14 listopada 2015 sobota
Na wszelki wypadek wstaję przed siódmą a nuż inni też wstaną. Jednak upływający czas znamionuje płonną nadzieję… Zenek wstał trochę później, pakuje się, też sprząta pokój bo dziś chce wyjechać. Na dole też senny nastrój. Czyli wyjdzie totalna kicha z planowanego dnia na Muczne.
Po ogarnięciu się wszystkich i po baaaaaardzo spokojnym śniadaniu jednak jest sygnał by ruszyć. Ostrzegam, że sobota jest dniem powszednim, co jest zgodne z wykładnią słownika języka polskiego i tego dnia drogowcy pracują, o czym zawiadamia stosowny komunikat na portalu leśników.
Grupa chce jedna spróbować, brat uparcie twierdzi, że za Stuposianami jest nowy(!) punkt widokowy i on chciałby z niego porobić kilka zdjęć. Tłumaczę mu, że jeśli to co czytał to jak nic, na pewno tekst niezmienny od 10 lat, czyli dla czytającego będzie on wiecznie nowy. Informuję, gdzie ten punkt kiedyś był i zapewne obecnie już jest zaniedbany, zarośnięty i raczej może tylko służyć jako parking. Brat jednak obstaje przy swoim, wierząc bardziej w słowo pisane niż swojemu bratu.
Pakujemy się w dwa samochody i jedziemy. W Stuposianach skręcamy w lewo i… macha nam drogowiec przy zjeździe, oznajmiając, że jeśli jedziemy do Mucznego to droga do późnego wieczora jest zamknięta. My informujemy, że się przejedziemy dalej, za nami robi to samo jakiś leśniczy. Z początku jest całkiem nowy asfalt i już myślimy, że tak będzie aż do frontu remontu, jednak później jedziemy po równej drodze acz bez bitumicznej nawierzchni, by dalej przejść w drogę „przed naprawą”. Jadąc pokazuję ten niby nowy punkt widokowy, Tutaj zatrzymujemy się na naradę. Kiedy stoimy na poboczu to wraca leśniczy, też się zatrzymuje i informuje, że jednak nie da się przejechać. Pytam się go czy drogowcy są przed nową drogą na Dydiową czy za? On nam odpowiada, że właśnie są koło niej i za chwilę to nie da się w nią wjechać i wyjechać. Informuje nas, że droga do Dydiowej jest zrobiona tylko do najwyższego punktu zbocza Kiczery Dydiowskiej a dalej jest po staremu. Szkoda, bo gdyby drogowcy byli dalej to można pojechać pod Kiczerę, zostawić tam samochód i na nogach dojść do Dydiowej a tak nie warto ryzykować by nie zostać uwięzionym do nocy.
Brat mnie teraz zaskakuje informacją a jednocześnie swoją spostrzegawczością, że jadąc do Stuposian to po lewej stronie widział na szczycie góry punkt widokowy. Przed wyjazdem na obwodnicę zatrzymujemy się i brat pokazuje, że… no faktycznie coś tam na szczycie Czereszenki jest. Ja jestem tym faktem totalnie zaskoczony i już mnie sprawa nakręca. Postanawiamy dojechać do parkingu i tam od drogi poszukać ścieżki. Brat wpada na prosty acz genialny pomysł by zadzwonić pod numer z tablicy informacyjnej o stadninie koni. Rozmówca informuje go, że punkt widokowy faktycznie istnieje, że jest prywatny, że ścieżka zaczyna się za jego ogrodzeniem i ma tam spuszczone psy, że nawet byłby skłonny nas przepuścić, ale jest nas za dużo i jesteśmy z psem a to wiązałoby się ze zbytnim zachodem z jego strony… udaniem się na miejsce, zagonienie psów, poczekanie aż zejdziemy by ponownie spuścić psy i … zaprasza w lato gdy psy są zabezpieczone.
Na parkingu żegnamy się z bratem, tłumaczę mu jeszcze jak ma dojechać na górę Sobień i do Szelców. Jak później się dowiedziałem to do ruin dojechał a do Szelców nie wstępował. Jeśli do Szelców jeszcze nie zawitał to znaczy nie jest jeszcze takim kompletnym bieszczadnikiem, ale to tylko moja prywatna skala.
Brat jedzie w prawo a my w lewo do Ustrzyk Górnych by je pokazać Agnieszce, jeszcze do sklepu i pada propozycja by jechać do Lutowisk. Ja w samochodzie siedzę wkurzony straconym dniem, jestem nabuzowany jak bulgocący czajnik na ogniu i gdyby mi tak wsadzili gwizdek w usta to bym bez wydechu gwizdał bez przerwy. Koło Procisnego nagromadzona para uruchomiła mózg a ten zaskoczył genialnym pomysłem, który natychmiast grupie oznajmiam… a jedzcie sobie do tych Lutowiska, ale mnie z Kolą wcześniej wysadźcie koło drogi w…
CDN…
Zakładki