Strona 53 z 64 PierwszyPierwszy ... 3 43 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 63 ... OstatniOstatni
Pokaż wyniki od 521 do 530 z 643

Wątek: Słów kilka(dziesiąt) o niedawnym wypadzie w Bieszczady

Mieszany widok

  1. #1
    Korespondent Roku 2009 Awatar Recon
    Na forum od
    02.2008
    Postów
    2,215

    Domyślnie Odp: Słów kilka(dziesiąt) o niedawnym wypadzie w Bieszczady

    03.05.2015
    Ktoś może się zastanawia dlaczego taka trasa? Mógłbym banalnie odpowiedzieć, że każda trasa jest w Bieszczadach super. Ja jednak kierowałem się kilkoma przesłankami… chciałem mieć start i metę w jednym miejscu, chciałem by Michał i Ewa przeszli trasą, której jeszcze kompletnie nie znali, chciałem by trasa odbiegała trochę od dotychczasowych jakie Michał w Bieszczadach już zaliczył, brałem pod uwagę też psa, chciałem sobie odświeżyć pewien fragment trasy, który pokonywałem kilkanaście lat temu no i niezmiernie ważny dla mnie szczegół… nigdy nie szedłem jeszcze stokówką od Przełęczy Szczycisko do mostu na Wetlince. Ewa zna bacówkę i trasy po lewej stronie rzeczki, to co po prawej zobaczy dopiero dzisiaj. Kola, jeśli przejdzie, to zostanie pasowana moją laską na Turystkę Bieszczadzką (brzmi dumnie, prawda?) w ten sam sposób co kiedyś Michał. Chociaż biorąc pod uwagę przedwczorajszy spacer to ma już nominację
    Skręcamy w prawo kierując się czarnym szlakiem na bacówkę. Po wczorajszych intensywnych opadach jest sporo błota, co dla Koli nie jest zbyt komfortowe bo do sierści na brzuszku klei się błoto a to dodatkowy balast do dźwigania. Jest już od samego startu naszym oczkiem w głowie, każdy na nią uważa, patrzy jak sobie daje radę z pokonywaniem podejść, jak omija błoto, czy się nie męczy? Każdy z nas ją dopinguje, chwali i wspiera, czasami pomaga na śliskim podejściu. Nie prowadzimy jej na smyczy, ma mieć swobodę w wyborze i sposobie przejścia. Bacówkę Jawornik osiągamy po niecałych 20 minutach. Trochę wyżej ponad schroniskiem, tam gdzie są ławeczki i miejsce na ognisko, siadamy. Kola jest trochę zmęczona jednak tryska żywotnością, ale z oczu przebija lekki niepokój… no dobra, ale co dalej?
    Ja siadam gdzieś lekko z boku i uciekam w przeszłość. Staram sobie przypomnieć w którym roku pierwszy raz tutaj byłem. Doskonale sobie przypominam okoliczności… startowałem wtedy z Terki, gdy wychodziłem to lał potworny deszcz, kierowałem się zielonym szlakiem, kiedy podchodziłem pod Żołobinę rozpętała się burza, grzmiało i waliły pioruny. Gdy schodziłem do bacówki czarnym szlakiem, deszcz pomału przestawał padać. Jak już dotarłem do schroniska byłem cały mokry z potu i deszczu. W schronisku zjadłem jajecznicę z kilku jajek z chlebem i gorącą herbatą. Jak wyszedłem to zaczynało świecić słońce. Nie chciało mi się obchodzić naokoło przez most to wpław przechodziłem przez Wetlinkę, w niektórych miejscach sięgała mi woda za brzuch, było przecież po intensywnych opadach. Dalej już stokówką przez Zawój, gdzie szukałem młyna, zobaczyłem pierwszy raz Sine Wiry, Szmaragdowego jeziorka już nie było. Co ciekawe idąc wtedy drogą znalazłem na poboczu po lewej stronie kamienne żarno z otworem, niestety pomimo, że kilka razy później tamtędy chodziłem już nigdy nie mogłem na nie trafić. Dalej przez sławetną Spisówkę i jeszcze wtedy taką żółtą żwirową drogą przez Polanki wróciłem do Terki. Dziwne, ale ta wędrówka straszliwie mocno utkwiła mi w pamięci. Gdy to piszę postanowiłem odszukać ówczesne notatki z tej trasy. Było to 2 lipca 1998 roku a czas jaki jej poświęciłem wyniósł 10 godzin 40 minut, o 20 minut mniej niż mój harmonogram przewidywał. Tu muszę przyznać się, że dlatego wtedy nadrobiłem 20 minut bo przejechałem się na balu ciągniętym przez traktor od zakrętu poniżej Kapliczki Szczęśliwego Powrotu do pierwszego zabudowania w Polance. Ot, czasami mam takie wspominki, gdy łażę po Bieszczadach i mijam jakieś miejsca.
    Jak dzisiejszy harmonogram wypadnie?
