Gdy Ewa mnie obudziła już zaczęło się ściemniać, idziemy do mavo. Tam poznajemy, będącego z sąsiedzką wizytą, gospodarza z Gościńca, który jest jednocześnie pracownikiem BPN. Rozmawiamy o Parku (trochę podpytałem o sprawy mnie interesujące), rozmawiamy o zamkniętych strefach, o zwierzętach, o różnych sytuacjach z nimi związane, uzyskujemy też potwierdzenie, że spotkanie z niedźwiedzicą i rocznymi jej maleństwami to najgorsza rzecz jaka mogła nam się wydarzyć w Bieszczadach a my takie spotkanie przeżyliśmy mając ich w odległości zaledwie 25 metrów, Tylko dzięki splotowi różnych wydarzeń nie zostaliśmy wtedy zauważeni. Normalnie niedźwiedzica, gdy ma w pobliżu swoje maleństwa, zwłaszcza takie do jednego roku, to w przypadku niebezpieczeństwa, a człowiek jest wtedy zagrożeniem, atakuje instynktownie. Potrafi nawet zostawić swoje małe i to nawet na znaczną odległość, by "załatwić" zagrożenie. Potrafi je później odnaleźć w promieniu do 2 kilometrów. Trochę też posłuchaliśmy opowieści o jego spotkaniu z niedźwiedziem i też jego kolegi, któremu mniej się poszczęściło.
Myśmy wtedy wzorcowo postąpili. A miałem wtedy odruch by zrobić im zdjęcie, aż boję się pomyśleć co byłoby dalej.
Mniejszy Jasiu zasnął, „człowiek z BPN” poszedł do siebie a myśmy jeszcze sobie trochę pogadali. Znowu po omacku wracaliśmy na nocleg.
Cdn.



Odpowiedz z cytatem

Zakładki