Reconie1 czekam na cd relacji.
Reconie1 czekam na cd relacji.
Ostatnio edytowane przez bartolomeo ; 19-10-2012 o 12:17 Powód: Edycja po wydzieleniu pobocznego wątku
WUKA
www.wukowiersze.pl
12 października 2012... wcześniej zapomniałem o dacie a przecież relacja ma swoje umiejscowienie w czasie.
Idę w stronę ogniska i światełek, nad głową realne planetarium, widzę nawet spadającą gwiazdę zwiastującą zapewne coś dobrego. Na drodze i podwórku full samochodów... mnożę przez cztery i już jestem pod wrażeniem, bo spodziewałem się tylko z dziesięć osób. Te "spodziewane" są przy ognisku, witam się, przedstawiam, parę osób znam, kilku się domyślam, nowych poznaję. Zanim się zorientowałem to jestem już w centrum "konsumpcji Foto-Powsimordy", już się coś leje na jedną nogę, później ktoś inny polewa na drugą, ktoś dokłada do ognia całkiem spore polana drewna, trwają rozmowy na dwa... trzy a może więcej tematów, już jestem w dwa wciągnięty a przecież są jeszcze światełka w domu i tam też są "konsumenci". Idę więc wyżej, przed wejściem do domu mavo przy stoliku znowu powitania. W środku przed kominkiem, zaczynam gubić się w imionach i nickach, z mavo wpadam w objęcia "mordo ty moja", w głębi przy stoliku następni, dalej siedzący na materacu, jeszcze przy kuchni znowu kilka osób. No to zrobiłem rundę wokół ściany z kominkiem. Ogarniam wzrokiem stojące wiktuały i przeróżne napitki, w myśl tłoczy się stwierdzenie "ooooooooooooo będzie nieźle", dokładam swoje napitki, widzę jak olkaa wyciąga swojski smalec, kiszone ogórki, schab pieczony i różne chleby. Idę pogadać, czuję się jak u siebie, jak u swoich... ogarnia mnie spokój, luz i zapomnienie o Bożym Świecie. To będzie trwało trzy dni i czuję się z tym dobrze. Dom i cała "konsumpcja Foto-Powsimordy" ma dynamiczny charakter, ciągle się coś dzieje i wciąż dojeżdżają nowi konsumenci... kurcze gdzie oni się pomieszczą???? chyba mavo zaczyna mieć jakiś gospodarski niepokój "rany, jak ja ich wszystkich pomieszczę". A dzieje się coś zarówno i przy ognisku, i przy kominku, i przy kuchni... Bezwzględnie bryluje Pierogowy, jest wszędzie, hmmm... patrząc w perspektywie całego pobytu to raczej w okolicach kuluarów przykuchennych było go najwięcej. Puszcza muzykę z zaproszeniem do tańca, gotuje soliankę, polewa napitki, rozmawia to z tym to z tamtym a za chwilę porywa do tańca dziewczyny i jeszcze z nimi... flirtuje, gagatek. Sam jestem już jak planeta na orbicie, z tą różnicą, że trajektorię mam mocno zmienną. Prawie północ i znowu następni wchodzą z plecakami... mavo już się nimi zajmuje, rozkłada, za chwilę podchodzi do mnie i prosi o... nalanie mu czegoś mocniejszego. Po godzinie drugiej w nocy frekwencja zaczyna powolutku spadać, chyba przezorniejsi zaczynają zajmować co lepsze miejsce na czymś miękkim i co lepszy kawałek na glebie. Najwytrwalsi mają niespożyte siły, ja sam bardziej oficjalnie, już mocno po trzeciej, wycofuję się na z góry ustaloną pozycję... dwie działki dalej. Wychodząc dokładam do pieca, dokładam też do ogniska i idę w nasiczniańską ciemność. W górze pełny asteryzm gwiazd, idę na południe, nocny horyzont zasłania trochę ciemna góra z jaskiniami, Gościniec mam blisko. W dłoni krzepko trzymam latarkę i kamerkę, kiedyś na spokojnie sobie pooglądam co nagrałem. Jutro, hmmmm, to już przecież dziś, będzie dalszy ciąg "konsumpcji", muszę się teraz wykąpać, wyspać a rano nie ruszam się nigdzie dalej niż dom mavo.