    Teraz parę minut posiedzieliśmy, popatrzeliśmy i ruszyliśmy dalej do zielonego szlaku. Od razu zaznaczam, że nie ja narzucam tempo, nie poganiam, chociaż dyskretnie kontroluję czas. Dziś pies jest wyznacznikiem czasu przejścia i on jest też dziś najważniejszy! Idziemy czarnym w górę, do pokonania 350 metrów w górę. Po drodze wyprzedza nas pan w średnim wieku i tuż przy połączeniu szlaków, w podobnym wieku, ale schodzi w dół. Robimy po drodze przerwy w miarę zmęczenia, generalnie dobrze się idzie i czasowo też. Odbijamy w lewo i w okolicach szczytu Siwarnej robimy dłuższy postój na odpoczynek i uzupełnienie kalorii i elektrolitów. Ścieżka dotychczas była dość wygodna, ale od miejsca postoju występują dość spore kałuże i trzeba lawirować, tutaj pies nasz daje sobie spokojnie radę. Idę teraz bezwiednie z tyłu za innymi i w pewnym momencie zauważam brak znaków szlaku. Wołam do Ewy i Michała by przeszukali ścieżką do przodu tak z 200 metrów a ja się wracam by tam posprawdzać. Znajduję znak, żadnego skrętu w lewo, ale jest nikła ścieżka, po 100 metrach jest znak. Skracam teraz przejście by znaleźć się jak najbliżej pozostałej trójki i wołam by wracali. Błąd oznakowania szlaku może czasami trochę namieszać więc trzeba uważać cały czas. Schodzimy w sporym błocie, przez krzaki i niskie gałęzie, koło przełęczy się wszystko poprawia i tutaj robimy ponowny postój przed podejściem. Pod koniec dłuższego postoju dochodzi do nas grupa, która jak się okazuje, po wspólnej rozmowie, szła przed nami i poszła bardzo daleko zanim się zorientowali, że nie mają szlaku. Trochę ich wymęczył powrót, spytali się jak my idziemy i co dalej jest ciekawego?
    Namawiałem ich, że dalej będzie można zaliczyć widoki z Bukowiny i by przeszli tak jak my chcemy. Bukowina to w czasie I wojny światowej ważna góra obronna dla Austriaków Ruszyliśmy a oni zostali się naradzić i odpocząć. Teraz podejście 100 metrów w górę i… widoki. Na trasie są czasami zwalone drzewa i przy pierwszych takich przeszkodach ja lub Michał przenosiliśmy naszą Kolę, ale później po moich zachętach i udanych próbach potrafiła już przeskakiwać, pomocy potrzebowała gdy było sporo gałęzi. Dzielna psina. Ścieżka pod Bukowinę wygodna, chociaż nieraz dość stroma i śliska. Jednak czym niżej w stronę Przełęczy Szcycisko zaczyna być mniej przyjemnie, gęste drzewa, sporo połamanych drzew, nikła ścieżka i trzeba często psu pomagać.
    Nie pamiętam gdzie to czytałem, ale w pamięci zostało, że gdzieś w okolicy Szczyciska (Bojkowie nazywali Szczytyszcze) spotkali się drużbowie z różnych wesel, zapewne byli zdrowo podpici, i od gatki do gatki wszczeli między sobą bójkę. Jako że wtedy na wesela drużba musowo brała ze sobą siekiery to najzwyczajniej w świecie się wszyscy pozabijali. Tutaj więc została przelana ludzka krew a jak ówczesny zwyczaj mówił?... tam gdzie przelała się ludzka krew to trzeba rzucić patyk (niestety nie wiem w jaaki sposób, może ot tak zwyczajnie!). Podanie mówiło, że to było na Szczyciku a może na samej przełęczy pod. Podobnież przed wojną tu leżało całkiem sporo narzucanych patyków. Ja o tym zapomniałem jak szliśmy, ale teraz sobie tak myślę… ci drużbowie musieli się pozabijać trochę wyżej, tam gdzie my i ta wspomniana przeze mnie grupa, się pogubiliśmy. To by wszystko wyjaśniło i nie trzeba nic kombinować.
    Od zbocza Szczycisko czas mi zaczyna się dłużyć i chciałbym być na drodze. Nie mówię pozostałym, ale strzepuję z siebie kleszcze chodzące po ubraniu, mniej boję się o Kolę bo one muszą się przebić przez błotny pancerz jaki ma na sobie. Wreszcie sukces, docieramy do Przełęczy, jest godzina 16.35. Pokazuję im kleszcze jak chodzą po moim ubraniu, jeden nawet na dłoni i by się otrzepali i obejrzeli się czy też nie mają krwiopijców na sobie. Nie mają, wygląda na to, że to ja idąc z przodu byłem „zbieraczem”. Tutaj robimy dłuższy odpoczynek. Widzimy jak na szlak wchodzi jakiś młody człowiek, jak podjeżdża osobowy i zawraca, my wszyscy musimy odpocząć przez kilkanaście minut. I pomyśleć, że przed II wojną światową stała tu jeszcze na przełęczy chałupa cyganów. Teraz gdyby żyli to na bank by serwowali dla turystów swoją sztandarową potrawę kociołek cygański.
    Całkowicie odbiegam teraz od tematu jednak powiem, że mavo też czasami robi kociołek chociaż… nie po cygańsku a po swojemu, chociaż w nie cygańskim i nawet w nie swoim kociołku a pożyczonym i wiem nawet od kogo bo go kiedyś odnosiłem, chociaż… eeee starczy z tym chociaż.

