08.11.2014 Nasiczne
Jeszcze kilka zdjęć okolicy i ruszamy dalej. Spacerkiem docieramy do tablicy informacyjnej i w prawo odchodzącej ścieżki do cerkwiska i cmentarza w Caryńskiem. Ewa sobie odpuszcza schodzenie w dół a ja nawet nie muszę namawiać braciszka by ze mną zszedł i zobaczył. W Bieszczadach to dla mnie cmentarz numer jeden, zachwycam się jego niezwykłym umiejscowieniem i swoistym urokiem.
Nie chcę robić jakiejś klasyfikacji cmentarzy, ale gdybym miał na szybko wymienić następne „ulubione”, to miałbym na bank jeszcze trzy, będzie w miarę „krótko”.... ten w dawnej wsi Bereźnica Niżna za historię ludzi tam pochowanych a i za umiejscowienie, ten w dawnej Balnicy za „coś” nie dające się określić piękno i panującą ciszę, no i ten cmentarz z Żubraczego, za to że formalnie nie ma statusu cmentarza i też choćby za niezwykły w formie współczesny grób Janusza Radziszewskiego a także za grób księcia Władysława Giedroycia. Gdzieś we wcześniejszych opisach z wędrówek wspomniałem o tych grobach i cmentarzu, nawet był czas, że skupiłem się na rozszyfrowaniu kim był JR współcześnie pochowany, nawet rzuciłem na Forum zapytanie, ale bez zbytniego echa. Stosunkowo szybko dotarłem kim był, ale nurtowała mnie okoliczność dość szybkiej śmierci, bo cóż to jest 49 lat życia i okoliczność pochówku na nieformalnym cmentarzu, aż pewnego razu znalazłem coś w necie http://pl.soc.religia.narkive.com/hW...skie-cmentarze
Dobra, popłynąłem z tymi cmentarzami, ale jak tutaj opisuję to mi się tak coś przypomni więc piszę, może będzie mniej nudno.
Zenkowi na dawnym cmentarzyku nawet nie starałem się przeszkadzać, był to chyba jego pierwszy stary cmentarz w Bieszczadach, widziałem jak po nim chodził w zadumie, jak stawał i zapewne uruchamiał nieraz wyobraźnię, po pewnym dopiero czasie zaczął robić zdjęcia. Dopiero wtedy nawiązałem z nim rozmowę, trochę powiedziałem o cmentarzu i niezwykłym położeniu, o drzewach i wskazałem cerkwisko. Sam nienawidzę jak mnie ktoś ponagla gdy jestem na cmentarzu wiedząc, że tym co tam leżą już się nigdzie nie śpieszy i należy im się zaduma a i jednocześnie zaduma nad „Memento mori”… przemijaniem zycia.
Teraz już prawie prosto starą asfaltową drogą idziemy spacerkiem do następnego etapu wędrówki jakim jest schronisko Koliba. Po drodze mija nas grupka ludzi wyglądających na jakiś „badaczopomiarowców” sądząc po niesionych atrybutach. Zaczynam się rozkręcać, czasami nawet idę dużo wcześniej niż Ewa i Zenek, czasami razem a czasami za nimi jak to ja. To jeszcze jakaś chyba „genetyczna” nostalgia za łażeniem w samotności po Bieszczadach. Odeszła ona już w niebyt, ale lubi tak niespodziewanie uruchomić się poprzez przyśpieszenie lub spowalnianie chodu by być samemu z myślami a raczej na pewno z ich totalnym resetem, tak jak to tylko i wyłącznie facet potrafi… wyłączyć całkowicie lewą półkulę mózgową odpowiedzialną za mówienie
2014-11-08 11.12.08.jpgDSC00070.jpgDSC00071.jpgDSC00072.jpgDSC00073.jpgDSC00074.JPG

Cdn