cdn
13.10.2012....Oczy otworzyłem gdzieś tak przed dziesiątą, wyjrzałem przez okno na działkę mavo a tam co jakiś czas „konsumowicz/ka” wita się z rześkim porannym powietrzem, dając sobie chwilkę namysłu w którą stronę iść... i w ślimaczym tempie z ręcznikiem w ręku idzie do strumienia obmyć noc. No dobra, ja też muszę się poprzeciąąąąąągać, pooooooooziewać , ogarnąć i zjeść śniadanie. Nie jest to łatwe, oj nie… ale się udało. Do ludzi ciągnie a i ciekawość jak oni sobie poradzili po tej nocy. Nie patrzę na zegarek, bo nigdzie się przecież nie śpieszę, ale jest chyba przed jedenastą, jak idę do domku mavo. Gospodarzy piesek, który wieczorem trochę na mnie poszczekał, później obwąchał a następnie spojrzał w oczy, tak jak to pieski potrafią patrzeć, gdy chcą trochę ludzkich pieszczot… i otrzymał i zaakceptował, teraz znowu ten wzrok, spora porcja pieszczot i odprowadza do sąsiedzkiej bramy. Mavo narzekał na niego bo go kilka razy dziabnął i z wzajemnością nie przepadają za sobą. Naprzeciw bramy za ogrodzeniem, dwie długowełniste owce czochrają się o koła jakiejś przyczepy, kilka kóz wskakuje na nią… chyba tak kozy lubią, kot idzie gdzieś w teren obadać co w trawie piszczy. Pochmurno, strasznie cicho i spokojnie. Na podwórku nawet dymek z ogniska się nie snuje, nie mówiąc o żywych ludziach… normalnie wszystkich wymiotło. W domu jednak jest jeden człowiek, kolega Browara (zapomniałem imienia), skręca swoje papierosy, ale jakiś… nieobecny. Jak nic wszystkich wygnało w góry i czapka z głowy dla nich i pełen szacun… ja nic nie planowałem. Rzucam hasło by ogarnąć „to co zastaliśmy” tak aby wracający ludzie z gór zastali „unijne normy bytowania”. Olkaa od razu bierze się za gospodarską robotę, ja „czeszę” podwórko a kolega Browara… nadal skręca papierosa. Gdy wchodzę ponownie do domu by sobie przydzielić dalszą robotę zauważam, że spod pierzyny wystaje jakiś nos… wołam olkę by pomogła rozwikłać zagadkę… któż tak sprytnie się zakamuflował… haa.
Ostatnio edytowane przez Recon ; 20-10-2012 o 15:55
Oceniliśmy, że to jak nic… mavo we własnej osobie, poznaliśmy go po nosie, chociaż nie ma go jakiegoś charakterystycznego. Skorzystał zapewne z okazji, że wszyscy się wynieśli i wskoczył pogrzać się pod pierzyną. Obok na podłodze leżały okulary z jednym zausznikiem, książka Agaty Christie A.B.C. i siekierka, co znaczyłoby, że albo do czytania mu była potrzebna, albo znalazł narzędzie zbrodni i pozostało jeszcze poszukać zbrodniarza, albo jest jeszcze inne rozwiązanie znane jemu a może… komuś innemu. Uspokojeni, że na ostrzu nie ma oznak krwi i pustka w domu to na pewno oznaka wyjścia ludzi w góry, postanowiliśmy nie budzić gospodarza domu by mógł pospać na miękkim i w cieple a sami zabraliśmy się dalej ogarniać parter domku. Zajęło nam to z półtorej godziny. W międzyczasie mavo jednak się sam obudził i czynnie włączył się w porządki.Tymczasem wyszło słońce i przed domkiem zrobiło się przyjemnie ciepło a za chwilę i… głodno. Sprzątając wyczailiśmy ogromną miskę pierogów i teraz olka ochoczo zabrała się na odsmażaniu ich na woku. Gdy tylko zmietliśmy pierwszą porcję a i zapach zapewnie rozniósł się po okolicy, to od razu przygnało z gór… Pierogowego z ekipą. Olka nie nadążała odsmażać a już następni szli pod górkę gdzie stał domek, tym razem szła ekipa z manio (z gitarą na plecach)i z Hero na czele. Pierogi parowały na stoliku, podlewano likier litewski,snuły się opowieści o ptaszkach, o smokach, o halucynogennych ziołach i doświadczeniach w tym temacie. Później już co chwila ktoś dochodził, dojeżdżał, odjeżdżał a i ja sam z Wiolą, Zbyszkiem i olką wybraliśmy się do Lutowisk po zakupy głównie związanych z czystością. Po drodze mieliśmy jeszcze oddać komuś w Dwerniku kociołek do pitraszenia. Zaraz po przyjeździe z olką, kobietą bieszczadzką i… no właśnie znowu zapomniałem z kim, wybraliśmy się do Ustrzyk Górnych zobaczyć przede wszystkim kawałek Czart Grania oraz nowy Zajazd Pod Caryńską.cdn
