08.11.2014 Nasiczne
Z Gościńca na mostek nad Nasiczniańskim potokiem prowadzącym wprost do bazy harcerskiej to rzut beretem. Możliwe¸ że wcześniej już to pisałem, ale z tym właśnie mostkiem mam ciągle powracające wspomnienia… pierwsze, gdy chyba ze dwie dekady lat temu chciałem przez niego przejść to dwóch harcerzy, tak na oko z 8-9 lat za mostkiem skrzyżowało swoje dwumetrowe laski i poprosili o hasło, co spotkało się u mnie z bardzo poważnym podejściem do sprawy… poprosiłem o widzenie z dowódcą i zostało to skwapliwie wykonane przez jednego z wartowników, ów dowódca już jakiś tak trochę starszy 12-13 latek zameldował się i stosownie przepytał o cel przejścia, nie omieszkał także poinformować gdzie przebiega granica BPN i… wyraził zgodę na przejście, nawet zgodził się na odpoczynek na pilnowanym przez zastęp terenie. Nigdy później już o hasło nie pytano, chociaż warty stały a nawet pamiętam jakąś wieżyczkę z wartownikami na niej. Drugie wspomnienie dotyczy moich dwóch podejść, jednego dnia, do odszukania jaskiń na wzgórzu 842 (jakoś tak mam mocno zakodowane w pamięci wzrokowej, że na ówczesnych mapach nie było nazwy Wysoki Wierch). Wtedy lało od kilku dni no i tego dnia też, już z rana Nasiczniański przybierał w siłę i wracając przez mostek czułem jak trzeszczy w szwach a harcerze uważnie go obserwowali. Na moich oczach nie dawał radzie wodnemu żywiołowi ku zresztą rozpaczy obserwatorów.
Wracam do lejtmotywu. Z opisanego mostku na Przełęcz Nasiczniańską trzeba podejść, tak circa prawie 200 metrów w różnicy poziomów a tu człowiek od dawna nie łaził, dziś mało spał, suszy tak… no trochę suszy, ciepłe słoneczne promienie też nie pomagają lenia wygonić. To jest raczej dzień na skitranie się gdzieś w głębokiej trawie na kocyku. Ewa z Zenkiem konwersując swobodnie już mnie odsadzają niczym kolarska ucieczka, ja się co chwila oglądam za siebie co daje swoiste poczucie pokonywania poziomic w terenie a może, trzymając się tematu kolarskiego, na autobus z napisem "Koniec wyścigu"? Jakoś na przełęcz wejdę a dalej to już mały pikuś.
Fizyczną podporą służy mi nieodłączna w bieszczadzkim łażeniu teleskopowa laska trekingowa a na plecach równie nieodłączny plecak Natalex z różnościami wewnątrz na każdą okoliczność. Plecak ten ma wszystko to co od niego potrzebuję, jest jakby dla mnie szyty na miarę i potrzeby. Dzięki sporym wstawkom z codury długo i dużo jeszcze przetrzyma. Są ze mną od drugiego pobytu w Bieszczadach.
Na „szczycie” zarządzam odpoczynek, brat oświeca, że musimy mieć wspólną fotograficzną pamiątkę z Bieszczad i już mnie ustawia na solo, Ewa później na 2 aparatach uwiecznia braciszków… to wiekopomna chwila dla mnie. Tyle lat łażenia po Bieszczadach i wreszcie jesteśmy w nich razem z bratem.
DSC00062.JPGDSC00063.JPGDSC00064.JPGDSC00066.JPG
Odpoczynek trwa kilkanaście minut, brat okopuje się przy swojej wersji wędrówki a my z Ewą, tak jakbyśmy się w myślach umówili, nie podejmujemy dyskusji. Za to w trójkę wprost nagadać się nie możemy w innych tematach.
Cdn
Zakładki