    DSC00182.JPGDSC00183.JPGDSC00184.jpg

    Cdn…
    Pozdrawiam :)
    -----------------
    benevole lector

    https://twitter.com/Zbyszek_Recon

  2. #2
    Botak Roku 2016 Awatar asia999
    Na forum od
    11.2008
    Rodem z
    jakieś 73 cm od Tarnicy ... w skali 1:1.000.000
    Postów
    1,688

    Domyślnie Odp: Słów kilka(dziesiąt) o niedawnym wypadzie w Bieszczady

    Recon - myślę, ze za te wszystkie atrakcje to Kola Cię uwielbia :)
    Uroczy psiak.

  3. #3
    Korespondent Roku 2009 Awatar Recon
    Na forum od
    02.2008
    Postów
    2,215

    Domyślnie Odp: Słów kilka(dziesiąt) o niedawnym wypadzie w Bieszczady

    Cytat Zamieszczone przez asia999 Zobacz posta
    Recon - myślę, ze za te wszystkie atrakcje to Kola Cię uwielbia :)
    Uroczy psiak.
    Kola emocjonalnie jest bliżej Ewy, to do niej idzie w razie bólu, to do niej też idzie w razie dolegliwości. Ja jestem do wygłupów, od łażenia z nią, od wzajemnego prowokowania do igraszek, od pomysłów by wygonić leniwca, wyciągnąć pokulaną gdzieś piłeczkę, ostoją fizycznej pomocy. Gdy jestem w pobliżu to jej czujność osiąga na najwyższy poziom... mogę zabrać jej kochaną piłeczkę lub zrobić jakiegoś psikusa. Okazywanie mi "powitań" jest też bezcenna a może to jest, z zachowaniem odpowiednich proporcji, już "syndrom Nataschy Kampusch"?
    Pozdrawiam :)
    -----------------
    benevole lector

    https://twitter.com/Zbyszek_Recon

  4. #4
    Korespondent Roku 2009 Awatar Recon
    Na forum od
    02.2008
    Postów
    2,215