Ostatnio edytowane przez Recon ; 23-10-2012 o 23:29
Recon1 napisał :
To była Asia Zmiennocieplnai… no właśnie znowu zapomniałem z kim, wybraliśmy się do Ustrzyk Górnych zobaczyć przede wszystkim kawałek Czart Grania oraz nowy Zajazd Pod Caryńską.cdn
Dziękuję don Enriko a Asię Zmiennocieplną przepraszam :)
---------------------------------------------------------------------------------------
ZpC widziałem ostatni raz gdy był to jego ostatni dzień w całości oraz widziałem go w pierwszy dzień rozbiórki. Teraz jawił się całkiem niczym pałac nocną porą ,wyglądał okazale. Drzwi się otwierały i zamykały, ruch jak w McDonald`s pod Dworcem Centralnym, już przed drzwiami słychać wołania o odbiór zamówionych dań a za drzwiami już w środku full ludzi. Okalając wszystko widzę, że od strony biznesowej to bardzo dobrze rozkręcony biznes. W sumie moje jakieś wspomnieniowe sentymenty w zderzeniu z realizacją biznes planu właściciela mają się nijak. Właściciel oczekuje by mu się biznes kręcił i robi wszystko byklient był zadowolony, klient oczekuje dobrej obsługi, smacznego jedzenia,klimatu, czystości, komfortu i uczciwej ceny. Po pierwszej wizycie w Zajeździe pod Caryńską odnoszę wrażenie, że ta symbioza biznesu właściciela i jego klientów odniesie sukces.
Przeciskamy się przez tłum ludzi na sali jadalnej, schodząc do dolnej sali spotykamy manio, który podczas rozmowy zaproponował obejrzenie "swojego" pokoju wraz ze szczegółowym opisem jakie ma walory i udogodnienia. Witamy się też przy okazji z Jackiem właścicielem ZpC, który jak zauważam jest chyba wszędzie... był na górze, był za barem, jest na dole,zagląda na salę gdzie ma się za chwilę odbyć CzartGranie... no cóż, gospodarz musi mieć baczenie na wszystko.
Gdy siadamy w drugim rzędzie ławek na sali jeszcze pusto, ale ludzie zaczynają się schodzić. Ci których za chwilę będziemy podziwiać już stroją gitary, sjug suwa heblami miksera. Widzę jak Hero usadowił się bliżej sceny jako ten bardziej wtajemniczony i popija chmielowy napój, a ludzi wciąż przybywa, ba… już brakuje miejsc i to nawet na schodach. Jacek jako gospodarz „strzela” mowę powitalną. Słuchamy trzech wykonawców, przy którejś piosence mania (w duecie) olkaa zaczyna mnie szturchać by się zbierać (ją bardziej ciągnęło, jak widać!) do Nasicznego…to ona rządzi transportem, zbieramy się, ja trochę niechętnie bo zaczyna mi siępodobać. Wychodząc szukamy jeszcze Jacka i dajemy mu beczułkę piwa by mu sięZpC nie rozeschł. Na zewnątrz piękny wieczór z niebem pełnym gwiazd… teraz do Nasicznego, do mavo, do Pierogowego, do Browara, ach by nie wymieniać wszystkich, do muzyki, do kominka, do jedzonka (bo zgłodniałem) i do kieliszka (bo też mi się chce pić). Za Ustrzykami Górnymi wjeżdżamy w pełną noc… kurcze, za mało czasu byłem w ZpC. Olkaa jedzie prawie na pamięć ale zakręt do Nasicznego by ominęła, ja byłem jednak czujny
Cdn…
Ostatnio edytowane przez Recon ; 09-11-2012 o 23:48
Zapomniałeś dodać , że Manio też dotarł do Nasicznego ......za co ma u mnie ( chyba u wszystkich ) wielkie uznanie)
Nie zapomniałem! wcześniej o nim napisałem, a teraz jeszcze nie dotarłem do Nasicznego (zobacz, że jest cdn) :)ps... gratulacje za zdobycie stopnia Bieszczadnika :P
