hm.......
koledzy ...
a może kilka zniczy..dla kolegów z wypałów.....znamy ich..
dla Leszka.....
dla ...Grzesia........
z okolic Mucznego..
kto znał to zapali ..... znicz...
pozdrawiam
wiechu
hm.......
koledzy ...
a może kilka zniczy..dla kolegów z wypałów.....znamy ich..
dla Leszka.....
dla ...Grzesia........
z okolic Mucznego..
kto znał to zapali ..... znicz...
pozdrawiam
wiechu
http://www.lwow.com.pl/
“Jeśli zapomnę o nich, Ty Boże zapomnij o mnie” – Adam Mickiewicz ( i )
http://www.stowarzyszenieuozun.wroclaw.pl/index.htm
Muczne, 5 czerwca 2010, sobota
Od świtu nic nie pada, na niebie chmurki kłębiaste gatunku „pięknej pogody” zwiastujące cały pogodny dzień. I dobrze, bo tam gdzie idę chciałbym widzieć okolicę skąpaną w słońcu.
Mechanicznie pakuję w plecak wszystko to co zawsze pakuję… kurtkę, jedzenie, wodę, mapy, aparat fotograficzny. Ostatnio nie biorę coś busoli a to za sprawką Oregona, którego przyczepiam do plecaka lub do spodni. Do paska jeszcze lornetka… hmmm, zaczynam się rozglądać za jakąś lepszą. W kieszenie jeszcze kilka szpargałów które się mogą przydać a niektóre oby się nie przydały i mogę schodzić na dół zakładać buty… no, są trochę wilgotne, ale pogoda jest łaskawa na ich osuszenie.
Koło Hotelu skręcam na Stuposiany, ale widzę jak podjeżdża busik z turystami na Bukowe Berdo zapewne, oni wysiadają a ja się pytam kierowcy czy będzie wracał. Dogaduję się, że za 5 zł od łebka dowiezie mnie do wskazanego miejsca. Mam więc z głowy co najmniej 4 km asfaltem, zawsze to coś.
Wysiadam przy bocznej drodze na Łokieć. Idę nią kilkanaście metrów i za stertą ułożonych metrówek odbijam w lewo w polną drogę. Początkowy odcinek nastraja optymistycznie lecz za pierwszym zakrętem widzę przedsmak co mnie czeka dalej. W sumie, po tylu dniach obfitych opadów, na co innego mogłem liczyć? Droga jest w tak potwornym stanie do wędrówki, że odbiera radość chodzenia. W dodatku jest rozjeżdżona w dniu dzisiejszym (świeże ślady) niczym po skończonym Rajdzie Camel Trophy na Sumatrze lub Borneo. Co jakiś czas zalatuje mi bliski smród niedźwiedzia a czasami nawet zbyt bliski. Ślady też są czasami tak świeże, że widać sączącą się wodę we wgłębienie odciśniętej przed chwilą w glinie łapy niedźwiedzia. Gdy smród czuję blisko to się rozglądam baczniej jak mi znika to idę swobodniej. Gdybym znał wcześniej tekst jaki przytoczył sir Bazyl to czując smród bym rozglądał się po niebie za krukami a tak walczyłem z gliną. Patrząc na to cholerstwo, które chciało mi zabrać buty pomyślałem czy aby go trochę nie zabrać dziś do Czarnej i tam w Baraku nie polepić czegoś pożytecznego z tego pieroństwa, że powiem delikatnie.
Marcinie wtedy to pomyślałem sobie, że kaloszki, ale takie sznurowane by nie zostały w błocie przy wyciąganiu z niego nogi, to nie byłby głupi pomysł zamiast butów trekingowych.
Mija mnie w pewnym momencie wóz terenowy z którym będę się widział kilka razy a z kierowcą nawet dwa razy pogadam, ale to później.
Błoto, już na samym szczycie Kiczery Dydiowskiej, poważnie się zmniejszyło, by za punktem kulminacyjnym pojawić się z jeszcze większą intensywnością i pokazać swoją moc na zmęczenie materiału ludzkiego w mojej osobie.