    Domyślnie Odp: Słów kilka(dziesiąt) o niedawnym wypadzie w Bieszczady

    03 maja 2015
    Patrzę na Kolę, ale chyba moje akcje u niej spadły. Widać po niej zmęczenie i dajemy jej maksymalny odpoczynek, nie liczę minut a tylko patrzę kiedy odpocznie. Podniosła się i normalnie oddycha więc i my się podnieśliśmy. Dalszy spacer już drogą szutrową, trochę pofałdowaną bez większych wzniesień, 4 i pół kilometra do mostku na Wetlince. Teraz jest taki niewdzięczny moment w wędrówce, idziesz człowieku po górach z odpowiednim nastawieniem bo to wchodzenie to schodzenie i wychodzisz nagle na drogę. Podświadomie organizm się rozluźnia jakby ta droga miała sama nieść niczym ruchome pasy na lotnisku Schipol. A tu nie, a tu nie… trzeba na nóżkach jeszcze trochę kilometrów dymać.
    Gdy droga zaczyna wznosić się, Kola przejawia mocno widoczne oznaki zmęczenia, jest przygaszona i nawet zaczynają nóżki inaczej iść, tak jakby się plątały. Robimy przepakowanie tak by Michała plecak był pusty i on go przekłada na przód a do środka dajemy psa. Wygląda jak torbacz, ale idziemy tak z kilometr. Mijamy zakręt na wzniesieniu, którego zbocze jest niczym antyczny amfiteatr (na załączonym zdjęciu)… ciekawy spektakl musi tu być gdy jest ulewa! Jak mamy w zasięgu mostek, Kola ponownie jest wypuszczona na ziemię. Odżyła! Jeszcze na poboczu jakaś ziemianka i dochodzimy do mostka za którym patrząc od strony Łuhu nigdy jeszcze nie byłem.
    Jest godzina 18.00 gdy siadamy tuż za nim pod tablicą. Jemy, pijemy a przede wszystkim karmimy i poimy naszą Kolę. Jest głaskana, chwalona i wykorzystywany jest cały zasób psychologii pozytywnej,
    Długo sobie tam posiedzieliśmy, raz zajechała SG by nam się przyjrzeć, ale podpadająco nie wyglądaliśmy więc pojechali. Za kilka chwil znowu podjechali, chwilę przypatrzyli i prawie słyszałem co mówili w aucie… nie, ten nie jest podobny do tego ze zdjęcia
    Wszyscy zdajemy sobie sprawę, że już niedaleko, Kola odpowiednio zmotywowana i posilona, my nabyliśmy energii więc ruszamy na ostatni odcinek drogi. Widzę jak od ostatniego mojego pobytu, po prawej stronie, tam gdzie kiedyś była wioska Łuh, nastąpiły spore zmiany. Od 6 czerwca 1946 roku kiedy deportowano stąd ludzi w ramach „Akcji Wisła” do roku 2011 nic tutaj się nie działo. W 2012 roku powstała tu ścieżka „Bieszczady odnalezione”, tereny zostały mocno wyeksponowane. Muszę tu kiedyś pochodzić, zwłaszcza ciekawi mnie wyeksponowany cmentarzyk, który ostatnio odwiedzany, był mocno zarośnięty.
    Słońce zbliża się już ku ziemi a my do startu/mety. Do tablicy informacyjnej o wsi podjechali samochodem, pomimo wcześniejszego zakazu ruchu, jacyś turyści i czytają opis. Do naszego samochodu ja jako ostatni dochodzę o godzinie 19.05… 10 minut przed ustalonym czasem :P
    Na Oregonie wyszło 17,45 km. Siedząc już w samochodzie każdy odetchnął. Teraz tylko do domu, wykąpać się, zrobić coś pysznego do zjedzenia, jeszcze do tego zimne piwko i luzik a ja dalej „trawić” książkę.
    Wieczorem zaczyna zmieniać się pogoda, mocniej wieje południowo-zachodni wiatr, nanosi chmurki i zapewne przyniesie deszcz. Koło północy gdzieś daleko za Caryńską słychać odgłosy burzy, do nas jednak nie dotarła. I dobrze bo Kola jej nie lubi. Tak minął nam trzeci dzień.

    DSC00186.JPGDSC00187.JPGDSC00188.JPGDSC00189.JPG

    Cdn…
    Ostatnio edytowane przez Recon ; 04-07-2015 o 13:07
    Pozdrawiam :)
    -----------------
    benevole lector

    https://twitter.com/Zbyszek_Recon

  5. #5
    Korespondent Roku 2009 Awatar Recon
    Na forum od
    02.2008
    Postów
    2,215