W nocy droga przez Bieszczady jest czasami jak w upiornej Transylwani, a gdy jeszcze księżyc w pełni to tylko patrzeć czy jakiś wilkołak przy drodze błyśnie zakrwionym okiem w oczekiwaniu na zbłąkanego turystę. Jakże często widać wtedy zwierzęta a zwłaszcza ich świecące oczy, a to lis sobie maszeruje poboczem, a to kuna przeleci w poprzek drogi, sarna przyczai się do skoku, sowa rzuci cień księżyca na asfalt. Jeszcze bardziej ciemno robi się od skrętu w Berehach aż do Nasicznego. Jakże inaczej wygląda droga gdy jedzie się w środku nocy i przy pełni księżyca od strony Smolnika do Majdanu. Niesamowity widok, zwłaszcza gdy jest bezchmurnie, bezwietrznie i ciepło. Teraz gdy jechaliśmy do Nasicznego było też bezchmurnie, bezwietrznie i tylko z tym ciepłem się nie zgadzało. Na nasze szczęście nie widzieliśmy na drodze wilkołaka! Jeszcze ostry skręt lekko pod górkę i za chwilę jesteśmy w domu… o domu mavo mogę tak powiedzieć. Znowu znajome widoki, grupka przy ognisku, grupka przy stole przed domem, w środku też są samoistne enklawy złożone z ciągle zmieniającymi się rozmówcami… a to przed kominkiem, a to przy stoliku, a to w części kuchennej i w każdej fajnie sobie można pogadać, posłuchać. Trwają przymiarki do obwieszenia zdjęciami jednej ze ścian, koło kominka słychać strojenie gitary, przy kuchni i stoliku brzęczy szkło. Lubię dźwięk gitary, więc gdy Ivan zaczyna uderzać w struny siadam koło kominka i słucham, klaszczę, czasami też śpiewam z innymi, później manio dojechał i dał cudny koncert, znowu Ivan, a też gitara nie była obca koledze Browara. Olkaa mnie odciągnęła od muzyki „bo ludzie głodni i trzeba coś im dać do ręki”… posłużyłem za kelnera (nie zresztą pierwszy raz w Nasicznem) roznosząc wyczarowane kanapki. W międzyczasie nastąpiło uroczyste otwarcie wystawy zdjęć i swoisty wernisaż. Kiedy w miarę kończono koncert gitarowy to Pierogowego już ciągnęło do muzyki mechanicznej. Za jakiś czas „gospodarz imprezy” niczym wyrwany z jakiegoś snu, bo w stroju by rzec iście wieczorowym (majteczki w kropeczki ło ho ho), poprosił do tańca damę wyrwaną niczym z balu studniówkowego, ale jakże w odmiennym stroju wieczorowym niż jej do tańca partner „kropeczkowy”. Ten bałamutnik niewieścich serc obtańczył chyba wszystkie niewiasty i to… w tych „ło ho ho”. Było koło trzeciej jak zauważalnie zaczęło zmniejszać się towarzystwo, pod wernisażem już „ktoś” spał w najlepsze, ale nie koniecznie z nudów, przy stoliku jakowyś kapelusznik, dzierżąc w dłoniach, niczym pitbull, butelkę piwa i spał na krześle w najlepsze (kapelusz mu się dobrze trzymał!). Nie miałem sumienia nad butelką i z uścisku udało się ją wyjąć, a później ruszył mnie ludzki odruch i kapelusznik został obudzony i nawet dał się namówić na pójście spać. Kilku osobom przy kominku jednak obce było wszelkie zmęczenie. To byli bieszczadnicy zaprawieni w nocnych pogaduchach. Mnie sen zaczął brać i czas było się dyplomatycznie wycofać do Gościńca. Cdn…
Ostatnio edytowane przez Recon ; 16-11-2012 o 23:52
Witaj. Mój pierwszy raz w Bieszczadach o tej porze roku to delikatne stąpanie po zmrożonych trawach. To radość oddechu i słowa z głębi siebie: jestem, żyję i mam się dobrze. Mam sie dobrze! Ostatnie spotkanie u naszego szlachetnego przyjaciela Mavo kojarzą sie z nim samym , po pierwsze ze słowmi : Mój dom jest waszym domem. Czujcie sie jak u siebie. Czy znacie kogoś takiego? Pozdrawiam.
Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)
Zakładki