty trend. Tak nawiasem jeszcze wspomnę, że na innej mapie pasmo to ma nazwę Jasieniów, hmmm… czyżby jakiś powrót do starej nazwy? Jak do starej to prędzej powinno stać Jałynowaty.
Szukałem też o samym Brenzbergu ale nic specjalnego nie znalazłem.
Jest bodajże godzina 12.30 jak przestaje padać, chociaż koloryt i sama wysokość chmur nic nie wskazuje by wody zabrakło na górze. Dla mnie to znak, że teraz muszę ruszyć i to szybko.
Wychodzę z Mucznego drogą na południowy-wschód i dochodzę do wcześniej już przyuważonego kamienia. Nade mną kołuje jakiś ptak, chyba kruk(?)… dobry to czy zły znak?
Polanka z łąką, strumyk Muczny a dalej wystarczy się trzymać widocznej drogi zrywkowej niczym nici Ariadny. Ale wcześniej trzeba przejść przez strumień! Ja z pewną nonszalancją wchodzę na zwalone drzewa, niczym na mostek i przechodzę… mój pierwszy chrzest w Bieszczadach, pierwszy bo jakoś zawsze mi się do tej pory udawało przechodzić tego typu „ułatwienia” na sucho. Już prawie byłem na drugim brzegu, już witałem się z gąską i… noga się poślizgnęła na śliskim balu. Na szczęście tylko jedna noga a nie cały bo aparat miałem na szyi. Tak więc Andrzeju627, wodny czart i na mnie tu czekał, tylko szkoda, że filmującego Wojtka nie było.
Dalej spokojnie już drogą do góry. Tego dnia, po ciągłych opadach, jest błotnista i z głębokimi kałużami. Wreszcie dochodzę na szczyt wzniesienia i widzę za drzewami ambonę (ostatnie zdjęcie). Oceniam, że doszedłem do poszukiwanego miejsca. Chodzę po straszliwie mokrej łące… jednak muszę przejść jeszcze kawałek drogą dalej. To jeszcze nie tu. Wokół w trawie wody po kolana i na drodze też mocno stoi w koleinach. Zaczynam się martwić czy obejdę całą polankę w poszukiwaniach.
cdn
Muczne, 4 czerwca 2010, piątek
Druga polanka jest bardziej przejrzysta. Patrząc od strony drogi, spory zarośnięty kopczyk, dalej stoi ambona. Tak, to ta polana, tu była gajówka. Zastanawiam się jak chodzić by jak najmniej mieć wody w butach. Podchodzę do kopczyka i odgarniam trawę, widzę, że to budowla uczyniona ludzką ręką i zapewne kiedyś była piwniczką. Jest nawet otwór ale w środku stoi woda i nie mam pewności czy głęboka. Ciężko się chodzi po polanie mając świadomość, że woda jest powyżej kostek a w niektórych miejscach nawet głębiej. Po chwili już nie ma to znaczenia, że wcześniej cała moja lewa noga skąpała się w strumieniu, teraz w obydwu butach chlupie. W czasie powrotu woda zostanie z nich wypompowana a skarpety z coolmaxu zniwelują uczucie wilgoci. Spenetrowałem część polany z lewej strony i już nic ciekawego nie zauważyłem, chociaż mam podejrzenie, że po lewej stronie kopca z kamieni była zapewne studnia albo to tam stał dom bo jest jakieś niewielkie obniżenie, no ale mogę się mylić. Widać też stare zdziczałe drzewa owocowe.
Po prawej stronie rzuca się w oczy nasyp w formie usypanego okopu i nad tym się zastanawiałem do czego mógł służyć lub jakie miał znaczenie dla mieszkańców. Leży też zwalony stary pień drzewa.
Gdy będzie tutaj bardziej sucho można się pokusić na uważniejsze obejście tego miejsca. Polana ma swój urok i zaciekawia, że nie zarosła przez tyle lat samosiejkami.
Droga w głąb Jeleniowatego jest zalana wodą z potwornym błotem. Nie będę szedł dalej by odszukać drzewo kasztanowca, który rośnie, jak potwierdza to leśniczy z tego rewiru, mały kawałek dalej. Na dziś styknie… wracam.
Na dole, przechodzę „mostek”, tym razem ostrożnie i łażę po ukwieconej łące by przyjrzeć się „co w trawie piszczy”. Kwiatki i jakieś tam żyjątka wrzucę przy okazji w odpowiedni dział forum by botanizujący mogli mi podpowiedzieć cóż tam poznajdowałem.
Będąc na asfalcie stwierdzono „w górze”, że czas mój się skończył, więc można znowu lać wodę. Zmoczony wchodzę do dawnego Hotelu Muczne by rozejrzeć się co tam dają do zjedzenia, hmm… kapryśny jestem i idę do Carpathi na obiad.
Mogę stwierdzić, że od strony turystycznej to dzień się zakończył ale do nocy został jeszcze spory kawałek czasu.
cdn
Ostatnio edytowane przez Recon ; 22-06-2010 o 20:41 Powód: dopisano 2 literki
Recon kupiłbyś sobie jakie gumofile, a nie w trampkach po deszczu chodzisz.
Marcin
Ważne, że się nam Recon nie utopił, gdyż znaki na niebie wyraźnie mu podpowiadały, żeby zasiąść w barze, a nie kusić los:
"- Wiedział Pan, że go zabiło? - spytał Gwóźdź. - Skąd, panie Bojarski, skąd?
(...)
A dla Bojarskiego sprawa była prosta. Kruki. To się musiało tak skończyć.
- Pamiętasz - zwracał się tylko do Gwoździa, bo Podwójny przysnął - pamiętasz, jak dziś rano zatrzymał się tutaj przy smolarni Kopera, żeby zajarzyć?
- Pamiętam. Na zrywkę jechał.
- Przesiewałeś wtedy węgiel na siatce, nie mogłeś słyszeć. A ja go pytam: "Nie boisz się, Michał?" A czego?" "Skąd dziś drzewo zrywacie?" "Z Mohylnej". "To popatrz - mówię mu jeszcze - nad mohylskim lasem dwa kruki chodzą". widać stąd było, jakby kto dwie kropki nad drzewami pomalował. Niczego się nie bał. Pojechał...
- Pan by nie pojechał?
- Nigdy.
(...)
- Nigdy - powtórzył stary smolarz - Za krukiem śmierć się wlecze. Jak welon za wdową. Gdy ci na kominie usiądzie, możesz od razu testament pisać. a on siedzi i czeka. Może i miesiąc sterczeć, ale wie, ze się doczeka. (...)"
Jerzy Janicki "Hasło".
"Rozum mówi nie raz: nie idź, a coś ciągnie nieprzeparcie i tylko słaby nie ulega; każdy z nas ma chwile lekkomyślności, którym zawdzięcza najpiękniejsze przeżycia." W. Krygowski
Aktualnie 3 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 3 gości)
Zakładki