    Domyślnie Odp: Słów kilka(dziesiąt) o niedawnym wypadzie w Bieszczady

    04 maj 2015
    Okno sypialni na piętrze to okno na świat zewnętrzny, otwieram oczy o poranku i od razu widzę jak kapie z drzewa, nie skapuje tylko ciągle kapie, jest pochmurno i tak będzie cały dzień. Ogarniam się i jak zwykle wcześniej od innych schodzę na dół. A tu na dole Michał śpi przed kominkiem, czyżby w nocy był strażnikiem domowego dogasającego ogniska, a może opowieści o skrzypieniu podestu pod domem chciał skonfrontować? Kola padnięta, leży w rogu na kojcu i tylko zerknęła na mnie bym nawet nie ważył się na dziś coś wymyślać. Trochę pogłaskana i podrapana burknęła, że dość. Za wczoraj podpadłem, tak będzie do śniadania wtedy jest pora byśmy sobie pokerowo powiedzieli „sprawdzam”.
    Ja ze śniadaniem poczekam tym razem na innych, nie będę budził Michała na dole, wychodzę przed dom, zostawiam lekką szparę na szerokość Koli, siadam na jakimś „zydelku” i obserwuję świat zewnętrzny. Nie obserwuję świata, który opanował tajemniczy wirus unicestwiający wszelkie wielokomórkowe organizmy cudzożywne. Już po chwili mój wzrok dostrzega życie, poczynając od kręgowców a kończąc na tych co nie posiadają tego wyznacznika, nie pomijam też przyrody nieożywionej.
    Trafiłem właśnie na porę „czarnego” który pomimo deszczu, przyszedł bezczelnie i bezceremonialnie strzelić na kamieniu twardszy ekskrement i płynnie olać granicę na tyle, by jakiś miastowy goguś wiedział kto tu rządzi. Ale czujna i „rodząca się” opozycja już to zauważyła, już wyjrzała przez zostawioną szparę i zbiera się w sobie by „wysłać odpowiedź”! (Jeśli chcecie krótko i zwięźle czegoś dowiedzieć o psich postrzeganiach świata wpiszcie w Google „Etolog: pies opisuje świat zapachami”… ciekawe!)
    Na swoisty sms Kola dostaje ode mnie zgodę i ruszam z nią ku drodze. Musiała być mocno wk…….a bo obsikała spory teren… a niech czarny wie, że miastowy pikuś też potrafi!
    Jako że pada, jako że Michał śpi na dole, jako że chcę dziś skończyć książkę to zakładam tylko kurtkę, siadam pod okapem i oddaję się lekturze. Kola dumnie siada koło mnie w pozie uzurpatora i bacznie obserwuje teren… swój teren, no i pana, który obok niej siedzi. Tak mavo to teraz jest jej i mój teren. Teraz! Pan poważnie zaczytany i tak jakoś czasami, zamyślonym wzrokiem, patrzy gdzieś w dal, niczym w nicość a tu jest przecież namacalny byt i tego bytu pilnuje dyktator Kola. Właśnie jedzie pod górę 4x4 z SG, Kola dyskretnie warczy by mi dać sygnał „zagrożenia”. Widzę przez szybę gest powitalny ręką, ja odpowiadam podobnym gestem, ale zdecydowanie dużo szybszym, niż robił to Don Vito Corleone. I znowu sytuacja się normuje. Z rana, do jeszcze pustej głowy, książka wchodzi jak nóż w ciepłe masło. Wiem, że ją dziś skończę. Czas najwyższy zdradzić nazwę książki z której tytułem nieco zwlekałem bo… tytułu najnormalniej zapomniałem a pisząc nie chciało mi się po Google szukać, licząc że jeszcze przed końcem spisywania ostatniego pobytu, po prostu nastąpi olśnienie. Zjawisko to nastąpiło całkiem niespodziewanie i było wywołane przez mavo. Otóż wczoraj, w czerwcowe niedzielne popołudnie, zadzwonił on do mnie i tak całkiem, nie skrywając nawet zaciekawienia, spytał się o tytuł tej książki. Powiedział, że właśnie wrócił z Nasicznego, tam przekopał biblioteczkę i żaden jej wolumen, jako element, mu nie pasował do swoistego puzzle. Powiedziałem, zgodnie z prawdą, że tytułu zapomniałem, ale sens zdradziłem. I wtedy pękła istna bomba… Ewa, która przysłuchiwała się rozmowie, wstała i ją przyniosła… zabrali ją do przeczytania. A książce jej tytuł nadał Charles Taylor na „Nowoczesne imaginaria społeczne”.
    Wracamy do Nasicznego, bo i głodny Michał wyjrzał w byt, i Ewa zaspana też, Koli się też przypomniało jedzenie, no i padło sakramentalne pytanie „co robimy?”. O wchodzeniu na D-K mogę zapomnieć i to natychmiast… chyba, że sam.
    Alternatywne plany są, ale w trakcie i tak zostaną okrojone i zmodyfikowane. Teraz chronologicznie.