Aż nadchodzi moment, że las się wreszcie kończy i ukazuje się piękna łąka ba… przepiękna łąka.
cdn
Ha! Skąd ja znam tę drogę i to błoto. Jak szliśmy też był piękny dzień, ba, upalny, ale wcześniej też padało. Byłeś raptem 3 tygodnie później. Ciekawym, czy z rzeczy praktycznych miałeś cóś, co mieści się w kieszeni na piersi, a do tego miejsca pasuje wprost bajecznie.
Mi tam na piersi się nie zmieściło
bertrand236
Ale produkcji PiotrkaF było. Ja tylko niosłem.... i rozczęstowałem również siebie.
bertrand236
Muczne, 5 czerwca 2010, sobota
Piskalu, no cóż mogę dodać w temacie tego „czegoś co mieści się w kieszeni na piersi”… gdybym miał tam, na tej łące, zostać na noc, to zapewne coś bym dla siebie zabrał. Nie miałem jednak tego zamiaru a i łamać swojej zasady także nie chciałem (chociaż, raz dla pana Majsterka złamałem, hmm, pisałem gdzieś o tym wcześniej ). O piersiówce później też jeszcze wspomnę.
Idę śladami kół samochodowych i rozglądam się po polanie. Ślady skręcają w prawo i dochodzą do chatki przy której krzątają się dwaj panowie, właściwie, jak się dowiaduję, to ją naprawiają. Wymieniamy uprzejmości (przez płot bo „teren prywatny”) i uprzedzając nasze drugie spotkanie, gdy już wracałem a oni stali w tym błocie bo poszło zawieszenie w terenowym samochodzie, dowiaduję się, że… łąka ma czterech właścicieli, ten z tej chatki właśnie odkupił jedną z tych czterech części i naprawia podwalinę domku, już swojego… właścicielem największej części jest profesor B. z Krakowa na którego terenie stoi druga chatka. To tak w skrócie.
Idę więc teraz do tej drugiej, ciągle się rozglądam wokoło… tak tu pięknie. Teren znajduje się na małej górce w zakolu Sanu, którego pobłyskujące fale widać w oddali. Za doliną rzeki jest zbocze góry. Widać też pobłyskujący w słońcu blaszany hełm cerkiewki w Dydiowej. Świeci pięknie słoneczko, leniwie płyną chmurki, ech…
cdn
Ostatnio edytowane przez Recon ; 25-06-2010 o 01:34
Muczne, 5 czerwca2010, sobota
__________________________________________________ ______________________________
Hmmmm, przy zmianie wizualizacji Forum coś poznikało z opisów więc tak w skrócie…
Z jednej chatki przenoszę się spacerkiem do drugiej, niewiele od siebie oddalonej. W linii prostej nie widzą się bo rozdziela je mały wzgórek porośnięty trawą. W „Dydiówce” właśnie przebywa para dwudziestokilkuletnich ludzi, są trzeci dzień i jeszcze trochę chcą zostać. Ja przysiadam się na ławeczce na odpoczynek i małe co nieco. Narzekają na nie wynoszone śmieci, ale chatka była wewnątrz czysta. Pogadaliśmy trochę o łażeniu po Bieszczadach a gdy nadarzyła się okazja postanowiłem koło chatki schować, dla czytelnika Forum, mały skarbczyk od Recona. Jest zakopany…. patrząc na front chatki to w lewo odchodzi ścieżka nad strumyk a od niej odchodzi ścieżka do kibelka i właśnie pomiędzy tymi ścieżkami pod pierwszym drzewem można troszeczkę pokopać (ten kto odkopie to proszony jest dać tutaj znać by inni już nie szukali a i moja ciekawość zostanie jakoś zaspokojona).
