Zatrzymał się na machnięcie ręką. Wiezie kilka młodych osób, które tutaj przyjechały konno z Polany. Podwozi mnie do drogi odchodzącej na Sękowiec. Zerkam na zegarek, jest godzina 15.45. Teraz z buta do miejsca tak gdzieś przed leśniczówką w Chmielu, tam znowu łapię stopa do drogi na Nasiczne. Jeszcze jeden stop do pierwszej drogi w lewo, to tylko kilkaset metrów, ale gdy jadę to deszcz zmienia się w nawałnicę. Wysiadam i już daję sobie spokój ze stopowaniem, ostro zacina, cieknie ciurkiem z kurtki, z kapelusza, z nosa, spodnie też całe mokre… nie będę narażał wilgocią suchych siedzeń. Chociaż czuję kilometry w nogach to idzie mi się całkiem dobrze. Woda przelewa się po asfalcie, pokonuję kilometry do Nasicznego. Gdy dochodzę do pierwszych zabudowań widzę znajomy samochód. Jest 17.10, czyżby Ewa po mnie wyjechała? NIE! Ona jechała kupić papierosy dla mavo… nie mówi nic, ale to jest taki cichy op…..l. Jedziemy do budki w Dwerniku i wracamy do Nasicznego… Ewa jedzie dalej do Cisnej spotkać się z Michałem, ja idę do mavo pogadać, ale u niego czuję jak siły ze mnie odchodzą i udaję się do swojego pokoju. Umawiamy się na wieczór.
„Pod jaskiniami” biorę gorący prysznic, coś jem, sięgam po Oregona, zaskakująco mały czas postoju i nie dziwię się, taka pogoda zmusza do chodzenia. Zmierzyłem dwa etapy, od kościoła w Zatwarnicy do miejsca gdzie złapałem gazika wyszło 18,36 km i drogą asfaltową od Dwernika 3,12 a gdy doliczę kilkaset metrów za Sękowcem i początek do kościoła to spokojnie mogę sumę zaokrąglić do 22 km.
Na smartfonie włączyłem też Endomondo, ale gdy odskakiwałem w chaszcze to włączyłem niechcący pauzę i dopiero schodząc na drogę przy sprawdzaniu czasu ponownie wystartowałem. Na niewiele się to i tak zdało bo gdzieś gdy wracałem z Krywego baterie padły całkiem. Mam nauczkę, smartfon jak będę brał w góry to tylko taki na zapas na „w razie czego” a tak to kartę sim przekładam do Nokii E52.
Cdn.