    Po śniadaniu jedziemy na Słowację do Medzilaborce, miasta mieniącego się narodowym ośrodkiem ruchu rusińskiego. Do wyjazdu już wcześniej się odpowiednio przygotowałem, wybierając z szuflad, piterków i przeróżnych zakamarków wszelakie drobne walory pieniężne będące monetami płatniczymi w UE. Przywożone i odkładane na zaś zostały teraz wsypane do płóciennego woreczka z postanowieniem puszczenia ich w dynamiczny obieg poprzez stosowne nabycie tego czego nie ma w Polsce.
    Muzeum Warhola nie widział Michał i nie ma go też w Polsce… jednak dziś poniedziałek a w ten dzień tygodnia takie przybytki kultury są zamknięte, pobliska cerkiew też zamknięta, ale Tesco jest otwarte… no jest u nas, ale może coś tam będzie czego w naszym nie ma. Mamy dwa plecaki więc spoko, miejsce jest. Trochę wstyd tak z workiem pieniędzy, tak cirka kilogramowym, ale przecież nie są kradzione! Na pierwszy kurs idą te z największymi nominałami i ja jako najodważniejszy idę do kasy. Po wydaniu jednak połowa worka jeszcze zostaje. Oj i teraz odwaga potrzebna większa! Po odliczeniu jeszcze tych bardziej grubych idzie do kasy Michał. To co zostało a jest tego cała pełna garść to już heroizm. Jest sugestia by sobie darować, ale ja nie odpuszczam… gdy nie ma kolejki podchodzę do kasy i proszę o zamianę o jak najgrubsze i to starcza na jeszcze jeden mój kurs po dwa mocno wyskokowe płyny plus dwa gabarytowo spore, ale z mniejszą ilością procent. Płacę i miła pani jeszcze… wydaje mi resztę. Zostawiam panią z pełną po brzegi monetami kasą i na czwarty kurs się już nie decyduję. Niektóre puszczone w obieg monety mogły mieć nawet walory numizmatyczne z racji długoletniego ich przechowywania, ale najważniejsze, że poszły w obieg. Znawcy może je wyłowią lub nawet zastanowią się nad ich wyglądem, gdy dostaną je do ręki. Niestety nie będą mieli wiedzy jakie odległości przebyły i skąd tu trafiły.
    Wracamy do Polski, po drodze zatrzymujemy się u cudownego źródełka i kapliczki koło Radoszyc. Widzimy jak miejscowa kobieta podjeżdża i nabiera kilka baniaków tej wody dla całej rodziny, co i nas nakręca by też nabrać pół litra na zaś. Każdy ma jakąś chorobę więc i każdy z nas popija bezpośrednio w intencji jej wyleczenia. Trzeba mieć wiarę.
    Chcemy teraz Michałowi pokazać z samochodu zupełnie mu nieznaną część Bieszczad i skręcamy w Smolniku w lewo. Jedziemy wolno, bo inaczej się nie da. W Mikowie dojeżdżamy do dwóch skrajnych znaków zakazu ruchu i wracamy. Wracając zajeżdżamy do już wcześniej „zaklepanej” zagrody „Bieszczadzkie smaki”. Miły pan się zjawia w kilka chwil, prowadzi do obszernej izby dawnej chyży, zapala światło, oprowadza, opisuje urządzenia, opowiada jak tu się znalazł, co tu robi, co wytwarza, co sprzedaje i ba… daje nam spróbować wszystkiego. Michał decyduje się kupić pesto z czosnku niedźwiedziego i nalewkę jakąś z mniej znanego kwiatu. My kupujemy właśnie ostatni jaki został „Chleb Śpiewany”. Nalewki spróbowałem i są całkiem niezłe, chociaż moje mają bardziej wyrazisty smak, lepszą moc i nie będę ukrywał, moje są lepsze. Miodów nie ma, ja jestem bardzo za miodem, więc ciągle się o niego pytam. Miód mi zawsze towarzyszy na śniadanie 6 razy w tygodniu, tylko w niedzielę urozmaicam menu.
    Mamy na dziś informację, z kilku poufnych źródeł, u kogo jest w Bieszczadach bardzo dobry miód i tam też jedziemy zakupić stosowne słoiki. Niestety nie zastajemy gospodarza a syn student nie chce ingerować w pszczelarski biznes taty leśnika.
    Jeszcze zakupy w Wetlinie i wracamy do domu na obiad. Dziś spaghetti po nasiczniańsku… rozdrobnione kotlety mielone w sosie pomidorowym z długim makaronem i do tego słowacke piwo z widokiem na zbocza Jawornika. Słabo?
    Kolę zostawiliśmy w domu i kiedy tak po cichutku podeszliśmy do okna to ona w najlepsze spała koło kominka. Uznała widocznie, że tak dobrze „oznakowany” teren przed wjazdem tylko głupi przekroczy. W dodatku jeszcze pada. Gdy weszliśmy do domu to zerwała się na równe nogi i wyglądała tak jak pracownik w czasie pracy przyłapany przez szefa na drzemce. Ludzki pies!