Po pożegnaniu się obszedłem jeszcze łąkę wzdłuż i w szerz ale bliżej Sanu podejść nie mogłem tak spora woda stała w trawie. Piękna łąka! Kilka mi się nawet przypomina by tylko wspomnieć łąkę wokół Ryli, łąkę w pobliżu Rosochatego, łąkę na dawnym Rosolinie (szkoda, że już jest koszona)…
Kończąc swoisty obchód kieruję się teraz ku ambonie bo czuję, że z niej na pewno będę miał przednie widoki.
ps. uffff.... pierwszy post na "nowym" Forum i po nowemu wstawianie zdjęć
cdn
DSC08126.JPGDSC08134.jpgDSC08131.jpgDSC08135.JPGDSC08132.JPGDSC08130.JPGDSC08136.jpgDSC08123.JPGDSC08129.JPG
![]()
Muczne, 5 czerwca2010, sobota
Wchodzę na dość wysoką ambonę z której roztacza się wspaniały widok, widzę pierwszą chatkę. Oj chciałoby się tutaj przespać i popatrzeć jak się budzi dzień, jak wstaje słońce, jakie zwierzęta rano się tutaj kręcą…
Siedzę na tej wierzy i aż mi się nie chce schodzić, słoneczko zasłonięte daszkiem już tak nie praży, wieje przyjemny wietrzyk, przez lornetkę widzę jeszcze stare graniczne sowieckie zabezpieczenia przed tymi co chcieliby zwiać do komunizmu, ech… bajkowa okolica.
Czas jednak wracać, przede mną zaś ta błotnista droga i smród niedźwiedzi. Błoto nic nie podeschło, woda nadal stoi w rozlewiskach, pełno świeżych śladów niedźwiedzi i nawet jeden zaskakująco niedawny bo dosłownie kilkanaście sekund wcześniej zostawiony w koleinie. Woda się dopiero sączyła w odciśnięte łapą zagłębienie a tak z 20 sekund wcześniej przejechał samochód terenowy no i ten charakterystyczny smród.
Mijam w pewnym momencie samochód i słyszę jak kierowca mi mówi „szlak trafił zawieszenie”. To jest cena dowozu materiału budowlanego do tej pierwszej chatki . Na styku z drogą na Łokieć robię mały odpoczynek, mija mnie peleton rowerzystów jadących do Tarnawy Niżnej. Nie dali się nabrać na „proszę okazać pozwolenie na wjazd na teren BPN” chociaż jakaś konsternacja nastąpiła.![]()
cdn
Załącznik 19306Załącznik 19304Załącznik 19303Załącznik 19302Załącznik 19301Załącznik 19305Załącznik 19307
Muczne, 5 czerwca2010, sobota
Mijam nieczynny wypał, teraz do Mucznego już asfaltem i całkiem prawie z górki a to jakieś 4 z małym kawałkiem kilometrów. Nie zatrzymuję nielicznych samochodów by nie narazić ich właścicieli na ubrudzenie dywaników i siedzeń. Słońce świeci i przypieka moją prawą stronę aż skóra skwierczy. Już wolę to niż ciągły deszcz więc nie marudzę.
Około 17 jestem w Arnice, teraz podkręcam tempo, szybka kąpiel i lecę do Czarnej do Baraku na „RękoCzyny”. Przed Galerią wielki subotnik… kładą właśnie nowy asfalt by przed Barakiem było jeszcze piękniej. Jest kilka osób w środku na „Rękoczynach” ja witam się z panią Różą, Krzysztofa nie było, chyba… upał zmógłKupiłem jakieś pamiątki, szczególnie podobał mi się rzeźbiony Chrystusik ustylizowany na wędrowca bieszczadzkiego. Miła pamiątka bo teraz co na niego spojrzę to kojarzę z nim i łazikowanie po Bieszczadach, i Czarną, i Barak i czerwcowy długi week .
Obiad Pod Czarnym Kogutem i tam pierwszy raz w życiu zjedzony dodatek kiszona papryka nadziewaną kiszoną kapustą, pyszna.
Czas mojego pobytu prawie minął, jeszcze tylko kilkanaście godzin i rano wyjazd. Ale przed wyjazdem będzie jeszcze śniadanko no i noc. J
DSC08150.JPGDSC08151.JPGDSC08153.JPG
Aktualnie 3 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 3 gości)
Zakładki