    DSC00191.jpgDSC00192.jpgDSC00193.jpg

    Cdn…
    Ostatnio edytowane przez Marcowy ; 15-10-2015 o 12:31 Powód: na prośbę autora
    Pozdrawiam :)
    -----------------
    benevole lector

    https://twitter.com/Zbyszek_Recon

  6. #6
    Szkutawy
    Guest

    Domyślnie Odp: Słów kilka(dziesiąt) o niedawnym wypadzie w Bieszczady

    Recon, jak jesteś tak za miodem to proponuję nastawić we wrześniu miodówkę (z miodu wrzosowego).... tylko odsortuj przepisy z podgrzewaniem miodu... wymaga dużo cierpliwości z klarowaniem, ale, ale...

  7. #7
    Korespondent Roku 2009 Awatar Recon
    Na forum od
    02.2008
    Postów
    2,215

    Domyślnie Odp: Słów kilka(dziesiąt) o niedawnym wypadzie w Bieszczady

    Muszę pomyśleć nad jakąś nalewką na miodzie, jednak miód zdecydowanie wolę w formie nie przetworzonej, taki jak jem na śniadanie... chleb żytni, masło orzechowe, ser biały najlepiej ricotta, miód prawdziwy i bez żadnych dodatków, najlepiej rzepakowy, gryczany, ze spadzi iglastej i od sprawdzonych dostawców! Każdy może mieć swoje fanaberie
    Pozdrawiam :)
    -----------------
    benevole lector

    https://twitter.com/Zbyszek_Recon

  8. #8
    Korespondent Roku 2009 Awatar Recon
    Na forum od
    02.2008
    Postów
    2,215

    Domyślnie Odp: Słów kilka(dziesiąt) o niedawnym wypadzie w Bieszczady

    04 maja 2015
    Słońce zaczynało zachodzić, deszcz szczęśliwie przestał padać a jako że dzisiaj specjalnie się nie namęczyliśmy to padł pomysł wniesienia z dołu pod dach, stosownie już pociętego drewna. Zeszło nam na to ze trzy godziny. Wbrew początkowemu optymizmowi, włożona praca dała nam się porządnie we znaki, pot lał się strumieniami a mój kręgosłup pod koniec zaczynał się buntować. Uczciwie powiem, że Michał wniósł dwa razy więcej niż ja i gdy skończyliśmy to każdy miał dość. Kola niczym nadzorca też miała w tym udział bo kiedy robiliśmy odpoczynek szczekała byśmy się nie ociągali. Tym sposobem tuż po godzinie 22 drewno znalazło się pod dachem i już nie będzie mokło. Kilka sztuk zostawiliśmy na ognisko. Mogliśmy teraz odpocząć, napić się piwa, pogadać, ja dokończyć książkę. To ostatnia noc, jutro wyjazd.
    05 maja 2015
    Dzień nadal deszczowy, ale nie jest to duży deszcz. Po śniadaniu, pakujemy swoje manele do samochodu i robimy idealny porządek w domu. Parę minut po 10 odnoszę klucze i możemy jechać. Po drodze dokonuję zadość prośbie mavo i zanoszę pod wskazany adres 2 puszki piwa z informacją „to od Jasia z Nasicznego”. Niestety dom zamknięty, trzy psy biegną do mnie, jednak ostatecznie nie gryzą. Wracam do samochodu, odręcznie piszę na kartce „Od Jasia z Nasicznego”, podkładam pod puszki na progu i odchodzę do samochodu. Mam nadzieję, że psy nie umieją otwierać puszek. Chociaż kto wie czego nabyły w swoim życiu, na ich widok stały się takie dziwnie przyjazne i jeszcze merdały ogonkami na odchodne. Teraz dopiero myślę, że chciały trzecią puszkę.
    W Lesku wychodzi słońce, my jeszcze na ciacha do Szelców i do następnego razu Bieszczady!

    Przyjacielu mavo, melduję wykonanie zadania!
    Pozdrawiam :)
    -----------------
    benevole lector

    https://twitter.com/Zbyszek_Recon

  9. #9
    Bieszczadnik Awatar mavo
    Na forum od
    11.2008
    Postów
    375

    Domyślnie Odp: Słów kilka(dziesiąt) o niedawnym wypadzie w Bieszczady

    http://naskrajuparku.pl/ Nowa strona
    Косово увек Српски

  10. #10
    Korespondent Roku 2009 Awatar Recon
    Na forum od
    02.2008
    Postów
    2,215

    Domyślnie Odp: Słów kilka(dziesiąt) o niedawnym wypadzie w Bieszczady

    Był czas, że po Bieszczadach chodziłem sam, później się to jednak odmieniło... może przestałem być niczym legendarny Bies strzegący swojej krainy przed innymi, chociaż jako człowiek byłem średniego wzrostu i nie miałem u swoich ramion nietoperzowych skrzydeł a może stałem się już niczym legendarny San? To nie moje pomysły http://biesy.friko.pl/legenda.htm
    Teraz w Bieszczady jadę z kimś lub z jeszcze większą gromadą. Odzew jest w każdym razie dość spory.
    Czasy się zmieniają, człowiek się też zmienia... tylko co człowieka zmienia? O przemianie człowieka ładnie napisał mój ulubiony autor Paulo Coelho w swej, to ostatnia jaką tego autora czytałem, powieści "11 minut"... Ani czas, ani mądrość nie zmieniają człowieka - bo odmienić istotę ludzką może... Resztę sami sobie doczytajcie.

    I właśnie, kiedy od jakiegoś już czasu szemrano ze mną po kątach o wypadzie w "legendarną" krainę, i kiedy szemrano o miejscu, ba... nawet ja zacząłem szemrać tu i ówdzie o noclegu lecz odzewu jakoś nie było, to... w ostatni week musiałem rozpocząć swoją logistykę a ta zaczyna się od wyboru miejsca pobytu. Wybrałem owe miejsce… to mój najbardziej ulubiony rejon w który co chwila wracam, gdzie choćby na kilka chwil wpadam i zawsze tu chętnie przyjadę. Zawsze! To tutaj jest moja najpiękniejsza łąka, moja najpiękniejsza wioska z ładnym drewnianym koścółkiem, moje ślicznie ukryte w lesie kapliczki, cudowne źródełka, tajemne drogi, „więzienie” dla pszczół, legendy, strachy, tajemnice i tyle jeszcze różności do odkrycia, że jakby dla przykładu podam słup ukryty w lesie a pokazany mi ostatnio przez Wojtka1121. Słup, który jak się później okazało, to dzięki asi999, ma fajną historię powstania i niesie naukę by w tutejsze lascy iść natarty dziegciem.
    Pomysł miejsca reszta zaakceptowała!
    Ostatnio przyjeżdżam w Bieszczady około północy, tym razem też tak będzie. Chociaż po północy zacznie się NŚN i moja bieszczadzka świecka tradycja nakazuje tego dnia wspiąć się na jakąś górkę i zawiesić na szczycie narodową flagę, to podejrzewam, że namówienie już pierwszego dnia pobytu, na większą wspinaczkę reszty towarzystwa, będzie graniczyło z cudem, to jednak coś trzeba na ten dzień wymyślić. Tradycja to tradycja… „No bo tradycją nazwać niczego nie możesz. I nie możesz uchwałą specjalną zarządzić ani jej ustanowić. Kto inaczej sądzi, świeci jak zgasła świeczka na słonecznym dworze. Tradycja to dąb, który tysiąc lat rósł w górę. Niech nikt kiełka małego z dębem nie przymierza…”/tekst z filmu „Miś”/.
    I jeszcze jedno… zważając na to, że w listopadzie już po godzinie 16 robi się ciemno no to dzięki temu są wieczory dłuższe i… jeśli ktoś ma ochotę wpaść pogadać a będzie w okolicy to… eeee, co ja będę tłumaczył dalej
    15 listopada przed południem wyjeżdżam. Bliższe info przed samym wyjazdem.
    Ostatnio edytowane przez Recon ; 12-10-2015 o 16:36
    Pozdrawiam :)
    -----------------
    benevole lector

    https://twitter.com/Zbyszek_Recon

Informacje o wątku

Użytkownicy przeglądający ten wątek

Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)

Podobne wątki

  1. Kilka jednodnoiwych wypadów w bieszczady.prosba o pomoc.
    Przez krzysiudr w dziale Bieszczady praktycznie
    Odpowiedzi: 2
    Ostatni post / autor: 23-05-2011, 20:18
  2. o cmentarzach nie tylko w Bieszczadach, czyli słów kilka o Maguryczu
    Przez szymon magurycz w dziale Dyskusje o Bieszczadach
    Odpowiedzi: 3
    Ostatni post / autor: 17-06-2009, 07:47
  3. Kilka pytan o bieszczady wschodnie
    Przez buba w dziale Wschodni Łuk Karpat
    Odpowiedzi: 2
    Ostatni post / autor: 25-07-2007, 11:09
  4. Kilka słów o języku polskim...
    Przez WojtekR w dziale Oftopik
    Odpowiedzi: 46
    Ostatni post / autor: 22-01-2007, 11:35
  5. Słów kilka o Bieszczadzkich Wilkach
    Przez Snurf w dziale Fauna i flora Bieszczadów
    Odpowiedzi: 36
    Ostatni post / autor: 04-04-2005, 15:04

Zakładki

Zakładki

Uprawnienia umieszczania postów

  • Nie możesz zakładać nowych tematów
  • Nie możesz pisać wiadomości
  • Nie możesz dodawać załączników
  • Nie możesz edytować swoich postów
  •